[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Albo dobrze, zaraz przyjdę - powiedział pomyślawszy, że może uda mu się nakłonić
sławnego poetę, by pomógł w edycji wierszy Dębowego. Wydawcy, przerażeni prawicowo-
akowskimi koneksjami poległego, nie mogli się zdecydować.
Jerzy był już wstawiony.
- Zobaczysz, bracie, pokażę wszystkim, że ona należy do mnie... - przekonywał Ola
obserwując parkiet, po którym wędrowała pani w balowej sukni. Jakiś wylizany hubek zabrał
mu to śliskie, podniecające, żywe...
- Tańczyła z tobą pięć razy pod rząd, czego chcesz... - mitygował go Olo.
- Mówiłem, że już nie ma z nikim...
 Jacy jesteÅ›my Å›mieszni - dumaÅ‚ trzezwiejÄ…cy Olo. - WiÄ™c to nazywa siÄ™ «ambicjÄ…»... Może
mądrzejszy był dziesięć lat temu, ćwicząc wolę przez odmawianie sobie cukierka, niż teraz,
kiedy jÄ… utwierdza takim «panowaniem» nad innymi...
- Kobiety są sprawiedliwsze niż wszystko i one nam właśnie przyznają prawo do siebie... -
bełkotał Jerzy.
- To taka  emerytura za powstanie? - zakpił głośno Olo.
W tej chwili orkiestra urwała. Partner pani w długiej sukni, jakby posłuszny wypowiadanym
przez pijanego myślom, odprowadził ją ku niemu. Pani uśmiechnęła się dziękując za taniec i
przystanęła przy Jerzym. Podsunął jej krzesło i patrząc na Ola położył rękę na jej śliskim
100
biodrze. Odsunęła się, ale on posunął w ślad za nią swoje krzesło i położywszy dłoń na udzie
zacisnÄ…Å‚ mocno, przytrzymujÄ…c.
Olo, skrzywiony, z niesmakiem i przykrym uczuciem pogardy odwrócił się i zamarł: od
strony drzwi szedł w ich stronę... Zygmunt. Jerzy, odwrócony do nich plecami, nie widział,
jak padli sobie w ramiona, ciaśniej niż kochankowie na parkiecie, jak zwarli się w uścisku,
niby zapaśnicy. Olo, promieniejący, zdyszany, wydostał się z uścisku. Zygmunt, oddychając
szybko, twarz miał nieruchomą.
W tej chwili obejrzał się Jerzy. Pijackim skokiem zwalił krzesełko.
- A to ty, ty... - bełkotał waląc się na przyjaciela.
- Wesoło u was, co? - wypytywał Zygmunt. Twarz miał wciąż dziwnie nieruchomą.
Opuszczona pani w długiej sukni spiesznie rejterowała w poszukiwaniu zgubionego męża czy
opiekuna, z którym przyszła na bal.
Kosiorek nie mógł się rozstać z Tyrolskim. Z mieszaniną podziwu i strachu, poczucia
niższości i pewności, że jego metody - solidniejsze, bardziej poważne - są jednak czymś
lepszym, wysłuchiwał relacji o okolicznościach zdobycia przez wspólnika przed miesiącem
wagonu cyny.
- Jak to: dał pan rozkaz? - żebrał o szczegóły. To nie była Olszynka Grochowska i cement, to
już potężna  panama . Piętnaście ton cyny z pierwszego transportu UNRRA.
- No, zażądałem w imieniu Komitetu Wyborczego odłączenia wagonu, i koniec.
- Ale niby dlaczego?
- Pociąg był mieszany: osobowo- towarowy. Akurat był wówczas w Warszawie taki
przedwyborczy zjazd delegatów Stronnictwa Ludowego, antypeeselowski, więc oznajmiłem
zawiadowcy, że na zjazd chcą się wedrzeć elementy peeselowskie, które opanowały dwa
ostatnie wagony składu...
- No, ale nie towarowe wagony - niecierpliwił się Kosiorek.
- Nie towarowe, ale towarowy był właśnie w środku między dwoma ostatnimi.
- I co?
- No, kazał odczepić, i koniec...
Kosiorek nie pytał o dalsze szczegóły. Okoliczności przeładowania transportu nocą na
ciężarówki znał bardzo dobrze. Oddychał ciężko jak po biegu. Dotknął kolanem stojącej na
krzeseÅ‚ku obok stolika teczki.  Góra «miÄ™kkich», prawdziwa góra «miÄ™kkich», ale jak zÅ‚apiÄ…
przy takiej rzeczy, to i głowa spadnie... - raz jeszcze zdał sobie sprawę z pechowej firmy, z
101
jaką wszedł w spółkę.  No bo i co oni wytyrali przez te cztery okupacyjne lata? - raz jeszcze
wróciła do głowy sentencja o akowskiej klapie.
- Panie Tyrolski - zaczął ostrożnie i zamilkł.  Jeszcze się obrazi, jak mu powiedzieć, że na
przyszłość trzeba by ostrożniej - spłoszył się myślą o niepowetowanych stratach z zerwania
spółki. - To pan masz podwójne życie, co?  Komisarz wyborczy ... - zachichotał
przypochlebnie.
- Podwójne? - zamyślił się Tyrolski. - Miałem podwójne, teraz chcę mieć poszóstne - trącił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl