[ Pobierz całość w formacie PDF ]
była. Dręczyły ją wątpliwości, lecz wolała się z tym nie zdradzać. Szła więc zdecydowanym krokiem, a
obok wieziono na wózku jej matkę, pogrążoną w czymś w rodzaju letargu.
Czy słusznie zrobiła, przywożąc ją tutaj? Każdy przecież woli leżeć w domu niż w szpitalu. A jeśli to
wpędzi ją w depresję i jeszcze tylko pogorszy jej stan? Ze starannie maskowanym niepokojem zerknęła w
bok. Gdy spojrzała na bladą twarz o zapadniętych policzkach, pomyślała, że chyba jednak podjęła
właściwą decyzję. Zresztą klamka już zapadła.
Sanitariusz otworzył drzwi do jednej z sal, a drugi pchnął wózek z panią Simmons do środka. Lainie
rozejrzała się nieco nerwowo dookoła. W pokoju znajdowały się dwie kobiety. Jedna spała, jej sąsiadka
zaś uśmiechnęła się przyjaźnie do wchodzących.
Gdy przenoszono chorą na wolne łóżko, ocknęła się i powiodła po obecnych nieco nieprzytomnym
wzrokiem. Nagle w jednej chwili doszła do siebie.
- To nie jest mój pokój - powiedziała z naciskiem, choć jej głos był tak słaby, że aż drżał wyraźnie. -
Pomyliliście się.
- Przykro mi, proszę pani, ale otrzymaliśmy polecenie, żeby przywieźć panią tutaj.
- Nie, to z pewnością jakaś pomyłka - upierała się wzburzona pani Simmons. - Lainie, zrób coś z tym.
- Już dobrze, mamo. - Pochyliła się i uspokajająco położyła rękę na dłoni matki, która nerwowo szarpała
brzeg okrywającej ją kołdry.
- Przecież wiesz, że zawsze mam oddzielny pokój - zaprotestowała płaczliwie.
- Możemy postawić parawany - zasugerował łagodnym tonem jeden z sanitariuszy.
Lainie uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- Dziękuję bardzo.
Dookoła łóżka ustawiono więc beżowe przesłony, co jednak w niewielkim stopniu wpłynęło na
zmniejszenie irytacji chorej. Młodszy sanitariusz posłał Lainie pocieszające spojrzenie, po czym obaj
wyszli.
Wiedziała, że konieczność dzielenia sali z innymi pacjentkami wyprowadzi mamę z równowagi, ale nie
było wyjścia. Administracja szpitala stanowczo odrzuciła jej prośbę o umieszczenie chorej w separatce.
Wciąż bowiem jeszcze nie została do końca rozliczona pożyczka, jakiej im udzielono na poprzednie
leczenie. Co prawda Lainie co miesiąc spłacała kolejne raty, ale to wciąż jeszcze nie pokryło całości
poniesionych przez szpital kosztów.
Miała nadzieję, że uda jej się jakoś przekonać matkę, by pogodziła się z obecnością innych pacjentek,
jednak wyglądało na to, że nie ma na co liczyć. Pani Simmons co chwila zerkała nerwowo na parawan, za
którym znajdowały się chore.
- Nie życzę sobie, żeby na mnie patrzyły - wyszeptała nerwowo.
- Ależ, mamo, nikt cię nie widzi - uspokajała Lainie.
- Są tam i to wystarczy. To kompletnie obcy ludzie, nic o nich nie wiem. - Chwyciła dłoń córki i
kurczowo zacisnęła na niej palce. - Zrób z tym coś!
Zanim zdążyła odpowiedzieć, ktoś odsunął nieco jeden z parawanów. Przy łóżku pojawiła się
pielęgniarka w śnieżnobiałym fartuchu i wykrochmalonym czepku. Nabyte w ciągu długoletniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]