[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zastanowienia. Cóż mogli wzajemnie wiedzieć o sobie?
Przyjechała do jego domu zaledwie wczoraj i już spadły na nich różne
problemy: rozczarowane dzieci, węże i świadomość, że niemowlę pojawi się
wśród nich za niespełna siedem miesięcy.
Położyła rękę na jeszcze płaskim brzuchu. Teraz jest za późno, by się
zastanawiać. Stworzyli już nowe życie. Jednak perspektywa wspólnej
przyszłości wydawała się w najlepszym razie niepewna. Wzięli ślub ze
względów praktycznych, które zepchnął na dalszy plan wybuch namiętności.
Jakież jeszcze kłopoty ich czekają? Abby, dziewczyno, martwisz się na
zapas, skarciła siebie. Przynajmniej udało jej się ustalić tym razem kilka
reguł postępowania. Nie żąda miłości, Devlin też nie. To ułatwi im wspólne
życie. Była kochana i porzucana tak wiele razy, że nie miała zamiaru
zaniechać ostrożności i znów zacząć wierzyć w bajki. Nie mogła układać
przyszłości na mirażach uczuć.
Wpatrując się w plamy słońca tańczące na suficie, próbowała przemyśleć
raz jeszcze konsekwencje swojego wyboru. Jedyne, co mogła zrobić, to być
dobrą matką dla dzieci i pracować na spłatę długów Johna, żeby Devlin nie
miał wrażenia, iż jego małżeństwo jest aktem miłosierdzia. Za żadną cenę
nie będzie już bezradna i uzależniona od kogokolwiek.
Wstała wypoczęta i podreptała po dywanie do łazienki. W dwadzieścia
minut później zeszła do kuchni. Zaprzyjaźniła się z wielkim psem, który
machał ogonem na powitanie i próbował skoczyć na nią, by polizać ją po
twarzy oślinionym językiem. Przez kilka minut borykała się z nim, starając
się ograniczyć jego czułości, potem wyprowadziła go na dwór. Wróciła i
zajęła się przeglądaniem zawartości szafek oraz inspekcją lodówki. Była już
prawie jedenasta, zbliżała się pora lunchu. Pomyślała, że solidny posiłek
mógłby przyczynić się do wzmocnienia więzi rodzinnych.
W trakcie jej krzątaniny wszedł do kuchni zaspany Devlin.
- Co ty wyrabiasz? - Poranna chrypka zniekształciła jego głos.
- Przygotowuję lunch. Wczoraj zatrzymałam się we włoskiej restauracji,
sprzedającej posiłki na wynos. To akurat miała być wczorajsza kolacja, ale...
- Powinnaś mnie obudzić. Pomógłbym ci.
- Nie. Słyszałam, jak grasowałeś po domu późną nocą. Potrzebowałeś snu.
- I wciąż potrzebuję. Hulk drapie do drzwi.
- Hulk? - Przerwała pracę i podniosła głowę. Minęła dobra chwila, zanim
zdała sobie sprawę, że chodzi o psa.
- Koniecznie chciał spać ze mną.
- Przykro mi, że Paige wykopała cię z twojej połowy łóżka. - Uśmiechnęła
się do niego.
- Mogę poczekać. Nie ma pośpiechu. - Podszedł bliżej i delikatnie dotknął
jej czoła. - Jak się czujesz? Ciągle cię mdli?
- Nie jestem chora. - Zaczerwieniła się na wspomnienie fatalnych
okoliczności wczorajszego powitania Unikając jego dłoni, postarała się
zachować bezpieczny dystans. - Jestem w.ciąży, a po podróży byłam bardzo
zmęczona.
- Nie powinnaś była jechać cały dzień. - Najwyraźniej go nie przekonała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]