[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale potwierdzenie tego faktu przez inspektora Scotland Yardu bardzo jej pochlebiało.
- Czy Pietro Giovanni lubił koty? - spytał Higgins.
- Nienawidził ich. Postawił warunek: żadnych kotów w gospodzie. To nie stanowiło
problemu - hoduję tylko chińskie rybki.
Higgins życzył gospodyni dobrej nocy i udał się do pokoju zmarłego śpiewaka. W
gospodzie zapanowała absolutna cisza. Inspektor pomyślał, że musi być jedynym gościem,
którego właścicielka gospody przyjęła pod swój dach od czasu dramatycznej śmierci
Giovanniego.
Wziął odświeżający prysznic, po czym usadowił się wygodnie w łóżku, podkładając
pod kark dwie poduszki. Bardzo mu brakowało jego domu i Trafalgara, teraz, gdy miał
przeanalizować zebrane podczas śledztwa informacje. Jednak nie było czasu na nostalgię.
Higgins otworzył czarny notes i pogrążył się w lekturze.
- Już pan wstał, inspektorze? - zdziwiła się ubrana w prosty beżowy kostium panna
Lipyncott. Zegar w małym saloniku pokazywał siódmą rano.
Inspektor miał na sobie elegancki, doskonale uszyty garnitur z perłowoszarej flaneli, z
którym doskonale harmonizowała muszka w nieco ciemniejszym odcieniu szarości.
- Przygotowałam panu herbatę, inspektorze. Niezwykle rzadka indyjska mieszanka.
Higgins, którego czekał bardzo pracowity dzień, nie spodziewał się, że jego żołądek
zostanie z samego rana wystawiony na tak ciężką próbę. Jak uciec przed przeklętym napojem,
który przyprawiał go o mdłości? Nie dostrzegł w pobliżu żadnej rośliny doniczkowej, do
której mógłby wylać herbatę.
- Czy posiada pani formularze telegramów? - spytał uprzejmie.
- Poszukam... ale najpierw podam panu herbatÄ™.
-Ależ... Proszę się nie trudzić,
 Uroczy człowiek - pomyślała panna Lipyncott.
Higgins posmarował grzankę marmoladą. W momencie gdy gospodyni wychodziła z
pokoju, wlał nieco herbaty do filiżanki. Ten kamuflaż powinien wystarczyć.
Poranek upłynął pracowicie. Higgins zredagował telegramy, chcąc wysłać je do wielu
krajów Europy z prośbą o pilną odpowiedz. Wtajemniczona panna Lipyncott uznała tę
strategię za wielce pomysłową.
Potem inspektor zadzwonił do swojego starego przyjaciela, pułkownika sir Arthura
Mac Crombiego, który wiedział więcej o ostatniej wojnie światowej niż wszystkie archiwa
razem wzięte.
- Toż to Higgins! - zagrzmiał pułkownik, rozpoznając głos inspektora. - Czy
potrzebuje pan mojej pomocy?
- Bardziej niż kiedykolwiek, sir Arturze. Czy ten numer coś panu mówi?
Higgins głośno wyrecytował cyfry, które zapisał w czarnym notesie. Chociaż
pułkownik się do tego nie przyznawał, był nieco głuchy.
- Czy przed numerem nie ma litery? - spytał.
- Owszem, ale prawie zamazana... Może M albo K.
- M, oczywiście. Interesuje się pan tym smutnym okresem, Higgins?
- Jedynie w ramach śledztwa, pułkowniku.
- Przypuszczam, że chce się pan dowiedzieć, co ten numer znaczy?
- Powinien był pan zatrudnić się w Scotland Yardzie, pułkowniku.
- A pan mógł raczej pójść drogą jedynie słusznej kariery, w szeregach armii -
odburknął sir Arthur. - Niech pan chwilę poczeka... sprawdzę na mojej liście.
Kwadrans pózniej pułkownik zaspokoił ciekawość Higginsa.
- Tak łatwo się pan nie wywinie, stary anarchisto... musi mi pan opowiedzieć tę
historię w szczegółach. W najbliższy wtorek u mnie na kolacji. To rozkaz.
Kiedy pułkownik odłożył słuchawkę, Higgins uznał, że przyjdzie mu zapłacić wysoką
cenę za niektóre informacje. Gospodyni starego pułkownika miała chorobliwą skłonność do
przyrządzania niestrawnych dań. Pułkownik był jednak tak skuteczny, że zasługiwał na
niejakie poświęcenie.
Odłożywszy słuchawkę, inspektor wymruczał:  Tego się właśnie spodziewałem... nie
powiedziała mi wszystkiego... ale może nie wiedziała...
Drugi telefon stwarzał, z racji odległości, pewne i problemy. Inspektor uznał za
konieczne poradzić się pani domu.
- %7łeby zatelefonować na antypody - zauważyła . - godzina jest mało stosowna.
- Ma pani rację - zgodził się Higgins. - Dlatego poproszę, żeby oddzwoniono tutaj pod
wieczór. Tam będzie około dziesiątej rano. Służby administracyjne będą miały czas, żeby
przejrzeć akta. Oczywiście ten telefon nie może zadzwonić w Lindenbourne. Mam nadzieję,
że będę tutaj, ale jest możliwe, że nieprzewidziane okoliczności zatrzymają mnie w zamku.
Gdyby tak się stało, czy mogłaby pani zanotować odpowiedz?
Panna Lipyncott zgodziła się z niemal ekstatycznym wyrazem szczęścia w oczach.
Nie czuła się bardziej podekscytowana nawet w okresie, gdy rywalizowali o nią dwaj
pułkownicy armii indyjskiej.
Słońce zalewało światłem zamek Lindenbourne. Strzegący wejścia do posiadłości
umundurowani policjanci Scotland Yardu przypominali posÄ…gi z  czarodziejskiego ogrodu .
Po skromnym posiłku spożytym w towarzystwie panny Lipyncott, która rozwodziła się nad
niezapomnianymi czasami krynolin, pojazdów konnych i wiejskich festynów, Higgins udał
siÄ™ na piechotÄ™ do zamku.
Pogrążony w myślach, nie dostrzegał uroków, jakie roztaczała wieś mieniąca się
kolorami lata. Po raz pierwszy od dnia śmierci Giovanniego uznał, że jest bliski rozwiązania
zagadki. Zebrane do tej pory elementy zaczęły układać się w logiczną całość.
Kiedy wszedł do zamkowego holu, była godzina sjesty. Zapukał do drzwi biura
reżysera. %7ładnej odpowiedzi. Wszedł do środka. W pokoju nie było nikogo. Higgins podszedł
do okna, skąd roztaczał się widok na trawnik, gdzie zazwyczaj odbywały się pikniki. Grupa
artystów rozgrywała właśnie partię krokieta. Inspektor dostrzegł George'a Chairmana, Audrey
Simonsen, sir Briana Halla i Marylin O' Neill, która obserwowała przebieg gry. Dyrygent
Lovro Ferenczy, siedząc na kamiennej ławce, czytał partyturę. Nieco dalej reżyser Jonathan
Kelwing dyskutował z uroczą włoską sopranistką Graziellą Canti.
Scena była bardzo pouczająca. Higgins odnotował swoje obserwacje w notesie.
Pokój dyrygenta, usytuowany na końcu korytarza, sąsiadował z pokojem Gerta
Glindera, odtwórcy roli Leporella. Przez dwa wąskie okna sączyło się blade światło. Ponure
pomieszczenie przypominało nieco klasztorną celę. Był to najstarszy pokój w zamku.
Jonathan Kelwing zachował oryginalne proste umeblowanie, pochodzące z epoki, kiedy
Lindenbourne było tylko skromnym, prowincjonalnym dworem. Na marmurowej posadzce
stało niskie czereśniowe łóżko, dwa proste krzesła i ciężka, masywna dębowa szafa.
Klamka w stylu gotyckim powoli się obróciła. Do pokoju cicho jak kot wszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl