[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w genach po pradziadku Mateuszu. Jakaś lekceważona wiedza z dzieciństwa,
z wczesnej młodości. . .
 Dobrze, powiem wujkowi. Skoro nawet ja rozumiem, on zrozumie tym
bardziej.
 Tylko po cichu, żeby nikt nie słyszał. A o moim raku możesz nie mówić
nikomu, co mi Hortensja ma nad głową skrzeczeć. Przeprowadzicie się po mojej
śmierci,  to mieszkanie jest już twoje, przepisałam na ciebie notarialnie. Rób so-
bie, co chcesz i Bolek też, ale gdybyś je straciła, szlag by mnie trafił na tamtym
świecie. . . !
Solidnie ogłuszona wizytą, Justyna musiała udać się na daleki spacer, żeby
odzyskać równowagę przed powrotem do domu. Dzięki obejściu dookoła kilku
ocalałych z zawieruchy wojennej budowli, pałacyku Szustra, Królikami i pałacu
Wilanowskiego, zdobyła siły na pogawędkę z Hortensją.
Nowotwór zamieniła na wyrostek robaczkowy, suponująC, że Barbarze chyba
wytną, bo ją bardzo kłuje. Tym się Hortensja zbytnio nie przejęła. Resztę powitała
z ulgą, uspokoiła się w kwestii podstępnych represji, pochwaliła zamiar szwagier-
ki pożycia spokojnie, po czym z wielką troską jęła rozpatrywać strój na pogrzeb
Antosia. Sam kapelusz czy do niego czarna woalka? Przed wojną woalka byłaby
niezbędna. . .
Więcej kłopotu przysporzył Justynie ostrzegany Ludwik, który za nic nie
chciał przyjąć do wiadomości ewentualnych machinacji wyścigowych. Wezwała
128
do pomocy Jureczka i Krysię, pomogło, ale niewiele. Ludwik uparcie zamierzał
trzymać rękę na pulsie, pilnie sprawdzać uczciwość gonitw i protestować przy
najmniejszym podejrzeniu. Nie udawało się wytłumaczyć mu, że oficjalnie nie
ma żadnych praw, uznawany jest tam niejako z grzeczności i rezultat osiągnie
taki, że go z tych wyścigów całkowicie wyrzucą i zabronią mu wstępu. Przy ca-
łej łagodności charakteru tym denerwował się niebotycznie i nie chciał słuchać
głupiego gadania.
Operacja Barbary przebiegła pomyślnie, acz Justyna od prowadzącego leka-
rza uzyskała poufną wiadomość, że mogą się pojawić przerzuty. Zważywszy, iż
wynalazek Fenicjan wciąż działał bez zarzutu, a Barbara nim znów swobodnie
dysponowała, zrobiono wszystko, co było możliwe. W podróż, owszem, proszę
bardzo, mogła sobie wyjechać, gdzie i kiedy jednakże miałaby się objawić dole-
gliwość, nikt nie umiał przewidzieć.
Barbara powinna była prowadzić spokojny tryb życia, Justyna zatem załatwia-
ła za ciotkę, co tylko się dało. Zajęła miejsce w ogonku po paszport, przyniosła
i odniosła formularze wizowe, kupiła bilety na pociąg do Paryża. Ogonka w banku
uniknęła, bo Barbara teoretycznie wyjeżdżała z przydziałowymi pięcioma dolara-
mi.
 Nie zawracaj głowy, moje dziecko  odpowiedziała z irytacją na nerwowe
i pełne troski pytania siostrzenicy.  Przecież ja jestem w kontakcie z Darkiem
i z Pawełkiem, to jedno, a po drugie niech tylko dotrę do Genewy. Załatwię przy
okazji wszystko co trzeba, bo Antoś o tamtym koncie pojęcia nie miał, więc te
gnidy też o nim nie wiedzą, i udało mi się resztki ocalić. Poza tym, co ty sobie
wyobrażasz, że ja jadę z pięcioma dolarami? Nie rozśmieszaj mnie.
Nie mając zielonego pojęcia, co też Barbara mogła przemycać, Justyna uspo-
koiła się dopiero, kiedy z Paryża przyszły radosne pozdrowienia. Najwyrazniej
w świecie ciotka handlu wódką nie uprawiała i pod mostem nie musiała nocować.
Do mieszkania przy Madalińskiego przeniosła się chwilowo wściekła i roz-
goryczona Amelia, rozwodząca się właśnie z drugim mężem i poprzysięgająca
z zaciętością, że żadnych więcej związków małżeńskich w życiu nie będzie za-
wierać.
 %7ładnego meldowania  rzekła z furią do zaniepokojonej Justyny.  Ja tu
kwiatki podlewam i Feli towarzystwa dotrzymujÄ™. Pracowni Å‚obuzowi nie oddam,
w połowie moja, ale nie chcę tam być, bo go zabiję. Pluskwę zabijesz, a za czło-
wieka pójdziesz siedzieć, on mnie specjalnie prowokuje, tutaj przeczekam i spłacę
drania. On nie może znieść, że w zawodzie jestem lepsza od niego!
Razem, chora Barbara na obczyznie, rozwścieczona Amelia w jej mieszkaniu,
dziko zdenerwowany Ludwik i niebotycznie zainteresowana całą sytuacją Horten-
sja, nie pozwalali wrócić do kojących minionych czasów. Jedyną pociechę stano-
wiła dla Justyny piętnastoletnia Idalka, spokojna, zrównoważona, rozsądna, racjo-
nalnie dzieląca swój czas pomiędzy szkołę i konie, kwitnąca zdrowiem zapewne
129
dzięki świeżemu powietrzu.
 Niech się mama nie martwi  rzekła ze współczuciem.  W razie czego
ja dziadka Ludwika powstrzymam. Jeżdżę na treningach, a tam dużo się gada,
wszystko wiem. Tych takich. . . no, tych. . . rozumie mama. . . ich nikt nie lubi.
Będzie wiadomo, kiedy co, i ja wtedy powiem. . .
Obietnica była wprawdzie trochę niejasna, ale jakoś Justynę uspokoiła. Na
ubocze usunęła wątpliwość, czy przypadkiem jej córka nie obraca się w jakimś
nieodpowiednim towarzystwie, co już zaczynało ją nurtować, posiała za to inną
troskę. Justyna zaczęła się zastanawiać nad sobą. Wyglądało na to, że prababcia
działa sugestywnie, obyczajowość jej czasów rzutuje na poglądy współczesne jej
prawnuczce. Oby tylko nie popaść w przesadę. . .
Darek z Joasią i Stefankiem przyjechali na urlop i w domu zrobiło się ciasno.
Dziewięć osób w siedmiu pokojach da się, co prawda, jakoś pomieścić, ale wszy-
scy od dawna przywykli do dużej swobody mieszkaniowej i nie najlepiej znosili
zagęszczenie. Justyna straciła swoje miejsce pracy, papiery musiała zgarnąć na
kupę i gdzieś utknąć, o pamiętniku prababci nie mogło być mowy. Pięcioletni
Stefanek sypiał w salonie, Bolesław swoje zajęcia naukowe odwalał w sypial- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl