[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wino, nie rozmawiając zbyt wiele, słońce zachodzi. Przychodzi SMS od Trulsa: Zawsze miałem
kontrolę nad uczuciami, nie sądziłem, że tak mnie wezmie. Musi się uśmiechnąć, co za dobór
słów. Sobotni wieczór, on wciąż siedzi na dworze, na pewno pił koniak. Ona ma ochotę pokazać
tę wiadomość koleżance. Ogromną, niepojętą ochotę. Po krótkim wprowadzeniu pokazuje ją
więc i natychmiast cofa telefon, mocno zawstydzona. To przecież czyste szaleństwo śmieje
siÄ™.
Przyjaciółka nie odpowiada śmiechem.
Pilnuj tego faceta odpowiada.
Kilka kieliszków pózniej przyjaciółka odchodzi, a ona pisze w półmroku: Kocham cię,
wiesz przecież.
W pewien sposób wydaje się to słuszne, chociaż nie jest prawdą. Słowa mówią, w trakcie
pisania migoczą na wyświetlaczu bardziej niż czarno na białym. Potem żałuje, pewna jej cząstka
żałuje już podczas pisania, sama nie wie, czy jest zakochana czy napalona, a jednak pisze.
Rano budzi się ze wstydem i nadzieją, że nie wysłała tego SMS-a. Nie dowie się tego,
zawsze przecież kasuje takie wiadomości zaraz po wysłaniu, żeby nie znalezć ich w skrzynce
następnego ranka i się nie wstydzić. To przecież nieprawda. Ale wstyd. Boi się następnego
SMS-a od niego, który być może brzmi: Ja ciebie też! Ale on nic nie odpisuje.
Wchodzi do salonu samochodowego, żeby zobaczyć, jak wyglądają jego pracownicy.
Siedzą czy stoją? Jakiś czas temu kupowała tam wycieraczki, ale nie przyglądała się wtedy
mężczyznom w taki sposób, jak robi to teraz. Na różnych etapach życia, kiedy szukała sobie
mężczyzny, zdarzało się jej rozglądać w autobusie, u lekarza, w kawiarniach, muzeach, no
i naturalnie na wykładach, na uczelni, właściwie wszędzie, ale nigdy w salonie albo warsztacie
samochodowym. Nigdy nie patrzyła w taki sposób na robotników, którzy przychodzili do niej coś
naprawić. To znaczy w taki, ale nie w taki jak na kochanka. Zdarzało się jej wkładać sukienkę,
szpilki i malować usta przed wyjazdem do warsztatu, żeby zapewnić sobie lepszą obsługę, kiedy
zapyta, co dzieje się ze sprzęgłem, gdyż taką właśnie obsługę zapewniała jej krótka spódniczka,
czerwona szminka i wysokie obcasy. Wie to z doświadczenia, mężczyzni są naprawdę
nieskomplikowani. A jednak, zachęcając tamtych mężczyzn do patrzenia na siebie, nie
odwzajemniała ich spojrzeń. Nigdy nie myślała o takich facetach jak o potencjalnych partnerach,
nigdy! W ogóle nie zastanawiając się nad tym, jak gdyby było to prawo natury, zawsze
wykluczała takich mężczyzn z grona potencjalnych partnerów. Nawet w okresach najbardziej
desperackiej samotności nie przyszłoby jej do głowy poszukać sobie partnera w warsztacie
samochodowym. Tak czuje się i w tej chwili, pomiędzy lśniącymi samochodami stojącymi
w salonie. Za szklaną szybą siedzi brzuchaty facet w średnim wieku, ubrany w niebieską koszulę
z logo Volvo, czy to sprzedawca? A ten, który obsługuje starszego mężczyznę z wąsami,
w dziale, w którym wiszą felgi i inne akcesoria o nieznanych jej nazwach? Są jej zupełnie obcy.
Truls Olsen jest wyjątkiem, który potwierdza regułę. Poza tym nie są parą i nie będą. Sypiają ze
sobą, tylko o to chodzi, o coś cielesnego, zwierzęcego, jak w Pannie Julii Strindberga, jak
w przypadku Lady Chatterley i leśniczego. Musi jednak zadać sobie pytanie, czy ten mechanizm
automatycznego wykluczenia pozbawił ją szans na zawarcie wartościowej znajomości? Być
może, być może, ale co z tego? Nikt nie jest zupełnie otwarty. Wszyscy mają jakieś wyobrażenia
o przyszłych partnerach, o tym, gdzie ich znajdą i gdzie ich nie znajdą, również Truls Olsen.
Nigdy nie sądził, że mogłaby pociągać go kobieta pracująca w Instytucie Lingwistyki
i Literaturoznawstwa na Uniwersytecie w Oslo. Ciągnie swój do swego. Muzułmanie żenią się
z muzułmankami, chrześcijanie z chrześcijankami, wykładowcy z wykładowczyniami,
sprzedawcy samochodów ze sprzedawczyniami mebli, zdarzają się rzadkie przypadki, gdy
muzułmanin zakocha się w chrześcijance albo profesorka spędzi kilka miłych chwil ze
sprzedawcą samochodów i na odwrót. Ale najlepiej będzie nie oglądać go przy pracy. Próbuje
wyobrazić sobie sprzedawcę Volvo zza szyby w łóżku, ale okazuje się to kompletną porażką.
On widzi spadającą gwiazdę na Hardangervidda. Pisze do niej, że pomyślał sobie
życzenie. Ona czuje ukłucie w sercu.
Na poboczu drogi znajduje czterolistną koniczynkę i pisze mu o tym. Gdy chciała
zatankować, nie mogła odkręcić korka wlewu paliwa, czy to coś znaczy?
%7łe musisz do mnie przyjechać, a ja ci to naprawię.
Dzwoni do niej po powrocie ze Skien, gdy Sverre nie może już słuchać, o czym rozmawia
w samochodzie i komentować, jakby to wszystko było takie proste. Pyta, czy Louise nie spotyka
siÄ™ z kimÅ› innym. Ona milknie.
No tak, nie wiem, czy mam prawo czegoś od ciebie oczekiwać, ale nie chciałbym, żeby
tak było.
Ona wciąż milczy.
W porządku. Zpij dobrze, moja dziewczynko mówi, wymykają mu się te słowa,
pewnie tak zwraca się do swoich kochanek. Domyśla się, że miał ich sporo.
Dziewczynko! Podoba się jej to. Słowa są ważne. Pewien facet próbował mówić do niej
skarbie. Dobrej nocy, skarbie. To było straszne. Odrzucało ją. Na pewno jego ojciec zwracał się
tak do jego matki, wyobrażała sobie wówczas jego starych rodziców. Inny mówił do niej kotku.
Paskudne, odstręczające. Może wyczytał to w gazecie albo jego ojciec zwracał się tak do jego
matki.
Do niczego między nimi nie doszło. Słowa są ważne.
Dziewczynka jest w porzÄ…dku.
Znowu zaprasza jÄ… do siebie.
Ale czy powinna jechać? I co to właściwie znaczy? Jedna wizyta to przygoda, wyzwanie,
ciekawość, ale powrót jest już stąpaniem po cienkim lodzie. Nie wspomina o tym nikomu,
zachowuje siÄ™ jak ludzie oddajÄ…cy siÄ™ perwersjom, nie wystawiajÄ…c siÄ™ na widok publiczny. Tym
razem znajduje drogę sama, przejeżdża przez centrum Skien, kieruje się do dzielnicy
sprzedawców samochodów i parkieciarzy, mniej zawstydzona i zarazem bardziej zawstydzona
niż poprzednio. On stoi w drzwiach z uśmiechem, jakby jej przyjazd był czymś oczywistym,
jakby oczywistym było, że zaparkuje przed jego domem. Dlaczego nie jest przestraszony?
Dlaczego nie jest zdenerwowany? Na szczęście psy są w pobliżu, na szczęście ma pod ręką
okulary przeciwsłoneczne, na szczęście jest pora na piwo. Po dziesięciu minutach nie jest tak zle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]