[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cieszy się, że mnie wylał? Parszywy sadysta i dupek. Dupek i sadysta!
pomyślała w duchu.
No, siadaj, siadaj. Dzwonił do mnie z samego rana pan Smith.
Wiedziałam, że zadzwoni powiedziała Zu, a pod nosem dodała:
Angol pieprzony!
Co mówisz? Zresztą, nieważne! Pan Smith prosił, żeby ci
podziękować. Ponoć wspaniale zajęłaś się sprawami jego, jego ojca i dwóch
R
L
T
stryjów. Nie wiem, skąd mu się ci stryjowie wzięli, bo nic o nich nie mówił,
ale mniejsza o to. Ja w każdym razie jestem bardzo zadowolony z twojej
pracy i jak już pewnie wiesz dostałaś premię i podwyżkę.
Premię? zdziwiła się Zuza.
No tak, zostawiłem w kopercie na twoim biurku. Chciałbym, żebyś...
ale prezes nie zdążył wyrazić swojego życzenia, bo jego pracownica
zerwała się z krzesła, trzasnęła drzwiami i wypadła z biura jak szalona.
Mikulski westchnął: Zwariowała ze szczęścia czy co? Nie wiem, czy
dobrze zrobiłem, że jej dałem tę podwyżkę.
Zuza tymczasem biegła w stronę śmietnika. Stała tam właśnie wielka
śmieciara, a panowie w przybrudzonych kombinezonach pakowali do niej
worki ze śmieciami. Wyrwała jednemu z nich ten, który przed chwilą sama
wyrzuciła i wysypała go na chodnik. Panowie patrzyli z zainteresowaniem.
Te, Staszek! odezwał się jeden z nich. Co ta kobita robi?
A to pewnie jakaś ekologia jest odpowiedział drugi.
Ekologia? zdziwił się pierwszy.
No. Zmieci będzie oglądać. Nie słyszałeś na ostatnim szkoleniu?
Nie, w kącie przysnąłem, bo dziecku zęby wychodzą i po nocach
spać nie daje. A jak poogląda to co?
A nie wiem. Zobaczymy.
Zu tymczasem wyłowiła bezcenny, a raczej bardzo cenny list od szefa,
wytarła rękawem ślady po kefirze i schowała przesyłkę do kieszeni. Resztę
śmieci wrzuciła do worka, oddała najbliższemu śmieciarzowi i ruszyła w
stronÄ™ biura.
Wariatka jakaś skomentował Staszek. Jakby puszki wygrzebała
albo butelki, to jeszcze bym zrozumiał. Sprzedać można i na piwo jest. Ale
papier? Wariatka.
R
L
T
Zmieciarze odjechali, a Zuza otworzyła drzwi od klatki. Już miała je
zamknąć za sobą, gdy nagle coś przykuło jej uwagę. Pod komendę policji
zmierzał jakiś tłum.
Manifestacja czy ki czort? zastanawiała się. Spojrzała jeszcze raz i
na czele pochodu ujrzała panią Lewandowską, sąsiadkę swojej teściowej. A
obok niej panią Jarzębska. Aha, to moi emeryci idą na spotkanie z
sierżantem. Niech go ma w swojej opiece Archanioł Gabriel, patron
policjantów i jeszcze na wszelki wypadek Zwięty Antoni, patron spraw
beznadziejnych...
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]