[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pani Cobb miała na sobie swój różowy spodnium, a Qwilleran na klubową koszulę
narzucił letnią marynarkę z nie gniotącego się materiału. Kiedy prawniczka zajechała po nich
jasnobrązowym bmw, ubrana była w wykrochmalony kostium z fioletoworóżowego lnu w
wąskie prążki oraz bluzkę w tym samym kolorze, miała też odpowiednio dobrane korale.
Tonem serdecznym, lecz stanowczym powiadomiła panią Cobb, że ma zająć tylne siedzenie.
- Wrócił już mój brat - poinformowała Qwillerana - i omawiamy wspólnie plany
organizacyjne dotyczące Fundacji Klingenschoenów. Projekt został przyjęty w mieście z
powszechnym uznaniem, nie spotkałam się tu jeszcze z taką jednomyślnością. Zazwyczaj
natychmiast wyłania się kilka zwalczających się wzajemnie frakcji, nawet jeśli kwestia
dotyczy tylko skrzynek na kwiaty przy Main Street.
Gmach ratusza miejskiego najwyrazniej powstał pod wpływem inspiracji
średniowieczną architekturą obronną, brakowało tam tylko mostu zwodzonego i fosy. Wraz z
parkingiem, siedzibą straży pożarnej, komisariatem policji i garażem dla karetek pogotowia
zajmował cały kwartał między czterema ulicami, a położony był oczywiście przy Main Street.
Radni pod przewodnictwem burmistrza Blythe'a zasiadali przy długim stole
ustawionym na podwyższeniu pośrodku sali. Ku swemu zdziwieniu Qwilłeran ujrzał pośród
nich dwie znajome osoby: AmandÄ™ Goodwinter, naburmuszonÄ… jak zwykle, oraz pana
Coopera, jak zawsze z zatroskanym wyrazem twarzy. Dziesięć rzędów krzeseł
przeznaczonych dla publiczności było już zajęte, pozostawały tylko trzy wolne miejsca w
pierwszym rzędzie. Penelope usiadła na środkowym; najwyrazniej chodziło o to, żeby
Qwiłleran nie siedział obok swojej gospodyni.
Burmistrz zastukał młotkiem w stół i zawołał głośno:
- Powstań do przysięgi na wierność sztandarowi!
Rozległo się szuranie krzeseł, wszyscy wstali, ale niespodziewanie w głębi sali rozległ
siÄ™ okrzyk:
- Sprzeciw!
Pani Cobb krzyknęła cicho ze zdumienia. Przez publiczność przeszedł pomruk
niezadowolenia, wszyscy znów usiedli. Członkowie rady opadli na krzesła, a na ich twarzach
malowało się zniecierpliwienie, poirytowanie i zrezygnowanie. Rozglądając się, by
zidentyfikować osobnika zakłócającego obrady, Qwilleran dostrzegł wojowniczo
wyglądającego mężczyznę w średnim wieku, ostrzyżonego na niemodnego jeżyka, tak że jego
włosy przypominały szczotkę. Stał i czekał, aż zwróci się do niego przewodniczący obrad.
Burmistrz ze stoickim spokojem zapytał go:
- Jaka jest przyczyna pańskiego sprzeciwu, panie Hackpole?
- To nie jest oficjalny sztandar Stanów Zjednoczonych - odparł mężczyzna grzmiącym
głosem. - Jest na nim czterdzieści osiem gwiazd; rząd federalny wycofał ten wzór już w 1959
roku.
Przez publiczność przeszedł kolejny gniewny pomruk, odezwało się kilka okrzyków:
- Kto by tam liczył?
- Siadaj pan!
- Spokój! - burmistrz Blythe stuknął młotkiem. - Panie Hackpole, ślubowaliśmy
wierność temu sztandarowi przez ponad ćwierć wieku i żaden z podatników zamieszkujących
Pickax nie czuł się obrażony, nie było też sprzeciwów ze strony rządu federalnego, jak
również mieszkańców stanów Hawaje i Alaska.
- Stanowi to pogwałcenie ustanowionych zasad oddawania czci sztandarowi -
stwierdził pan Hackpole. - Prawo jest prawem i nie można go omijać.
Jakaś starsza pani spośród radnych zaoponowała słodkim głosem:
- Wielu z nas tu obecnych przechowuje jeszcze we wdzięcznej pamięci fakt, iż
sztandar ten został darowany miastu Pickax przez zmarłą pannę Klingenschoen, byłoby więc
oznaką braku szacunku, gdybyśmy usunęli go tak prędko po jej przedwczesnej śmierci.
- Tak jest! Dobrze mówi! - odezwały się głosy aprobaty z tłumu.
Ponury księgowy dodał:
- To kosztowny sztandar. Przy obecnych cenach nie możemy pozwolić sobie na
zastąpienie go sztandarem tej samej jakości.
Amanda Goodwinter, krzywiąc się niemiłosiernie, stwierdziła:
- Musiałby zostać wykonany na zamówienie. Sztandar ten został zrobiony ze
stuprocentowej czystej wełny i podszyty jedwabiem, co bardzo rzadkie. Każdy pas naszyty
jest osobno, a gwiazdy na błękitnym polu zostały ręcznie wyhaftowane. Wiem dobrze, bo
sztandar zamówiono za pośrednictwem mojej firmy.
- Nie zapominajcie o złotym frędzlu - pisnął jakiś cienki głos z końca stołu. -
Nieczęsto widuje się sztandary ze złotym frędzlem - powiedział to staruszek tak drobny, że
niemal nie było go widać zza stołu.
Radny tuszy tak pokaznej, że zajmował dwa krzesła bez bocznych oparć ustawione
obok siebie, zauważył:
- Coś mi się zdaje, że w tym sztandarze są dziurki. Chyba zrobiły je mole.
- Dziurki można zacerować - wtrąciła starsza pani głosem ociekającym słodyczą. -
Sama bym to zrobiła, gdybym miała takie oczy jak dawniej.
- Nie ma mowy o cerowaniu - zaprotestowała Amanda gniewnym tonem. - Tutaj
trzeba profesjonalnej konserwacji. Jednak w tym celu musielibyśmy go wysłać na Niziny i
sztandar nie wróciłby do nas przed upływem dwóch miesięcy.
- Może trzeba go czymś opryskać - zaproponował piskliwy staruszek.
Otyły radny znów zabrał głos:
- Możemy go opryskiwać i konserwować do woli, a i tak wciąż będziemy mieli
sztandar z czterdziestoma ośmioma gwiazdami. W żaden sposób nie rozwiązuje to problemu
postawionego przez pana Hackpole'a.
Kilku radnych spiorunowało go wzrokiem, a pan Cooper oznajmił:
- Ja ze swej strony sprzeciwiam siÄ™ zakupowi tak drogiego sztandaru tylko po to, by
zaspokoić żądania jednego podatnika. Nie mamy na to budżetu.
Rozpętała się ożywiona dyskusja.
- Nie musimy kupować drogiego sztandaru.
- Na co komu hartowane gwiazdy?
- Dobrze, ale czy tani sztandar nie wpłynąłby negatywnie na wizerunek miasta
Pickax?
- Do diabła z wizerunkiem!
- A może wystarczy wyhaftować jeszcze dwie gwiazdy na tym sztandarze, który
mamy? Sama chętnie bym się tego podjęła, gdybym miała te oczy co dawniej...
- A gdzie pani chce je umieścić? Na czerwonym pasie? To by dopiero wyglądało! -
komentarz ten wygłosiła Amanda.
- Wtedy rzeczywiście byłby niezgodny z prawem.
- To byłaby obraza sztandaru Stanów Zjednoczonych.
- Może lepiej zakupić zwykły, drukowany sztandar? Możemy się obyć bez tych
wszystkich haftów i podszyć.
- Takie rozwiązanie nie załatwi kwestii afrontu, jakim by to było wobec pamięci
donatorki, pokój jej duszy - odezwała się starsza pani radna.
- No, to kupcie nowy ze złotym frędzlem, a rachunek wyślijcie Hawajom i Alasce.
Tam pieniędzy nie brakuje.
Wypowiedz ta została przyjęta przez publiczność z entuzjazmem.
Burmistrz Blythe ujął w dłoń młotek.
- Mamy tu cztery problemy w jednym. Możemy zachować obecny sztandar i urazić
pana Hackpole'a. Możemy zastąpić go nowym i narazić się na zarzut braku poszanowania dla
donatorki pierwszego sztandaru. Możemy zakupić tani substytut, lecz w ten sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl