[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawa go znać. Przerażało ją też słowo  męczennica". Słowo  męczennica"
kojarzyło się jej z samoofiarą i bolesną śmiercią, z Joanną d'Arc i łamaną kołem
Katarzyną Aleksandryjską. Słowa staruchy sprawiały bardziej wrażenie proroctwa
niż żartu, sugerowały, że Sarah podjęła już działania, które nieuchronnie
zakończą się jej męczeństwem. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co stanie się
przyczyną jej ewentualnej śmierci, ale tego nie wiedziała również większość
męczenników.
Obserwowała pogrążonego we śnie Reja i rozmyślała o nim, zastanawiała się, jakim
naprawdę jest człowiekiem. Na pewno nie jest typem intelektualisty oraz nie
grzeszy szczególnie rozległą wiedzą. Przyznawała jednak, iż to właśnie częściowo
stanowiło o jego atrakcyjności. Jeśli czegoś nie wiedział, nie próbował udawać,
że jest inaczej. Nigdy nie nosił wykrochmalonych chusteczek do nosa, lecz zwykłe
bibułki higieniczne. Nie wiedział również z całą pewnością, co to wyprasowane
spodnie.
Dotknęła opuszkami jego policzka. Nie budząc się, przeciągnął palcami po twarzy,
zupełnie jakby szedł przez sad swego ojca i na policzku usiadł mu komar. Sarah
również była Polką, lecz zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie będzie
należeć do tego kraju w takim stopniu jak Rej. Mimo iż obecnie pracowała w
Warszawie, Polska ciągle jawiła się jej jako odległa ojczyzna, obca i
romantyczna, ziemia, która tak naprawdę nigdy nie stanie się dla niej realnym
krajem.
Była to kraina z marzeń; kraina świtów i zmierzchów, kraina kwitnących sadów,
barwnych ostów, wielkich cienistych drzew, połyskliwych strumieni i ciemnych
lasów, srebrzystych świerków, pagórków i mrocznych młynów nad spienioną wodą.
Istniała też Polska uczuć. Polska ze starodawnymi pomnikami, kościołami,
fragmentami prastarych murów obronnych, pałacami wśród rozległych parków, mgieł
unoszących się nad stawami w tych parkach, dróg prowadzących dokądś i niknących
w oddali, wiodących przez wioski traktów.
Wszystko to minęło, wszystko to jawiło się wyłącznie w wyobrazni, a mimo to nie
zostało zapomniane. Była to Polska istniejąca tylko w wyobrazni Polaków, a
jednak Polska, za którą umierali.
247
Może to właśnie stara kobieta miała na myśli, wspominając o męczeństwie?
Sarah spała. Leżała na plecach, jedną rękę uniosła za głowę, włosy rozsypywały
się na poduszce. Pełgający na palenisku żar rysował ostro kontury jej nagiego
ciała, płaskiego brzucha, długich, szczupłych nóg. Przeciąg w kominie unosił
snopy iskier, które ginęły pod okapem i odlatywały w ciemność.
Zniło jej się, że wędruje przez rozległe, zalewane słonecznym blaskiem pole
jęczmienia, który sięgał jej do połowy łydek. Ubrana była w cienką, powiewną
sukienkę w ogromne maki, niegdyś należącą do jej matki. W oddali majaczyła linia
drzew, a spomiędzy nich unosił się dym. Jakkolwiek dzień był ciepły i wiał
łagodny wiatr, Sarah gnębił nieokreślony niepokój; jakby zapomniała o czymś
bardzo istotnym. Zastanawiała się, która może być godzina, ale nie miała skąd
się tego dowiedzieć.
Wysoko nad głową przeleciał klucz żurawi kierujących się na południe. Odnosiła
wrażenie, że nadchodzi koniec lata i szybko nastanie zima; nadejdzie szybciej,
niż ktokolwiek może to sobie wyobrazić. Przyspieszyła kroku. Nie chciała, żeby
zmiana pogody zaskoczyła ją na polu. Nie chciała tam być, kiedy zacznie sypać
śnieg, zwłaszcza że miała na sobie tylko cienką sukienczynę.
Pole jęczmienia ciągnęło się w nieskończoność. Wiedziała, że wędruje od dobrych
kilku godzin i że jest już spózniona. Na horyzoncie dostrzegała sylwetki ludzi,
którzy kosami ścinali zboże. Byli jednak tak daleko, że gdyby nawet do nich
wołała, z całą pewnością nie usłyszeliby jej krzyku.
Zachodzące powoli słońce w osobliwy sposób mroczniało. Wzmagał się wiatr, niósł
nad polami plewy, ale cały czas panował upał. Sarah odwróciła się i daleko w
tyle dostrzegła ogromną przygarbioną postać w płaszczu lub opończy. Postać
podążała jej śladem, podmuchy wiatru wydymały płaszcz, spod stóp istoty wzbijały
się obłoki kurzu. Postać była całkowicie czarna i wydawała się olbrzymia, lecz
trudno było ocenić jej prawdziwe rozmiary, ponieważ brakowało jakiegokolwiek
punktu odniesienia. Cała perspektywa została nagle odwrócona niczym na
średniowiecznym malowidle, gdzie każdy przedmiot, im dalej się znajduje, tym
jest większy.
Sarah przystanęła, osłoniła oczy dłonią i obserwowała nadchodzącą postać. Była
nie tylko ogromna, ale i poruszała się bardzo szybko... nienaturalnie szybko.
Dostrzegła ją zaledwie przed chwilą, a istota już pokonała jedną trzecią
dzielÄ…cego je
248
dystansu. Wcale nie pragnęła, by ta postać się z nią zrównała... odnosiła
wrażenie, że stworzenie zamierza ją skrzywdzić.
Znów ruszyła przez pole, tym razem najszybciej jak potrafiła. Nie miała butów i
stopy raniły jej osty, wąsy jęczmienia i kamienie. Przez chwilę biegła, potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl