[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zupełnie inny pokój, prawda? - powitał mnie. - Twoja cioteczna babcia ma pojęcie o feng shui, nie
ma co.
- Nie bój się, niczego nie wyrzuciłam - powiedziała ciocia Maddy, usadowiona z książką na łóżku. -
Tylko trochę posprzątałam i starłam kurze, żeby było mi tu przyjemniej siedzieć.
Nie mogłam inaczej, musiałam ją wycałować.
- A ja tak strasznie się martwiłam przez cały dzień. Xemerius z zapałem kiwnął głową.
- I słusznie! Ledwie zdążyliśmy przeczytać dziesięć stron... eee... to znaczy ledwie ciocia Maddy
zdążyła przeczytać dziesięć stron, a już przylazła tu Charlotta - relacjonował. - Wyglądała jak łódz
podwodna, kiedy zobaczyła ciocię. Ale szybko się pozbierała i oznajmiła, że chciała pożyczyć
gumkÄ™ do wycierania.
Ciocia Maddy opowiedziała to samo.
- Ponieważ właśnie posprzątałam na biurku, mogłam jej pomóc. Nawiasem mówiąc,
zatemperowałam też twoje kredki i poukładałam kolorami. Potem przyszła jeszcze raz, rzekomo po
to, żeby oddać gumkę. Po południu zamienialiśmy się Z Nickiem, w końcu musiałam czasem pójść
do toalety.
- Pięć razy, nawiasem mówiąc - wtrącił Nick, który przyszedł za mną.
- To przez tę herbatę - dodała ze skruchą ciocia Maddy.
- Dziękuję bardzo, ciociu, zrobiłaś to fantastycznie. Wszyscy zrobiliście to fantastycznie. - Znów
poczochrałam Nickowi włosy.
Ciocia Maddy zaśmiała się.
- Lubię się do czegoś przydać. Uprzedziłam też Violettę, że nasze jutrzejsze spotkanie musi się
odbyć w twoim pokoju.
- Ciociu Maddy! Chyba nie opowiedziałaś Violetcie o chronografie! - krzyknął Nick.
- Oczywiście, że nie! - Ciocia Maddy spojrzała na niego z oburzeniem. - Przecież przysięgłam na
własne życie. Powiedziałam jej, że tu na górze będziemy miały lepsze światło do robótek ręcznych.
Tylko twoje okno jest nieszczelne, moje dziecko, gdzieś tu jest przeciąg, przez cały czas czułam
chłodny podmuch.
Xemerius spojrzał na mnie z poczuciem winy.
- Przecież nie robię tego specjalnie - powiedział. - Ale ta książka była taka ciekawa.
Myślami byłam już przy kolejnej nocy.
- Ciociu Maddy, kto właściwie mieszkał w moim pokoju w listopadzie 1993 roku?
Ciocia Maddy zamyśliła się, zmarszczywszy czoło.
- W 1993 roku? Niech się zastanowię. Wtedy premierem była jeszcze Margaret Thatcher? To
wtedy... ach, jakżeż to było?
- Phi! Starsza pani wszystko miesza - wtrącił Xemerius. -Mnie lepiej zapytaj. 1993 to był rok, w
którym do kin wszedł Dzień świstaka, widziałem go czternaście razy, poza tym ujawniono romans
księcia Karola z Camillą Parker-Bowles, a premierem był...
- To właściwie obojętne - przerwałam mu. - Chcę tylko wiedzieć, czy mogę stąd bezpiecznie
przeskoczyć do 1993 roku. -Podejrzewałam bowiem Charlotte, że zdążyła sprawić sobie czarny
kostium do walki wręcz i przez całą dobę będzie obserwowała korytarz. - Czy ten pokój był
zamieszkany, czy nie, ciociu Maddy?
- Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysilio-gogogoch! - zawołała ciocia Maddy, a
Xemerius, Nick i ja wlepiliśmy w nią zaskoczone spojrzenia.
- Teraz do reszty zwariowała - powiedział Xemerius. - Już dzisiaj po południu zauważyłem, że w
trakcie czytania śmieje się nie w tych miejscach, co trzeba.
- Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysilio-gogogoch - powtórzyła ciocia Maddy i
rozpromieniona włożyła do ust cytrynowy cukierek. - Tak nazywało się miasto w Walii, z którego
pochodziła nasza gospodyni. I niech ktoś mi jeszcze powie, że mam słabą pamięć.
- Ciociu Maddy, ja chcę tylko wiedzieć, czy...
- Tak, tak, tak. Gospodyni nazywała się Gladiola Langdon i na początku lat dziewięćdziesiątych
zajmowała pokój twojej mamy - wpadła mi w słowo ciocia Maddy. - Zdziwiona, co?
Twoja ciocia ma bowiem, wbrew powszechnie panującej opinii, fantastycznie funkcjonujący mózg.
Reszta pokoi tu na górze by-; la używana tylko od czasu do czasu jako pokoje gościnne, a po-' za
tym stały puste. Gladiola miała dosyć kiepski słuch. Możesz więc bez obaw wsiadać do swego
wehikułu czasu i wyczołgać się z niego dopiero w 1993 roku. - Zachichotała. - Gladiola Langdon.
Nigdy nie zapomnę jej szarlotki. Poczciwina, nie wykrawała gniazd nasiennych.
Mama miała pewne wyrzuty sumienia w związku z moją rzekomą grypą. Falk de Villiers zadzwonił
do niej po południu i przekazał zalecenia doktora White'a: leżeć w łóżku i pić dużo gorących
płynów. Sto razy powtarzała, jak jej przykro, że mi nie uwierzyła, i własnoręcznie wycisnęła dla
mnie trzy cytryny. Potem przez pół godziny siedziała przy moim łóżku, %7łeby się upewnić, że
wszystko wypiłam. Ponieważ nieco zbyt głośno szczękałam zębami, otuliła mnie dwiema
dodatkowymi kołdrami, a na stopy położyła termofor.
- Jestem wyrodną matką - powiedziała i pogłaskała mnie po głowie. -1 to jeszcze teraz, kiedy jest ci
tak ciężko.
No cóż, miała rację. I to nie tylko dlatego, że czułam się jak w saunie, a na moim brzuchu pewnie
można by smażyć jajka Sadzone. Przez sekundę pozwoliłam sobie pławić się we współczuciu dla
siebie.
- Nie jesteś wyrodną matką, mamo - zaprzeczyłam. Mama wyglądała na jeszcze bardziej
zatroskaną, jeśli to
w ogóle było możliwe.
- Mam ogromną nadzieję, że ci opętani tajemniczy starcy nie każą ci robić nic niebezpiecznego.
Szybko wzięłam cztery łyki gorącej herbaty. Tak jak zawsze zastanawiałam się, czy nie powinnam
jednak wtajemniczyć mamy we wszystko. To nie było miłe uczucie okłamywać ją czy też
przemilczać tak ważne rzeczy. Ale nie chciałam, żeby się o mnie martwiła czy wręcz wdała w
konflikt ze Strażnikami. Poza tym prawdopodobnie nie byłaby zachwycona, że przechowuję
skradziony chronograf i na własną rękę urządzam sobie wycieczki w przeszłość.
- Falk zapewniał mnie, że przez cały czas siedzisz tylko w piwnicy i odrabiasz lekcje - powiedziała.
- I mogę się martwić jedynie o to, że masz za mało światła dziennego.
Ociągałam się jeszcze przez sekundę, a potem uśmiechnęłam się krzywo.
- Ma racjÄ™. Jest ciemno i nudno jak diabli.
- To dobrze. Nie chciałabym, żeby stało się z tobą to co wtedy z Lucy.
- Mamo? Co się właściwie wtedy stało?
W ciągu ostatnich dwóch tygodni nie pierwszy raz zadałam jej to pytanie, ale jeszcze nigdy nie
udzieliła mi zadowalającej odpowiedzi.
- Przecież wiesz. - Mama znowu mnie pogłaskała. - Och, moja biedna myszeczko! Cała płoniesz z
tej gorÄ…czki!
Aagodnie odsunęłam jej rękę. Ze płonę, to prawda. Ale nie z gorączki.
- Mamo, ja naprawdę chcę wiedzieć, co się wtedy stało. Wahała się przez chwilę, a potem jeszcze
raz opowiedziała
mi to, o czym wiedziałam już od dawna: że Lucy i Paul uznali, iż nie wolno zamykać kręgu krwi,
ukradli chronograf i ukryli się razem z nim, ponieważ Strażnicy nie podzielali ich opinii.
- Ponieważ niemożliwe było wymknąć się z sieci Strażników, bo na pewno mają swoich ludzi w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl