[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hettnera, Wajs, jak podano pierwotnie, tylko Podebrak.
W tydzień po wypadkach zmarł w szpitalu jeden z ciężej rannych uczestników
manifestacji, Borbocki Franciszek, przed niedawnym czasem zwolniony z więzienia.
Ranne dwie osoby spośród przechodniów powoli wracały do zdrowia.
Ziembiewicz całymi dniami przebywał teraz w biurze albo wyjeżdżał z domu, gnany
swym niepokojem. W mieście zaczynano mówić, że rozkaz użycia broni wydany został
za sprawą Ziembiewicza. Istotnie pierwsze strzały padły owego wieczoru w chwilę
po jego przyjezdzie. Naprawdę jednak sprawa zdecydowała się już przedtem, była
gotowa, zanim przyjechał. Jednego z tych dni Ziembiewicz miał z Czechlińskim
gwałtowną scenę. Gdy wychodził z jego gabinetu, wozny słyszał te słowa: "Z
jakiej racji? Jak to? Teraz chcecie zwalić to na mnie!"
Ostatniego dnia, gdy siedział w biurze, przełączono do niego telefon
229
doktora Lefelda. Doktor donosił, że tej nocy Niestrzępowa wzywała go
telefonicznie z podmiejskiej apteki do Justyny. Alarm okazał się przesadny.
Płukanie żołądka wystarczyło.
- Więc nie ma niebezpieczeństwa? - zapytał Zenon ochrypłym głosem. Było tak,
jakby przez cały czas to tylko przewidywał, tego jedynie się bał.
- Nie, nie - uspokajał Lefeld. - Jest zdrowa. Już dziś zresztą posyłam tam
pielęgniarkę.
- Co to było? - dopytywał się Zenon.
- Jodyna. Niewielka ilość.
Pojechał wprost do Justyny. Leżała znowu w łóżku. Powiedziała, że nic ją nie
boli, że nienawidzi tego doktora, że przyjechał z drugim, przemocą zakładali jej
rurę do gardła, wyrabiali z nią okropne rzeczy. - Dlaczego oni mnie nie zostawią
w spokoju? Co im do mnie?
Deski podłogi były wilgotne jak po niedawnym myciu. Czuć było lekarstwami. Zenon
rozglądał się po pokoju.
- Ta kobieta nie przyszła? - spytał.
- Była. Ale jej nie chcę, żeby tu mnie pilnowała.
Zenon robił jej wyrzuty, był szorstki. Odpowiadała pochmurnie i gniewnie. Rzecz
szczególna, że wydawała mu się normalniejsza niż tamtych dni. Miała niedużą
żółtawą plamę w prawym kąciku ust.
- Słuchaj, widzisz przecież, że robię wszystko, żebyś była zdrowa. Powiedz
wreszcie, czego chcesz. Twoje postępowanie jest niemożliwe, nie mam ani chwili
spokoju.
- To się mną nie zajmuj, zostaw mnie. Dlaczego to ja nie mogę robić, co mi się
podoba?
- Ale dlaczego mnie męczysz, za co się mścisz? Powiedz, o co ci chodzi. Patrzyła
w sufit, nakrywała sobie rękami oczy, przesuwała palcami po czole. Nie
odpowiadała. Z rozmów z Lefeldem, przed którym nie ukrywał już nic, Zenon
wiedział, jaki jest podkład jej choroby.
- Zrobiłaś wtedy, co sama chciałaś. Samaś tak zdecydowała, nie namawiał cię
nikt. Przecież mogłaś mieć dziecko i wiedziałaś, że też byłbym cię bez pomocy
nie zostawił.
- Jak to: wiedziałam? Tego już nie mów. A tę pieniądze, coś mi dał wtedy?
Twarz jego pociemniała. Wstał powoli i podszedł do niej ze spuszczoną głową.
230
- Dlaczego tak mówisz? Przecież liczyłem się z tym, że chcesz dziecka. Ciągle ci
powtarzałem...
Usiadła na łóżku. Była w białej, grubej koszuli perkalowej bez rękawów, ręce
miała cienkie, jak w letnich sukienkach w Boleborzy.
- No, właśnie wiedziałeś, że go chciałam, żeby żyło, żeby aby żyło. Rozpłakała
się i łzy ocierała nie dłońmi, tylko całymi zgiętymi w łokciach rękami.
- Aleś mi dał pieniądze na to, żeby się popsuć.
- A co miałem robić, Justyno? Miałem ci nie dać. Co byś wtedy powiedziała,
jakbym ci nie dał?
Azy jej oschły, oczy zrobiły się ciemne i błyszczące. Siedząc założyła ręce na
ramiona, łokcie oparła na podniesionych pod kołdrą kolanach i tak skulona kiwała
się w takt mówionych słów:
- Naturalnie, żeś mógł nie dać. Toby ono teraz żyło. Sameś wiedział przecie, że
już był nie czas. I ta akuszerka dlatego tyle policzyła, że było pózno, tylko
się za takie pieniądze podjęła. Gdybyś ty chciał, tobyś był nie dał tych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl