[ Pobierz całość w formacie PDF ]
były Ivy i jej matka, kiedy sprowadził się z rodzicami i siostrą do Georgii. A jednak obie kobiety nigdy nie traciły
dobrego humoru i wiary w przyszłość. Właśnie to podziwiał w nich najbardziej.
- Cóż, przy tobie szybko to nadrobię - odparła, wtulając twarz w mięciutkie brązowe futerko. - Bardzo ci dziękuję,
Ryder. Będę się nim dobrze opiekować. Przyrzekam.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł szarmancko. Widok rozpromienionej twarzy dziewczyny stanowił
najlepsze podziękowanie. Rozbawiło go, że tak przylgnęła do ogromnej maskotki. Musiał ją przekonywać, aby
odłożyła misia na tylne siedzenie, kiedy wracali do Jacksonville.
Wieczorem Ryder umówił się na kolację z kontrahentem. Ivy została sama w pokoju, oglądając telewizję. Zamówiła
sałatkę szefa i rozciągnęła się wygodnie na łóżku, tuląc w objęciach wymarzonego misia. %7łarliwie modliła się, by
nocny koszmar już nie powrócił. Próbowała opowiedzieć Ryderowi, jak naprawdę wyglądały sprawy między nią a
Benem. Tak bardzo chciała się zwierzyć ukochanemu. Jednak gdy tylko zaczęła mówić o seksie z mężem, towarzysz
dyskretnie skierował rozmowę na inne tory. Może to i dobrze, że tak się stało. Ostatnie, czego by chciała to, żeby się
nad nią litował.
Powróciła w myślach do tych cudownych chwil, gdy tak namiętnie całował ją w zamku, a ona odpowiadała mu z
równą pasją. Może nie była aż tak oziębła, jak przypuszczała. Może była jeszcze dla niej jakaś nadzieja? Przymknęła
oczy i zatopiła się w słodkich wspomnieniach. Ryder znowu patrzył na nią gorejącym wzrokiem, czuła na sobie jego
przyśpieszony oddech, aż w końcu stopili się w namiętnym pocałunku. Spragnione ręce mężczyzny błądziły
110
po jej całym ciele. Zalała ją fala gorąca. Poruszyła się niespokojnie pod kołdrą. Te nowe odczucia były tak słodkie i
cudowne. Rozmarzona wpatrywała się w półprzymknięte drzwi. Miała nadzieję, że ujrzy w nich Rydera. Jednak
ukochany nie nadchodził i nie nadchodził. Wyczerpana, otuliła się szczelnie kołdrą i skulona zasnęła z misiem w
objęciach. W końcu znalazła spokój.
Ryder zastał ją głęboko uśpioną, przytuloną do olbrzymiego pluszaka. Przystanął w drzwiach i uśmiechnął się z
czułością. Ostrożnie podszedł do łóżka, starając się jej nie zbudzić. Długie, czarne włosy spoczywały miękko na
poduszce. Gęste, uwodzicielskie rzęsy rzucały cień na aksamitne policzki śpiącej. Przykryła się kołdrą aż po brodę.
Mężczyzna odczuł nagłą pokusę, by ją odkryć i jeszcze raz obnażyć to doskonałe ciało. Tak bardzo musiał ze sobą
walczyć, by jej nie dotknąć.
- Itak codziennie... -westchnął. Kochał ją ponad życie. Jak długo jeszcze wytrzyma?
Pochylił się i z niezwykłą czułością ucałował skronie śpiącej. Uśmiechnęła się i wyszeptała przez sen imię
mężczyzny.
Serce zabiło mu w piersiach. Z radości zakręciło mu się w głowie. Wstał powoli i wyszedł, cicho zamykając za sobą
drzwi. Imię, które wyszeptała, należało do niego.
Następnego dnia wracali już do domu. Wstąpili jeszcze do Savannah, żeby kupić dla Jean pralinki na River Street.
Ivy była w mieście po raz pierwszy.
111
Zafascynowana przyglądała się ogromnym dębom i portowi, z podnieceniem krążyła z towarzyszem po
brukowanych portowych uliczkach. Obejrzeli również słynny posąg Machającej Dziewczyny. Wokół roiło się od
ludzi, a Ryder chciał z nią być sam na sam. Chciał z nią spokojnie porozmawiać, w samochodzie musiał się przecież
skoncentrować najezdzie. Prywatność. Oczywiście! Czemu wcześniej o tym nie pomyślał?
- Chciałabyś pojechać na plażę? - zapytał znienacka.
- Jest przecież zima! - wykrzyknęła zdumiona Ivy.
- To nic. Jest wystarczająco ciepło, żeby usiąść na wydmach i posłuchać fal oceanu, rozbijających się o brzeg.
Roześmiała się. Toż to było czyste szaleństwo!
- Dobrze. Zwietny pomysł!
- Więc wstawaj! Jedziemy! - powiedział z entuzjazmem, chwytając ją za rękę. Poprowadził ją do samochodu i
pojechali nad morze, a wraz z nimi ogromny miś, rozparty po królewsku na tylnym siedzeniu. O tej porze roku plaża
była opustoszała. Można było spokojnie pochodzić wzdłuż brzegu i podziwiać ogromne fale. Skierowali się w stronę
piaszczystych wydm porośniętych trawą. Ryder podniósł z ziemi muszelkę i pokazał ją towarzyszce.
Oboje ubrali się w jeansy. Ryder miał na sobie zielony pulower, a Ivy - białą bluzkę i szary sweter. Dziewczyna ze
zdumieniem pomyślała, że znowu doskonale zgrali się kolorystycznie.
- Opowiedz mi o Benie, Ivy - poprosił mężczyzna niespodziewanie.
Zawahała się. Wspomnienie o przeżyciach ostatnich miesięcy były jeszcze zbyt świeże i za bardzo bolały, aby móc
mówić o nich spokojnie. Z drugiej strony, bardzo chciała mu o wszystkim opowiedzieć, a to był wymarzony
moment.
- Zawiodłam go - powiedziała z bólem. - Kiedy nie pił, był takim dobrym człowiekiem. Ale pod koniec ciągle
chodził pijany.
- I to wtedy cię krzywdził - dodał Ryder. Pokiwała głową.
- Potem zawsze mnie przepraszał - dodała. Niesforny wiatr bawił się jej rozpuszczonymi czarnymi włosami. -
Próbowałam, ale nie mogłam mu dać tego, czego ode mnie oczekiwał. - Spojrzała na niego udręczonymi oczyma. -
Ale Ryder... Ja sądzę, że cierpię na oziębłość seksualną.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił.
- Naprawdę? - zapytał i uśmiechnął się łagodnie. Jego twarz nabrała wyrazu nieskończonej czułości.
- Ciągle w to wierzysz po tym, co się wydarzyło w St. Augustine?
Dziewczyna zaniemówiła z wrażenia, gdy dotarł do niej sens jego słów. Kiedy odzyskała głos, wybą-kała:
- Tak, ale... Zastanawiałam się nad tym.
- Zastanawiałaś się? - ponaglił ją mężczyzna. Nerwowo przełknęła ślinę.
- Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego z Benem
- wyznała ze spuszczoną głową.
113
- Co? Nigdy?! - spojrzał na nią osłupiały. Papieros wypadł mu z ręki.
Ivy wzruszyła ramionami z rezygnacją.
- Nigdy - potwierdziła. - On oczywiście doskonale o tym wiedział. Na początku próbowałam udawać, ale...
- Na litość boską! Po co za niego wyszłaś, skoro tak się miały sprawy między wami?! - wybuchnął Ryder.
- Nie sądziłam, że to takie ważne. Był taki miły i uprzejmy. Nie miałam nic przeciwko temu, żeby mnie całował. Ale
nigdy mnie nie pociągał. Kiedy szliśmy do łóżka.. Boże! - jęknęła rozpaczliwie i zakryła twarz rękami. - W życiu nie
czułam większej odrazy! Nienawidziłam tego!
W końcu wydusiła z siebie prawdę. Ryder zapalił kolejnego papierosa i się zaciągnął, po czym odparł, uważnie
dobierając słowa:
- To, jak to nazywasz - rzekł, kładąc nacisk na słowo to" - to coś wspaniałego, co łączy dwoje kochających się ludzi.
Ale musi być między nimi ta iskra.
- Cóż... Nie udało mi się jej z siebie wykrzesać - odparła Ivy. - Ben i ja byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Sądziłam, że
to wystarczy.
- Nie w przypadku seksu - odpowiedział Ryder, przypatrując się jej uważnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]