[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jess próbowała uwolnić się z jego ramion.
 Nie...  powiedziała.  Nigdy mnie nie pragnąłeś. Zawsze należałeś do niej. Do niej! Nie
chciałeś mnie! Twierdzisz, że to ja zniszczyłam ci życie, a nie przyszło ci nigdy do głowy, co
uczyniłeś z moim losem?! Wykorzystałeś mnie! Nie kochałam Jonathana. Zginął, bo nie
potrafiłam obdarzyć go uczuciem.
Przytrzymał ją, uniemożliwiając próbę ucieczki.
 Nie  powiedział.
 Chcę... Chcę teraz mówić tylko o Deirdre. Ani słowa o nas.
 Teraz?
Jess wpatrywała się w jego twarz szeroko otwartymi oczyma.
 Teraz.
Skierował wzrok w stronę oceanu i powoli opuścił ręce.
Jess obserwowała go przez długą chwilę, po czym odeszła w głąb plaży.
Tad czuł się jak wulkan grożący erupcją.
Zagryzł wargi. Poczuł w ustach smak krwi. Ból przywrócił go do rzeczywistości.
Rzucił maskę oraz aparat tlenowy na ziemię i powlókł się za Jessiką.
Stanęła. Gdy podszedł bliżej, spojrzała w jego stronę. W jej oczach widniało napięcie.
 To uroczy zakątek, a jest w nim coś... niesamowitego  powiedziała nieswoim głosem.
 To przedsionek piekła!
 Mam wrażenie, jakby każde drzewo, każdy kamień i zdzbło trawy oddychały, żyły
własnym życiem. Pod wodą rozmaite stworzenia pożerają się nawzajem i po chwili widzisz, jak
piękno zmienia się w odpychającą szpetotę. Okropne.
 Odwieczny krąg życia i śmierci  odparł.  Deirdre uwielbiała tu przychodzić. Kochała
rafÄ™.
Wyraz napięcia nie zniknął z twarzy Jess.
 Dlaczego podjęła wszystkie pieniądze i przyjechała właśnie tutaj? Dlaczego? Nie
znaleziono odpowiedzi na tyle pytań... Jestem przekonana, że nie zginęła w głębi morza. Teraz
wiem, jak mało ją znałam. Nie mogło być inaczej, skoro wyjąwszy kilka lat wspólnej nauki
w college u, dorastałyśmy oddzielnie. Mama miała niewiele pieniędzy i musiała korzystać
z pomocy wuja mieszkającego w Nowym Orleanie. Ja zostałam przy ojcu i spędziłam wiele lat
w obozach wiertniczych rozrzuconych po całym świecie.
Do diabła, Tad wcale nie miał ochoty, aby dalej rozmawiać na ten temat.
 Wiem  odezwał się głośno.  Oskarżała cię o to, że masz więcej szczęścia i możesz
prowadzić interesujące życie.
 Ha! InteresujÄ…ce!
Oczy Jess wyrażały głęboki smutek. Tad poczuł się nieswojo. Zdawał sobie sprawę, że
kobieta tęskni za prawdziwym uczuciem.
 Co było, minęło  zauważył filozoficznie.
 Tak, ale nie spełniły się moje marzenia o rodzinnym szczęściu.
 Ja dorastałem w otoczeniu rodziny, potem stworzyłem własną... i nie mam przyjemnych
wspomnień.
 Możliwe. Tylko że zawsze chciałam być blisko Deidre. Nigdy nie potrafiłyśmy się w pełni
porozumieć. Może wynikało to z błędu rodziców, którzy po rozwodzie zdecydowali się podzielić
wszystkim  nawet córkami. Ojciec uważał, że tak będzie sprawiedliwie. W czasie studiów
próbowałam zdobyć jej zaufanie, ale ona wciąż miała mi za złe, że korzystałam z niemałego
majątku ojca, podczas gdy nasza matka klepała biedę. Nie wiedziała nic o samotności, w jakiej
przyszło mi dorastać, o bólu, jaki odczuwałam na widok nędzy panującej w krajach, gdzie
mieszkałam. Deirdre myślała, że stać mnie na wszystko. Myliła się. A teraz odeszła.
Serdeczna łza spłynęła po policzku kobiety. Jess usiłowała niepostrzeżenie otrzeć twarz
wierzchem dłoni.  Nie wstydz się. Płacz, jeśli przyniesie ci to ulgę  mruknął Tad.
 Nie... Nie wiem, dlaczego w tej chwili zachowujÄ™ siÄ™ jak sentymentalna babcia, skoro nie
uroniłam ani jednej łzy, kiedy powiadomiono mnie o jej śmierci.
Pociągnęła nosem. Po chwili rozszlochała się na dobre.
Tad ujął ją za rękę.
 Straciliśmy Deirdre o wiele wcześniej  powiedział łagodnie.
 To chyba najbardziej boli.
 Zawsze odczuwasz ból, gdy nie możesz pokochać wybranej osoby.  Przytulił ją do siebie
i odgarnął z czoła mokre włosy.
 Dlaczego właśnie ty?! Dlaczego ze wszystkich mężczyzn na świecie wybrałam ciebie na
powiernika i płaczę na twoim ramieniu?  załkała.
 Wiesz co, Bancroft, muszę przyznać, że dorównujesz mi uprzejmością  powiedział Tad. 
A wracając do wyrazów wdzięczności za to, że znalazłaś u mnie pocieszenie...
 Och, przymknij się wreszcie.  Potrząsnęła głową, lecz dalsze słowa zostały zduszone
głośnym szlochem. Nie stawiała oporu, gdy mocniej otoczył ją ramionami.
Dzień chylił się ku końcowi. W dżungli zapanowała ciemność. Mały Aborygen nie wrócił.
Głęboka cisza wieczoru działała denerwująco na wyczerpaną płacz kobietę. Tad zdawał sobie
sprawę ze stanu, w jakim znalazła się Jess. I nie miał wątpliwości, że podejmie próbę, aby to
wykorzystać.
Czekał jedynie na właściwą chwilę.
Pożądał Jessiki. Pożądał jej przez wszystkie lata nieudanego małżeństwa.
Pożądał, będąc wciąż blisko osoby, która tak bardzo ją przypominała.
Jess przestała płakać. Tad uświadomił sobie, że za chwilę może odzyskać panowanie nad
sobÄ… i po raz kolejny odrzuci jego zaloty.
Przytulił twarz do jej ramienia. Czuł dotyk jej piersi na swoim torsie.
Był zdrowym mężczyzną o gorącej krwi. Zawsze potrafił skorzystać z podsuwanej przez los
okazji. Nadszedł czas, aby Jess zrozumiała, że należy do niego.
Pochylił głowę i wycisnął długi pocałunek na ustach kobiety. Przez chwilę próbowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl