[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może sobie odpuści. Ma tyle roboty, że starczyłoby dla dzie-
74 CYGACSKA SZKATUAKA
sięciu takich, ale przyczepiła się do mnie jak rzep do psiego
ogona. Dzień w dzień wierci mi dziurę w brzuchu, żebym
powiedział jej coś więcej o tajemniczym dziecku" .
- Zbywaj jÄ… byle czym. Dziecko ma siÄ™ dobrze. Chcemy
je zaadoptować.
- Czy przypadkiem nie musicie być do tego małżeń
stwem?
- Będziemy. Dzięki za ostrzeżenie.
Michael odłożył słuchawkę i odwrócił się do Brett, która
stała za jego plecami.
- To był twój znajomy policjant, tak? Co powiedział?
- Za dużo.
- Coś się stało...?
- Nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić jako mał
żeństwo.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Małżeństwo? - wydusiła z siebie to pytanie po kilku
sekundach.
- Właśnie. Uważam... jestem przekonany, że byłby to
rozsÄ…dny krok.
- Przyznasz, że nie jest to sposób, w jaki ludzie zazwyczaj
opisują małżeństwo.
- Dlatego że większość ludzi popełnia błąd, koncentrując
się na uczuciach, zamiast częściej używać głowy.
- Tak czy inaczej nie rozumiem - odparła posępnie - dla
czego twoja głowa podpowiada ci, że małżeństwo ze mną
byłoby rozsądnym krokiem. Nawet mnie nie znasz.
- Znam cię lepiej, niż sądzisz.
Czy mogła zarzucić mu przesadę, jeśli czuła tak samo?
Wciąż miała wrażenie, że poznała go dużo wcześniej, w in
nych czasach albo w innym życiu.
- Co takiego powiedział ci znajomy policjant, że ni stąd,
ni zowąd wpadłeś na pomysł z małżeństwem? Stało się coś?
- Tłumaczyłem ci przecież, że jeżeli chcesz walczyć o za
trzymanie u siebie Hope, musisz mieć jakiś plan.
- Jakiś plan" to niekoniecznie małżeństwo.
- Byłby to rozsądny krok. Opiekunowie społeczni, kura
torzy z ośrodków adopcyjnych chętniej oddają dzieci parom
małżeńskim niż ludziom samotnym.
76 CYGACSKA SZKATUAKA
- Ale kuratorzy nie wiedzÄ… o istnieniu Hope.
- Otóż problem w tym, że mogą się o niej dowiedzieć.
- Co takiego?! Niby w jaki sposób?
Michael powtórzył jej treść rozmowy telefonicznej.
- I tak jej nie oddam! - krzyknęła. - Nikomu!
- Jeśli wyjdziesz za mnie, nikt ci nie będzie w stanie jej
zabrać.
- Skąd możesz być tego pewien?
- Wiem jedno: małżeństwo daje ci największą szansę na
zatrzymanie Hope.
Może i bała się takiego rozwiązania - sama myśl o nim
zakrawała na szaleństwo, ale jakiś wewnętrzny głos mówił jej:
To twoja szansa na szczęście. Chwytaj ją".
- Zgadzam siÄ™.
- To dobrze.
Zauważyła, że ucieszył się z jej odpowiedzi, ale nie wy
glądał na bardzo zaskoczonego. Czyżby usłyszał ten sam głos
wewnętrzny, który przekonał ją, że to szansa na szczęście...?
Natychmiast uznała pomysł za niedorzeczny. Michael namó
wił ją do małżeństwa z rozsądku - i trudno było odmówić
słuszności jego argumentom. Zaledwie dwa lata temu, pomy
ślała gorzko, Bill z równie praktycznych powodów zerwał
z nią zaręczyny.
- Co się stanie po naszym ślubie? - zapytała.
- Jak to... co się stanie? Co masz na myśli?
- Czy dalej będę mieszkać tutaj, na dole, czy...
- Koniec z suterenÄ…. Przeniesiesz siÄ™ z Hope do mojego
mieszkania. Mam dwie sypialnie. Na wypadek, gdyby opieka
społeczna zaczęła węszyć, nasze życie musi wyglądać jak
w normalnym małżeństwie.
- Czyli ja z Hope będziemy spać w jednej sypialni, a ty
CYGACSKA SZKATUAKA 77
w drugiej? - Chciała, żeby wszystko w ich umowie było
jasne.
- To pierwszy wariant. Na pewno wiesz... Mam nadziejÄ™,
że wcześniej czy pózniej my dwoje -ja i ty - będziemy dzie
lić wspólną sypialnię, a Hope będzie spała w drugiej. Chyba
nie czujemy do siebie niechęci, prawda? Raczej przeciwnie.
Kiedy się całowaliśmy, to było...
- Jakie?
- Niesamowite.
Skinęła głową, niezdolna wydusić z siebie ani jednego
słowa.
- Czyli doszliśmy do porozumienia? Pobierzemy się, bo
to najrozsądniejsza rzecz, jaką możemy w tej chwili zrobić.
Będziemy mieli jeden krok za sobą. Potem - bardzo ostrożnie
- przymierzymy siÄ™ do adopcji.
- To nie będzie łatwe. Pamiętaj, że ja wiem, jak działa ten
system. Doświadczyłam go na własnej skórze. Gdy moja mat
ka mnie porzuciła, nie chciała zrzec się dobrowolnie praw
- rodzicielskich. Praktycznie więc nikt nie mógł mnie adopto-
- wać. A kiedy wreszcie stało się to możliwe z prawnego pun
ktu widzenia, byłam za duża, żeby ktokolwiek mnie zechciał.
Ale dopiero mając dziewięć lat, zrozumiałam dokładnie swoją
sytuację. Rodzina zastępcza uświadomiła mi, że prawdopo
dobnie nigdy nie zostanÄ™ przez nich adoptowana, a to z pro
stych powodów... ekonomicznych. Masz pojęcie? Dopóki
byli rodziną zastępczą, dostawali pieniądze - tak jak za pracę
w domu dziecka. Gdyby mnie zaadoptowali, straciliby stały
dochód i sami musieliby mnie utrzymywać. Rozumiesz więc,
że w takim systemie dziewięcioletnie dziecko skłonne jest
uwierzyć, że wszystkie złe moce sprzysięgły się akurat prze
ciwko niemu.
78 CYGACSKA SZKATUAKA
- Czy straciłaś wtedy nadzieję?
- No właśnie! Byłoby to logiczne i rozsądne - odpowie
działa ponuro - ale jakoś tak zostałam skonstruowana, że
rozsÄ…dek bierze w Å‚eb, kiedy w grÄ™ wchodzÄ… silne uczucia.
Należę do ludzi, którzy częściej myślą sercem niż głową.
- A ze mną jest odwrotnie. Może to i dobrze, że będziemy
się uzupełniać? Dla równowagi potrzebujesz faceta z głową
na karku. A ja potrzebujÄ™...
- Dokończ...
- Nowej koszuli. Zobacz, jak mnie Hope wypaćkała.
- Przykro mi... - Uśmiechnęła się, żeby ukryć rozczaro
wanie.
- Nie martw siÄ™. Mam sporo koszul. Poza tym trzeba siÄ™
zacząć przyzwyczajać do różnych strat, tak czy nie?
- Michael, czy ty jesteÅ› pewny... w co siÄ™ pakujesz? Nie
przespane noce, zÄ…bkowanie...
- Tego już doświadczyłem.
- Dopiero kilku takich nocy. Będzie ich dużo więcej.
A potem wypadanie mleczaków, stałe zęby, przedszkole, do
rastanie, randki, szkoła średnia...
- Czy aby nie wybiegasz za daleko w naszą świetlaną
przyszłość, co?
- Chciałam ci tylko uświadomić, że to nie zabawa.
- Wiem. Wiem, że nie zawsze będzie łatwo, jeśli o to ci
chodzi. Ale wiem też, że warto się wysilić.
- Widzisz... często bywa tak, że ludzie podejmują decyzje
zbyt szybko, bez zastanowienia - powiedzmy nawet, że w do
brej wierze - ale równie szybko dochodzą do wniosku, że
przeliczyli się z siłami.
- Nie bój się - powiedział prawie szeptem. - Nam to nie
grozi. RozsÄ…dek mi to podpowiada.
CYGACSKA SZKATUAKA 79
Spojrzała mu w oczy i nie dostrzegła w nich cienia lęku
albo wahania.
- Mnie w końcu oddali z powrotem do domu dziecka...
- szepnęła.
- Ich strata. - Pogłaskał jej policzek. - Brett, ja ciebie nie
oddam jak za dużego swetra. Nie jestem szczeniakiem, znam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]