[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokrótce opisała jej, w jakim jest on stanie.
- Lekarze jeszcze nie wiedzą, co z nim zrobić - wyjaśniła.
- Odruchy nerwowe sÄ… w porzÄ…dku, ale ciÄ…gle traci przyto-
mność i trzeba będzie zabandażować mu głowę. Jak długo może
pani tu zostać?
- Całą noc, jeśli będzie trzeba.
- Proszę więc poczekać. Ja muszę teraz iść.
Zapakowała swój sprzęt na wózek i, popychając go, wyszła
na korytarz, Caitlin natomiast usiadła przy łóżku Scotta i wzięła
go za rękę. Otworzył na chwilę oczy, a potem zamknął je znowu
i rzekł słabym głosem:
- Jak dobrze, że przyszłaś, Caitlin. Zostań przy mnie, proszę.
Tak bardzo ciÄ™ potrzebujÄ™.
Upłynęły właśnie dwa tygodnie od dnia, w którym ugryzła
S
R
go jadowita ośmiornica i Caitlin, podobnie jak wtedy, spędziła
przy nim kilka godzin. Najpierw zrobiono mu badanie tomogra-
ficzne mózgu. Wyniki, na szczęście, nie odbiegały od normy.
Potem Caitlin pomogła zawiezć go na oddział 6B, gdzie zapadł
w głęboki sen po lekach, jakie dostał.
O trzeciej w nocy postanowiła w końcu pojechać do domu
i się przespać. Gdy stanęła przed drzwiami do mieszkania, przy-
pomniała sobie, że przecież Scott wciąż ma jej klucze. Zrezyg-
nowana wróciła po nie motorem do szpitala i położyła się do
łóżka dopiero nad ranem.
Obudziła się o ósmej po czterech godzinach niespokojnego
snu i nie mogła już zasnąć. Wstała więc, wzięła szybki prysznic,
włożyła niebiesko-beżowe kwieciste szorty i bluzkę, po czym
wypiła trochę soku i kawy, zjadła miseczkę płatków i pojechała
prosto do szpitala.
Angus pewnie już też był na nogach. Wyjeżdżał tego dnia
po południu. Na myśl o tym Caitlin poczuła ucisk w sercu.
Usiłowała sobie wmówić, że jego wyjazd nic jej nie obchodzi.
Dała mu przecież odpowiedz, więc jakie to może mieć dla niej
znaczenie, że udawał się w podróż.
Scott czuł się już znacznie lepiej, lecz nie miał apetytu
i wciąż domagał się obecności Caitlin. Ogarnął go sentymental-
ny nastrój.
- Tak długo byliśmy razem - powtarzał. - Cztery lata. Mie-
liśmy tyle planów i teraz wszystko przepadło.
- Nie żałuję, że się rozstaliśmy - odparta. Tego przynaj-
mniej była zupełnie pewna.
Scott jednak miał wątpliwości.
- NaprawdÄ™, Caitlin?
- W zeszłym tygodniu ty też byłeś z tego zadowolony.
S
R
- Ale ten wypadek sprawił, że przemyślałem wiele spraw
i coś się we mnie zmieniło.
- Przestań, Scott. Jesteś teraz zbyt roztrzęsiony i zmęczony,
żeby wiedzieć, czego naprawdę chcesz.
- Pragnąłem cię przez całe cztery lata i wydaje mi się...
- Nie mów o tym teraz. - Caitlin próbowała być stanowcza,
choć wcale nie było to łatwe.
- A kiedy? Myślisz, że nie jestem w pełni świadomy tego,
co siÄ™ dzieje?
- A jesteÅ›?
- Oczywiście! Zauważyłem na przykład, kiedy siostra Bu-
ckley pochyliła się nad chorym przy tamtym łóżku, że jest
całkiem zgrabna. - Uśmiechnął się szelmowsko i wskazał na
Georginę Buckley, która badała puls leżącemu obok pacjentowi.
Caitlin wcale to nie rozbawiło.
- Scott, skoro jesteś tego pewien... - zaczęła i spojrzała mu
prosto w oczy - to powiedz mi coś. Czy przez te lata, które
spędziliśmy razem, byłeś mi wierny?
- Wierny? - powtórzył. - Nigdy nie mogłem pojąć, co lu-
dzie przez to rozumiejÄ….
- Ja dobrze wiem, co to dla mnie znaczy.
- W takim razie, oczywiście, że byłem. Na swój sposób...
- Czy spałeś wtedy z kimś innym, Scott? Odpowiedz  tak"
lub  nie".
Scott milczał. Właściwie nie musiał nic mówić. Odwrócił
wzrok i Caitlin uznała to za jednoznaczną odpowiedz.
- Już nigdy nie będziemy razem - rzekła cierpkim tonem. -
I nie wydaje mi się, żebyś tego żałował, kiedy tylko wyjdziesz
ze szpitala i przestaniesz użalać się nad sobą..
Pół godziny pózniej pojechała do domu. Zaparzyła herbatę
S
R
i wreszcie poczuła się naprawdę wolna, o wiele bardziej niż
w chwili, gdy zerwała zaręczyny ze Scottem jedenaście dni
wcześniej. Teraz już nic nie jestem mu winna. Powiedziała to
głośno i uświadomiła sobie, że już kiedyś gdzieś to słyszała.
Od Angusa.
Nigdy nie zapytałabym Scotta, czy dochowywał mi wierno-
ści, gdyby nie Angus, pomyślała. To on miał rację, a ja oskar-
żyłam go o to, że kłamie, aby tylko pozyskać moje względy.
Drżącą ręką podniosła słuchawkę i wykręciła numer jego
telefonu. Czekała długo, nasłuchując kolejnych sygnałów, i
w końcu doszła do wniosku, że dzwoni za pózno. Angus zapew-
ne jest już w drodze na lotnisko.
Poczuła, że musi się z nim natychmiast zobaczyć, przeprosić
go i powiedzieć, że miał rację co do Scotta. Pozostawała jeszcze
odpowiedz na jego ostatnie pytanie, ale tego nie była wciąż
pewna. Jak mogła związać się na stałe z człowiekiem, którego
znała zaledwie dwa tygodnie?
Zadzwoniła na lotnisko i spytała o samolot do Los Angeles.
Odlatywał za godzinę i dziesięć minut. Zerwała się na równe
nogi. Wciąż jeszcze istnieje szansa, że się spotkają. Gdyby tylko
mogli porozmawiać... No właśnie, to co wtedy? Nadal miała
mętlik w głowie.
Kiedy zdyszana wpadła do hali odlotów i ujrzała Angusa,
wiedziała, że jest już za pózno. Trzymając w dłoni podróżną
torbę, stał niedaleko okienka odprawy celnej, za które nie mógł
wejść nikt bez biletu, a przed Caitlin kłębił się tłum pasażerów
z wózkami pełnymi bagaży. W pewnej chwili odwrócił się na
moment i rozejrzał, jakby nagle poczuł na sobie czyjś wzrok,
lecz jej nie zauważył. Zawołała go, ale jej głos został zagłuszony
przez gwar rozmów prowadzonych w wielu różnych językach.
S
R
Nie dostrzegł też, jak machała do niego ręką, i po chwili odwró-
cił się z powrotem. Wtedy zaczęła przepychać się przez tłum.
- Proszę uważać! - zawołał z oburzeniem właściciel torby,
na którą nadepnęła.
- Przepraszam - rzuciła pospiesznie i ruszyła dalej. - An- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl