[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czar chwili ulotnił się natychmiast: Emmanuelle poczuła się, jakby ktoś zbudził ją z głębokiego snu. Zapięła
z powrotem suknię i potrząsnęła włosami. Ariane ujęła ją pod rękę i odciągnęła dalej. Właśnie przechodził
kelner z tacą; obie wypiły szampana jednym duszkiem.
Ariane przywołała ponownie kelnera i wymieniły puste kieliszki na pełne. Emmanuelle dręczyło pragnienie.
Ani jedna ani druga nie wiedziały, co powiedzieć, niewidzącym wzrokiem spoglądały na hałaśliwy,
ruchliwy tłum. Odniosły wra\enie, jakby zrobiło się trochę cieplej. Mo\e nadciągała burza.
- Myślisz, \e spadnie deszcz? - Na pewno.
- Jak duszno!
W tej sukni jest mi naprawdę za duszno - pomyślała Emmanuelle.
Ktoś pomachał do Ariane, która i tak uczyniła właśnie gest, jakby zamierzała odejść. Dopiero teraz
Emmanuelle przypomniała sobie, o co chciała ją zapytać.
- Posłuchaj - powiedziała, przytrzymując ją za rąbek sukni znasz chyba tę rudą Amerykankę, takie
ciemnomiedziane włosy? Jej brat jest attachć morskim, a ona...
- Bee? - przerwała jej Ariane.
Serce Emmanuelle zabiło mocniej. Nie zdziwiłaby się, gdyby nikt nie znał tej tajemniczej cudzoziemki, i
chocia\ wypytywała o nią, poczuła w piersiach bolesne ukłucie, kiedy z ust Ariane padło imię Bee. Ta
osobliwa sprzeczność uwidoczniła jeszcze bardziej zamęt w głowie.
- Tak - odparła. - Czy ona jest tu dziś?
- Powinna być, ale nie spotkałam jej jeszcze.
- Je\eli została zaproszona, to z pewnością przyszła. - Nie wiem!
Ariane chciała najwidoczniej zmienić temat rozmowy, wykręcała się, co nie było w jej zwyczaju. Ale
Emmanuelle nie dawała za wygraną.
- Co o niej sÄ…dzisz? - A ty skÄ…d jÄ… znasz?
- Poznałam ją na herbatce u Marie-Anne.
- Ach, tak? Zresztą nic dziwnego, to jej przyjaciółka. - Często ją widujesz?
- Tak, dosyć często.
- Co ona robi w Bangkoku?
- To samo, co my - wzbudza po\Ä…danie. - I jej brat to finansuje?
- Nie sądzę, by było to konieczne. Ona sama ma sporo pieniędzy. Jest niezale\na.
I znowu Emmanuelle poczuła w sercu bolesne ukłucie. Niezale\na! Wcale w to nie wątpiła!
Gorączkowo zastanawiała się nad kolejnym pytaniem. Nie miała odwagi poprosić Ariane o adres Bee,
raptem wydało jej się to niestosowne.
- No, to jak? - zapytała hrabina.
Emmanuelle wiedziała, co oznacza to pytanie, udała jednak niedomyślną.
Ariane sprecyzowała, o co jej chodzi: - Pójdziesz ze mną? - Nie mogę, jestem tu z mę\em.
- Myślę, \e powierzyłby mi ciebie!
Ale pokusa nie nęciła ju\ - i Ariane czuła to doskonale.
- A więc dobrze, zatrzymam obu dla siebie - powiedziała z uśmiechem. Jej wesołość nie była jednak
szczera, wydawało się, \e i ona straciła chęć do rozpusty. Emmanuelle była właściwie przekonana, \e
przyjaciółka od razu po przyjęciu poło\y się spać.
- Ale oto ten twój Mario! - odezwała się raptem Ariane. Rozgląda się, jakby kogoś szukał. Z pewnością
ciebie. Nie daj na siebie długo czekać.
Ale Włoch dostrzegł ju\ je.
Skierował się w stronę wiekowej Syjamki, która okazywała mu du\ą serdeczność. Ariane nie kryła
niezadowolenia: - Jeśli wda się w dysputy z księ\niczką Dhaną na temat ognia Chieng Sen i prawdy
Sukhotai, to nie skończy przed upływem godziny... Przyniosę ci drinka. - Zabrała swojej towarzyszce pustą
szklankę i odstawiła ją.
Emmanuelle powtarza w duchu, \e zrobiła bardzo dobrze, przychodząc tu. Ale gdzie jest Jean? Próbowała to
ustalić, przeszkadzał jej jednak widok młodej dziewczyny. Zauwa\yła natychmiast jej urodę i nadzwyczaj
prowokujący bezwstyd. "Ona jest jeszcze bardziej naga, ni\ ja! " (Ale to porównanie nie wywołało w niej
zazdrości, wprost przeciwnie). Myślała: Czy podejdzie do mnie? Je\eli nie, będę musiała zrobić to pierwsza!
Była zdecydowana uprzyjemnić sobie za wszelką cenę to nudne party.
Nieznajoma była blondynką, jak Marie-Anne, pukle i kaskady jej włosów, długie, bujne, o nienagannej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl