[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zupełnie niewidoczna. Najważniejsze, że nie wyglądam jak narzeczona Frankensteina.
Siostra àelma zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ gÅ‚oÅ›no.
 Z pani śliczną buzką nigdy nie byłoby to możliwe. Dziecko drogie, to zbrodnia tak
się nie doceniać!
Susan spąsowiała. McGee wyglądał na rozbawionego.
Pielęgniarka pokręciła głową, zebrała pocięte bandaże, nożyczki i wyszła z sali.
 A teraz  powiedział lekarz  może pani porozmawiać ze swoim szefem z Mi-
lestone. Zgoda?
 Philem Gomezem?  Susan powtórzyła obce sobie nazwisko.  Nadal nie mogę
nic sobie o nim przypomnieć.
 Przypomni pani sobie  odpowiedział McGee, spoglądając na zegarek.  Jeszcze
jest wcześnie, ale niewykluczone, że zastaniemy go już w pracy.
Podniósł słuchawkę telefonu stojącego na nocnej szafce i przez szpitalną centralę za-
mówił rozmowę z Korporacją Milestone w Newport Beach, Kalifornia. Gomez był już
w pracy i podszedł do aparatu.
Przez kilka minut przysłuchiwała się rozmowie, słysząc tylko to, co mówi McGee.
Lekarz poinformował Gomeza, że Susan obudziła się ze śpiączki, że ma pewne luki
w pamięci, oczywiście  przejściowo . Następnie oddał jej słuchawkę.
Susan dotknęła jej, jakby to był jadowity wąż. Nie bardzo wiedziała, o czym ma roz-
mawiać. Z jednej strony perspektywa dalszego życia z olbrzymią dziurą w pamięci nie
wydawała się jej interesująca, z drugiej jednak pamiętała aż nadto dobrze niemiłe uczu-
cie, którego doznała poprzedniego dnia. Uczucie to sprowadzało się do wniosku, że
może lepiej byłoby nigdy już nie wiedzieć, na czym polegała jej praca. Gdy myślała
o Milestone, wciąż ogarniało ją nieokreślone, trudne do racjonalnego wyjaśnienia prze-
rażenie.
 Halo?
 Susan? Czy to naprawdÄ™ ty?
 Tak, to ja.
Gomez mówił chaotycznie, wysokim, miłym głosem.
 Susan, dzięki Bogu, dobrze, że cię słyszę, jak to dobrze, bardzo dobrze, naprawdę...
cieszę się, że cię słyszę, o tak... Wszyscy tu martwiliśmy się o ciebie, zamartwialiśmy się
na śmierć. Nawet Breckenridge martwił się o ciebie, a przecież powszechnie się uważa,
że on nie ma ludzkich uczuć, prawda? Jak się czujesz? Czy nic ci już nie dolega?
Głos Gomeza nie wywołał w pamięci Susan żadnych skojarzeń. Był to głos zupełnie
obcej osoby.
Rozmowa trwała prawie dziesięć minut i Gomez starał się w jej trakcie przypomnieć
Susan szczegóły dotyczące jej pracy w Milestone. Korporacja była niezależnym, prywat-
nym centrum badawczym, pracującym między innymi dla ITT, IBM, Exxon i innych
51
dużych firm. Susan nic to nie mówiło. Nie miała zielonego pojęcia, co oznacza  nieza-
leżne, prywatne centrum badawcze . Podobno zajmowała się tam zastosowaniami lasera
w komunikacji, ale nic na ten temat nie pamiętała. Potem Gomez opisał jej biuro w Mi-
lestone; brzmiało to jak opis nieznanej planety. Nie mniej obce były Susan nazwiska
jej przyjaciół i współpracowników: Eddie Gilroy, Ella Haversby, Tom Kavinsky, Anson
Breckenridge i inne. Pod koniec rozmowy w głosie Gomeza czuć było nie skrywane
rozczarowanie. Poprosił Susan, by dzwoniła do niego, kiedy tylko zechce, jeśli uzna, że
to może pomóc jej pamięci. Doradził, żeby porozumiała się telefonicznie także z innymi
współpracownikami z Milestone.
 I jeszcze jedno  dodał na koniec.  Nieważne, jak długo trwać będzie twoja re-
konwalescencja, miejsce pracy w Milestone cały czas czeka na ciebie.
 Dziękuję bardzo  powiedziała, wzruszona wspaniałomyślnością szefa i głębią
jego troski.
 Nie masz za co dziękować  odrzekł.  Jesteś cennym pracownikiem i po pro-
stu nie chcemy cię stracić. Gdyby nie to, że znajdujesz się ponad półtora tysiąca kilo-
metrów stąd, to byśmy cię odwiedzali i dokładali starań, żebyś jak najszybciej wróciła
do formy.
Chwilę pózniej pożegnali się i Susan odłożyła słuchawkę.
 No i co?  zapytał McGee.  Pomogło?
 Nie. Wciąż nic nie mogę sobie przypomnieć. Ale Phil Gomez był bardzo sympa-
tyczny.
Nie dodała, że zdziwiło ją, dlaczego nie pamięta tego człowieka, skoro jest taki miły
i serdeczny.
Nie dodała, że w czasie rozmowy pojawił się cień nieokreślonego zagrożenia, który
przysłonił dobre wrażenie, wywołane przez Phila Gomeza. W ogóle coraz częściej, gdy
myślała o Korporacji Milestone, czuła się nieswojo. Więcej niż nieswojo; po prostu się
bała. Tylko nie wiedziała czego.
* * *
Dwie godziny pózniej siedziała na krawędzi łóżka i machała nogami; ćwiczyła.
Potem siostra àelma pomogÅ‚a jej usiąść w fotelu na kółkach i powiedziaÅ‚a:
 Myślę, że tym razem może już pani wybrać się na przejażdżkę samodzielnie.
Proszę zrobić rundę po całym piętrze. Gdy omdleją pani ręce, wystarczy poprosić
pierwszą napotkaną pielęgniarkę, a przywiezie panią z powrotem.
 Czuję się wyśmienicie  odparła Susan.  Na pewno się nie zmęczę. Właściwie
to mogłabym nawet objechać piętro ze dwa razy.
52
 Wiedziałam, że pani tak powie  rzekła pielęgniarka.  Ale niech się pani lepiej
nastawi na jedną rundę, bo jestem pewna, że to wystarczy. Na maraton jeszcze przyjdzie
czas. Może po lunchu i przepisowej drzemce pozwolę pani zrobić drugą rundę.
 Rozpieszcza mnie siostra. Jestem dużo silniejsza, niż się siostrze wydaje.
 Wiedziałam, że pani tak powie. Jest pani niepoprawna, moje dziecko.
Susan zawstydziła się, bo pamiętała wczorajszą historię, kiedy postanowiła stanąć
o własnych siłach, a okazało się, że nie jest w stanie nawet usiąść na wózku bez pomocy
pielęgniarki.
 Dobrze  zgodziła się.  Jedna runda. Ale po lunchu i drzemce zrobię kilka
rund. Poza tym obiecała mi wczoraj siostra, że dziś będę mogła spróbować przejść parę
kroków. Trzymam siostrę za słowo.
 Niepoprawna  powtórzyła z uśmiechem pielęgniarka.
 A teraz chcę wreszcie wyjrzeć przez to okno  powiedziała Susan.
Minęła sąsiednie, wciąż jeszcze nie zajęte, łóżko i podjechała do okna, przez które ze
swojego łóżka widziała tylko niebo i wierzchołki wyższych drzew. Ale nawet teraz, ze
względu na to, że parapet był dość wysoko, musiała mocno wyciągnąć szyję, by zoba-
czyć coś więcej.
Odkryła, że szpital stoi na szczycie wzgórza, jednego z łańcucha wzgórz, które ota-
czały małą dolinę. Niektóre stoki porośnięte były gęstym lasem sosnowym, jodłowym,
świerkowym lub mieszanym, a inne pokrywały szmaragdowe łąki. Na dnie doliny znaj-
dowało się miasteczko, którego krańce wchodziły już na niektóre wzgórza. Większość
budynków zbudowana była z cegły lub kamienia, zdarzały się też drewniane domostwa.
Wszędzie było dużo drzew i zieleni. Choć dzień był szary i ponury, a po niebie gnały
brzydkie, burzowe chmury, grożące deszczem, miasteczko podobało się Susan, mogłaby
nawet ocenić je jako całkiem ładne.
 Urocze  stwierdziła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl