[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się nagle i usłyszeli głos Denise:
 Teraz będzie następne przedstawienie. . . Wystąpicie w głównych rolach.
18
 Zawrzyjmy umowę  jęknął Corelli.
Creasy podniósł wzrok znad brezentowej torby. Był w kącie garażu. Corel-
li siedział nadal przy stole, pochylając się wyczekująco. Ręce miał skute z tyłu
kajdankami.
 Zawrzyjmy umowę  powtórzył.
Creasy wziął do ręki brezentową torbę, zaniósł ją na stół i otworzył.
 Jaką umowę?  zapytał.
 Zaręczę, że pańscy przyjaciele zostaną zwolnieni. Dam panu osobiste gwa-
rancje.
Creasy wyjął z torby kilka przedmiotów, kładąc je na stole.
 Twoje osobiste gwarancje nie są warte funta kłaków  stwierdził jakby od
niechcenia.
Francuz nie dawał za wygraną.
 Mam władzę. Jeśli powiem Boutinowi, żeby ich wypuścił, zrobi to. . . Po-
trzebuje mnie.
Creasy zaśmiał się drwiąco.
 Jesteś mu potrzebny jak dziura w moście. O ile wiem, opłaca co drugiego
policjanta w Marsylii. Jeżeli do niego zadzwonisz i każesz mu zwolnić moich
przyjaciół, znikną na zawsze, a Boutin nie przyzna się, że kiedykolwiek o nich
słyszał. Przypuszczalnie ty też w ciągu paru dni będziesz martwy. Jesteś tylko
parszywym gliną, Corelli. Boutin tobą gardzi. Stałeś się marionetką.
Rozmawiając z inspektorem, Creasy nie tracił czasu. Zdjąwszy kurtkę włożył
czarną kamizelkę i dwie kabury. Corelli patrzył oniemiały, jak wtyka w kieszenie
kamizelki osiem granatów. Potem rozebrał pistolet maszynowy, zmontował go
ponownie i założył magazynek. Broń mieściła mu się idealnie w futerale pod lewą
pachą. Trzykrotnie sprawdzał, jak szybko potrafi ją wyciągnąć i wycelować. Robił
to błyskawicznie. Poćwiczył też wyjmowanie Colta z kabury po prawej stronie.
Na koniec wetknął pistolet maszynowy i zapasowe magazynki w kieszenie u dołu
kamizelki, cofnął się o krok i na oczach przerażonego inspektora w ciągu trzech
sekund wyjął broń, zmienił magazynek i znów ją schował.
W Marsylii, podobnie jak we wszystkich większych miastach, istniała dobo-
67
rowa jednostka policji, przeznaczona do walki z terroryzmem. Corelli widział,
jak szkolono tych ludzi. Byli bardzo sprawni, ale bez wątpienia żaden z nich nie
dorównywał człowiekowi, którego miał przed sobą.
Na koniec Creasy założył wyjętą z torby czarną drelichową kurtkę. Była luzna
i zasłaniała mu uda. Nawet, gdy jej nie zapiął, nikt nie mógł zauważyć ukrytej
pod spodem broni. Kiedy sięgnął po czarne pudełko z urządzeniem do zdalne-
go sterowania, Corelli znieruchomiał. Creasy wsunął pudełko do prawej kieszeni
i powiedział krótko:
 Wstawaj.
Zdenerwowany Francuz podniósł się z krzesła. Creasy podszedł do niego od
tyłu, zdjął mu kajdanki i włożył je do lewej kieszeni, w której miał ich już dwie
pary.
 W drogę  rozkazał.  Pójdziemy na spotkanie z tym twoim sympatycz-
nym kumplem.
19
Jens Jensen po raz pierwszy w życiu został dotkliwie pobiły. Cierpiał fizycznie
i psychicznie. Co najgorsze, zadawano mu ból w bezmyślny, mechaniczny sposób.
Leżał skulony na podłodze, a dwaj mężczyzni kopali go, gdzie popadło. Trwało
to już kilka minut. Działali z wyrachowaniem, znęcając się nad nim na zmianę.
Słyszał jęki Michaela, skopywanego w drugim końcu pokoju przez dwóch innych
ludzi.
Przywieziono ich furgonetką z przystawionymi do głów pistoletami i wpro-
wadzono przez tylne drzwi dużego domu najpierw do kuchni, a potem schodami
do piwnicy. Kazano im położyć się na podłodze z rękami do przodu i nie pod-
nosić głów. Po kilku minutach usłyszeli odgłos kroków. Leżąc twarzą do ziemi
Jens zobaczył nogi zbliżających się do niego dwóch osób. Buty jednej z nich by-
ły brązowe, zrobione ze lśniącej skóry aligatora; drugie  czarne, na wysokich
obcasach  należały do Denise Defors. Jens przypuszczał, że towarzyszący jej
mężczyzna to Yves Boutin. Odezwał się po angielsku, mówiąc z silnym francu-
skim akcentem:
 Dokładnie za dziesięć minut zadam wam kilka pytań. Tymczasem doświad-
czycie na własnej skórze, czego możecie się spodziewać, jeśli nie usłyszę odpo-
wiedzi, i to zgodnych z prawdÄ….
Gdy Boutin i kobieta odeszli, Jens poczuł bolesne kopniaki i usłyszał krzyk
Michaela:
 Skul siÄ™ i nie stawiaj oporu!
W tym momencie przyszło mu do głowy dziwne skojarzenie. Przypomniał so-
bie, jak przed laty w szkole nauczyciel fizyki próbował wyjaśnić im teorię względ-
ności Einsteina:
 Gdy posiedzisz dwie sekundy na gorącym piecu, wydaje ci się, że spędziłeś
tam dwie minuty, ale gdy całujesz przez dwie minuty piękną dziewczynę, masz
wrażenie, że minęły dwie sekundy.
Jens był bity przez dziesięć minut, a czuł się tak, jakby trwało to dziesięć
godzin. Gdy pozostawiono go wreszcie w spokoju, leżał skulony na podłodze,
jęcząc z bólu. Dwaj stojący nad nim mężczyzni dyskutowali, czy następnego dnia
Marsylia wygra w piłkę nożną z Monako. Potem jeden z nich rozkazał:
69
 Połóż się na brzuchu i wyciągnij ręce!
Jens zaczął rozprostowywać obolałe ciało. Robił to jednak zbyt wolno. Męż-
czyzna postąpił krok do przodu i kopnął go w nerki. Jens jęknął z bólu i położył się
twarzą do ziemi. Kilkanaście centymetrów od wyciągniętych rąk zobaczył znów
buty ze skóry aligatora. Widział też nogi stojącej dwa metry dalej kobiety.
 Jak się nazywasz?  zapytał mężczyzna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl