[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzielnicą Dystryktu, okrążyli pół miasta i mostem Woodrowa Wilsona jeszcze raz
przekroczyli o wiele w tym miejscu szerszy Potomak w południowej części miasta.
Pierwszym zjazdem za mostem opuścili Beltway i znaleźli się w południowo-
zachodnim Waszyngtonie. To wciąż była zapomniana dzielnica. Willy zatrzymał się na
bezimiennej stacji i podjechał od razu do zatoczki mechanika. Jakiś mężczyzna czyścił szmatą
wóz dostawczy. Na widok nowo przybyłych po prostu się wyniósł.
- Znów zmiana partnerów - obwieścił Willy. - Teraz usiądziesz z tyłu ze swoim
przyjacielem - powiedział do Caitlin. - I z moimi kumplami - dodał.
Matt musiał przyznać, że tył wozu dostawczego był nieco przestronniejszy. Siedzieli z
Caitlin obok siebie. Ng i Mustafa usadowili się naprzeciw nich. Młody Azjata wciąż trzymał
ich na muszce pistoletu. Teraz Mattowi najbardziej przeszkadzał fakt, że nie może śledzić
trasy. Tył bagażówki nie miał okien. Jechali nie wiadomo dokąd w ciemnym pudełku. Sądząc
po prędkości, z jaką Willy prowadził samochód, znów jechali autostradą. W pewnym
momencie zjechali z niej, kilkakrotnie skręcili i samochód zahamował. Willy otworzył tylne
drzwi. Matt zauważył, że w ręku znowu trzyma nóż. - Jesteśmy na miejscu - oznajmił
blondyn. - Ruszać się, wy dwoje.
Willy wyciągnął Caitlin, trzymając ją mocno za nadgarstek. Następnie przyszła kolej
na Matta. Kiedy wysiadał, poczuł lufę pistoletu Ng na plecach. Starał się rozejrzeć, ale udało
mu się tylko dostrzec czerwone cegły, kiedy Willy niezbyt delikatnie uderzył go w głowę
trzonkiem noża.
- Nie jesteś tu po to, żeby się bawić w turystę. Patrz, dokąd idziesz. Ruszamy.
Poprowadzili ich do zniszczonych drewnianych drzwi, które otworzyły się, gdy do
nich dotarli. W środku czekał na nich komitet powitalny - drugie trio groźnie wyglądających
członków gangu, uzbrojonych w wojskowe karabiny. Matt zatrzymał się w progu, marszcząc
nos, w który uderzył go zmieszany odór potu, piwa, pleśni i gnijącego drewna. Mustafa
wepchnął go do środka.
- Poszło jak bułka z masłem - powiedział Willy. - Kiedy ją dorwaliśmy, była z nim. -
Kiwnął głową w stronę Matta. - Na szczęście, Rob pokazał nam zdjęcia tych wszystkich
frajerów.
Schował gdzieś nóż, ale nadal trzymał Caitlin za łokieć. - Chodźcie - powiedział
Willy. - Parę osób chce was zobaczyć.
Zaprowadzono więźniów do pomieszczenia, które jakieś sto dwadzieścia lat temu
musiało być przytulnym salonem. Teraz było w całkowitej ruinie. Ze ścian wciąż zwisały
pasy tapety, ale wyglądały raczej jak zniszczony papier. Pod ścianami gniło kilka mebli,
których komuś nie opłacało się zabrać. Odsunięto je tam, żeby zrobić miejsce na środku,
gdzie na dwóch stołach leżały mapy, dokumenty i kolekcja starych komputerów-składaków.
W tym prowizorycznym centrum dowodzenia - Matt natychmiast rozpoznał, co to jest
- stały dwie osoby. Zdał sobie sprawę, że jeden z członków gangu wygląda znajomo. Rob
Falk był trochę wyższy, niż pamiętał Matt. Jego koścista sylwetka nabrała nieco muskulatury.
Miał większą klatkę piersiową, a ponieważ ubrany był w podkoszulek bez rękawów, Matt
dostrzegł bicepsy na odsłoniętych ramionach.
- Trochę się różnię od fajtłapowatej ofiary z Bradford, co? - Falk rzucił Mattowi i
Caitlin szyderczy uśmieszek. - Tak to już jest, jak człowiek mieszka po złej stronie Beltway.
Przez jakiś czas miałem tu zostać tylko tymczasowo, ale potem spotkałem Jamesa... [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl