[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bowiem synaczek przed miesiącem urodzony nie puszczał matusi od siebie. Jagna zaś, pani
Zaborowska, cześnikowa zakroczymska, uzyskawszy pozwolenie małżonka, pląsała z
zawziętością wielką; a że jej czepiec przy tańcu wadził, zdjęła go ukradkiem i hulała, jakby na
własnym weselu Ewunia Reyówna, co tak z Kachny Matuzalowych lat żartowała, sama dobiegła
tejże mety, bo właśnie we wielkanocne święta cyfrę dwóch dwójek przekroczyła. Basia
Szczepiecka, mimo że raczej niedźwiadkowi niż pannie była podobna, przecież znalazła
wielbiciela i tańczyła prawie ciągle — tylko ze swym narzeczonym, imci panem Jakubem
Oleskim, podsędkiem sochaczewskim. Tenże, bardzo szczupłej urody młodzian, a wzrostem
pannie ledwie ramienia sięgający, dumny był, że taka sążnista dziewa jego, mizeraczka, na
dozgonnego towarzysza sobie upodobała.
Król Stefan darował młodej pani trzy sznury pereł uriańskich, królowa Anna modlitewnik
łaciński w szczerozłotej oprawie, od męża dostała Gryzelda kilkanaście sztuk drogich materii na
suknie i skrzynkę pełną klejnotów. Prócz tego wszyscy goście, tak Polacy, jak Węgrzy, znosili jej
cenne podarunki.
W kilka dni po weselu odbyło się wspaniałe przyjęcie na zamku w Rabsztynie, własności
pana hetmana. Po uczcie dwie roty żołnierzy pieszych kruszyło ze sobą kopie, wieczorem palono
ognie sztuczne. Zamoyski ofiarował królowi najpiękniejszego konia ze swego stada, królowej
kubek złoty, a wszystkim gościom pamiątkowe monety złote z wizerunkiem twarzy królewskiej.
Późno w noc wrócono do Krakowa.
Jaś Chojnacki, odbywszy chrzest wojenny pod Wielkimi Łukami, powrócił do domu
pomagać staremu ojcu w gospodarstwie, inni paziowie pełnili teraz służbę przy królowej. I właśnie
jeden z nich, dyżurny, wniósł na tacy śniadanie miłościwej pani, ulubiony jej krupniczek z drobnej,
jęczmiennej kaszki. Nakrył stolik białym haftowanym ręcznikiem, ustawił na nim wazkę, talerz i
łyżkę i nie odchodził ku drzwiom, lecz stał jak żołnierz przed hetmanem, patrząc bystro w oczy
królowej.
— Masz co do powiedzenia? — spytała,
— Jego wielmożność pan miecznik Wolski uprasza o posłuchanie w pilnej sprawie.
— Mówiłeś mu, żem jeszcze nie śniadała?
— Tak jest; powiedział, że zaczeka, pokąd rozkażecie. Siedzi w antykamerze.
— Wpuść pana miecznika do bawialni i proś, by raczył spocząć. Za ćwierć godziny będę
mu rada.
— Dawno nie widziałam waszej miłości, panie mieczniku — rzekła Anna wchodząc po
niedługiej chwilce do bawialnej komnaty. — Witam was uprzejmie. Jakąż to sprawę macie do
mnie? Jeżeli ino w mojej mocy przysłużyć się wam, skwapliwie to uczynię. Lecz... nie sami
jesteście... paź nie powiadomił mnie, że macie towarzysza ze sobą.
--- Ten ci to człek niepoczciwy jest przyczyną, dla której ośmieliłem się nachodzić waszą
królewską mość o tak wczesnej porze.
--- Zaciekawiacie mię srodze, panie mieczniku...
--- Mam zaszczyt przedstawić najmiłościwszej pani syna dobrego przyjaciela: Stanisław
Żółkiewski, wojewodzie bełzki.
— Zbliżcie się, panie wojewodzicu; znam od wielu lat zacnego ojca waszego. Że zasię
niedaleko pada jabłko od jabłoni, tuszę, że chlubę ino a pociechę przynosicie rodzicowi i miłej
matce Rzeczypospolitej.
Podała mu rękę; ucałował ją ze czcią i skłoniwszy się nisko, stanął skromnie na uboczu.
— Cóż tedy usłyszę, mości mieczniku? — spytała siadając za stołem i wskazując gościom
ławę po drugiej stronie.
— W krótkich słowach rzecz przedstawię — rzekł Wolski. — Pojutrze na cześć
nowożeńców i ku chlubnemu przypomnieniu tylokrotnych zwycięstw miłościwego pana nad
Moskwą odbędą się piękne przedstawienia i zabawne igrzyska na rynku krakowskim. Młodsi z
rycerstwa, pochopni do uciesznych pomysłów, ułożyliśmy, by własnym sumptem, własnymi
dworzany, a nawet z osobistym udziałem poczynić orszaki wojenne, alegoryczne wizerunki, takoż
pogańskie bożyszcza nadobnie wyobrażone przez żywe osoby, i one ciekawe bawidła
przeprowadzić dokoła rynku, zatrzymując się dłużej przed domem Spiglera, gdzie najjaśniejszy
pan przyrzekł zasiąść na ganku wraz z waszą królewską miłością, gwoli przypatrywania się
igrzyskom.
— Tak jest, ale nie dorozumiewam się, w czym ja?
— Otóż wchodzę właśnie in medias res... O pana wojewodzica tu chodzi, którego
nieświadomego mych celów, chytrze przed obliczność waszej królewskiej miłości przywiodłem.
Błagam pomocy najjaśniejszej pani. Ten oto młody rycerz wzdraga się uparcie przedstawić swą
osobą Dianę, boginię rzymską, której rolę my starsi przeznaczyliśmy dlań jednogłośnie.
Poczynione są właśnie wozy o wyzłacanych kołach i kwiatami przystrojonych siedziskach, na tych
to rydwanach stać będą, niczym rzeźbione posągi, przeróżni starożytni bogowie, boginie i nimfy.
Nie w mocy naszej przedstawić całe mnóstwo tych mieszkańców pogańskiego nieba, ino co
ważniejsze wybraliśmy. Cóż teraz począć z kozłem zaciętym, co się uwziął zepsować nam taki
grzeczny pomysł.
— Toć bez Diany można się obyć...— rzucił niechętnie Żółkiewski.
— A nie można! Właśnie Diana konieczna. Król jego miłość ino wojnę a łowy miłuje;
Pomoną ani Florą go nie uraczymy.
— Takżeście nieużyty, panie wojewodzicu? — spytała z uśmiechem królowa. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl