[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pewnie zastanawiasz się, co się dzieje - powiedziała z zakłopotaniem.
- Nad czym tu się zastanawiać? Jasne jest, że wreszcie powiedziałaś temu człowie-
kowi, że jest ojcem - odparła cierpko Deidre.
Erin wzięła głęboki wdech.
- Niestety, okłamałam cię, mówiąc że jadę na weekend do Szkocji. Byłam z Cri-
stem.
- I nie wiedziałaś, jak masz mi to powiedzieć? Myślisz, że byłabym przeciwko te-
mu? - dopytywała się matka. - Jest ojcem blizniąt. Musisz jakoś uporządkować tę sprawę
i właśnie zrobiłaś pierwszy krok. Jestem z ciebie dumna.
Zaskoczona tym zapewnieniem uścisnęła rodzicielkę.
- Przepraszam, że nie powiedziałam prawdy... Teraz możesz pójść do domu...
- Pójdę, odbiorę Lorcana i położę go spać. Bardzo przejął się Nualą. Zostaniesz z
nią na noc czy wrócisz potem do domu?
- Zobaczę, jak się będzie czuła.
- Nic jej nie będzie. To twarda sztuka. - rzekła matka czule. - Lorcan przestraszył
się, gdy spadła, i rozpłakał, a ona nazwała go dzidzią. Zanim dotarliśmy do szpitala, już
się kłócili; przynajmniej miała się czym zająć, by nie czuć bólu.
Erin odprowadziła ją do windy i wróciła do pokoju.
- Co robią tatusiowie? - pytała płaczliwie Nuala.
- OpiekujÄ… siÄ™ swoim dzieckiem.
Nie wywarło to na córce wielkiego wrażenia.
- Mamusia i babcia siÄ™ mnÄ… opiekujÄ….
- A teraz masz jeszcze mnie - powiedział cicho Cristo.
- Możesz mi magicznie naprawić rączkę - odparła Nuala.
L R
T
- Tata nie ma ze sobą swojej czarodziejskiej różdżki - wtrąciła się Erin.
Ciemne oczy Nuali zrobiły się okrągłe.
- Tatuś ma różdżkę?
Cristo rzucił Erin obrażone spojrzenie.
- Niestety, nie.
- Nie szkodzi. Ale rÄ…czka mnie boli.
- Lekarstwo, które dała ci pani pielęgniarka, zaraz zacznie działać - uspokajał ją
Cristo.
Wkrótce zasnęła.
- Przepraszam, że mama tak wyskoczyła ze swoim oświadczeniem - wymamrotała
zażenowana Erin.
- Wierzy, że dzieci są moje, i jeśli to prawda, to nie mam nic przeciwko temu - od-
parł ze spokojem, jakiego nie spodziewała się po rzuceniu swojej bomby.
- Dzieci nie należy okłamywać.
Erin zasnęła w fotelu i obudziły ją dopiero pielęgniarki. Zdziwiła się, że Cristo zo-
stał tu na całą noc, sądziła, że pójdzie spać do hotelu. Ta wytrwałość zrobiła na niej wra-
żenie. To był jednak szok obudzić się i zobaczyć go przy sobie. A jej pierwszą myślą by-
ło, że jest absolutnie wspaniały. Zarumieniła się, gdy spotkali się wzrokiem, piersi napię-
ły się, stanik wydawał się dla nich za ciasny.
- Niedługo otworzą stołówkę. Pójdziemy na śniadanie, gdy Nuala zje swoje - zde-
cydował.
Noc była długa, miał dużo czasu na refleksje. Patrzył na śpiącą Erin i dziewczynkę,
która prawdopodobnie była jego córką. Wspominał wczesne lata własnego dzieciństwa i
wyciągał z tych wspomnień wnioski, wiedząc już, co powinien zrobić.
Erin zabrała Nualę do łazienki, i sama zrobiła, co mogła, by się odświeżyć, ale
płaszcz, bluzka i lniane spodnie były straszliwie wygniecione, a z bladą twarzą i podkrą-
żonymi oczyma też nic nie mogła zrobić.
- Pewnie będziesz chciał zrobić badania DNA - powiedziała, gdy jedli śniadanie.
Wolała wziąć byka za rogi, zanim Cristo otworzy ten temat. - Zgadzam się.
L R
T
- Aatwiej będzie potwierdzić, że blizniaki są moimi legalnymi spadkobiercami -
przytaknął z poważną miną Cristo. - To jedyny powód, dla którego chciałbym, by zostały
wykonane.
- Czy to oznacza, że mi uwierzyłeś? - spytała cicho.
Skinął głową. Gdy wrócili do Nuali, było już po obchodzie i siostra oddziałowa
powiadomiła ich, że mogą zabrać dziecko do domu.
Gdy tylko Cristo znalazł się w małym saloniku Deidre i Erin, Lorcan, któremu
babcia powiedziała, że niedługo pozna swojego ojca, zaczął się zachowywać jak żywe
srebro. Wszedł na stołek, by być bliżej mężczyzny, ale wciąż niezadowolony z różnicy
wzrostu zeskoczył i wspiął się na stolik.
- Zejdz, Lorcan - poleciła mu Erin, zbierając rozrzucone przez syna pisma, podczas
gdy jej matka gruchała do Nuali jak wijąca gniazdo gołębica. - Natychmiast...
Cristo przyjrzał się chłopcu i poczuł się, jakby go ktoś uderzył w żołądek. Zoba-
czył w Lorcanie - z jego czarnymi lokami i psotnymi oczyma - swego sobowtóra, gdy był
w tym samym wieku. Oczy mu pociemniały, zadrżał na całym ciele i zrobił ostatni krok
w kierunku uznania faktu, że jest ojcem.
- Liczę do pięciu, Lorcan - ostrzegła syna Erin. - Raz... dwa...
Lorcan stanął na rękach i patrząc na Crista, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Tatuś tak robi? - zapytał z nadzieją.
- Nie - wykrztusiła Erin na widok pochylającego się Crista.
Ale on na szczęście nie zamierzał stawać na rękach, tylko zdjął synka ze stolika.
- Cześć, Lorcan - powiedział. - Uspokój się.
Ale Lorcan nie zamierzał się uspokoić. Skakał po meblach i prosił Crista, by pa-
trzył, co robi. Erin niemal jęknęła, gdy Nuala ruszyła, by przyłączyć się do zabawy. Cri-
sto złapał córkę, by nie zrobiła sobie krzywdy.
- Pokaż Lorcanowi swoją rękę.
Nuala chwaliła się gipsem, wydymając usteczka.
- Boli - poinformowała brata.
Erin przykucnęła.
- I musimy być bardzo ostrożni, by jej nie urazić w rączkę - przykazała synkowi.
L R
T
Lorcan dotknął gipsu z zazdrością.
- Ja też taki chcę.
- Powinniście zabrać je do parku, żeby się tam wyszalały - podsunęła Deidre,
uśmiechając się radośnie do Crista zbierającego poduszki, które Lorcan zrzucił z kanapy.
Erin powstrzymała ziewnięcie.
- Park? Dobry pomysł. Tylko się przebiorę.
Wbiegła do swojej małej sypialni na górze. Wciąż nie mogła uporać się z tym, że
Cristo tu jest. Czuła się jak w jakimś zwariowanym śnie, a jednocześnie było coś strasz-
nie prawdziwego w tym, że dzieci zachowują się jak szalone. Co Cristo o nich myśli, co
czuje? I dlaczego ją to obchodzi? Przecież to oczywiste, że chciał zaspokoić ciekawość.
Wątpliwe, czy będzie z tego coś więcej. Włożyła dżinsy, kozaczki i błękitny sweter ro-
biony na drutach. Uczesała się i zrobiła lekki makijaż, żeby się odpowiednio prezento-
wać. Prezentować? Dla Crista? Zalała ją fala wstydu. Dlaczego się tak martwi, co on so-
bie o niej pomyśli? Ledwo miesiąc temu widziała w jakiejś plotkarskiej gazecie zdjęcie
przedstawiające go w towarzystwie pięknej modelki o figurze Miss Zwiata! Jego była
żona Lisandra była zachwycającą brunetką. Erin nie dorastała jej do pięt. Kiedyś myślała,
że dlatego ją zostawił.
Okazało się, że chodziło o coś innego, przypomniała sobie żałośnie. Rzucił ją, bo
uważał ją za zdzirę. Dobrze było się o tym dowiedzieć czy zle?
Poszli do parku, każde trzymało za rękę jedno z blizniąt. Cristo posłał swego kie-
rowcę po foteliki samochodowe. Lorcan starał się stąpać tylko po liniach między płytami
chodnika, a Nuala śpiewała coś pod nosem i zrywała liście z krzaków, aż Cristo jej tego
zabronił.
Natychmiast rzuciła się na ziemię i zaczęła wrzeszczeć.
- Nie powinieneś był tego mówić - syknęła Erin. - Jest zmęczona i boli ją ręka. Nie
jest w dobrym nastroju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl