[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdemaskowany (i pewnie także sfotografowany przez ochronę) bez mojej wiedzy? (Uwaga do
siebie: odnalezć te zdjęcia).
Musiałam wyglądać na tak zdezorientowaną, jak naprawdę się czułam, bo Josh
przysunął się bliżej i wyjaśnił:
- Akademia Gallagher? - Jakby zastanawiał się, czy w ogóle słyszałam o tym miejscu.
- To taka snobistyczna szkoła z internatem. One wszystkie tam są bogatymi przestępczyniami
czy coÅ›.
Miałam ochotę stanąć w naszej obronie. Wygłosić mowę, że nie powinno się nikogo
osądzać, jeśli nie przeszło się półtorakilometrowego podziemnego tunelu w niewygodnych
butach. Powiedzieć im o tym wszystkim, co zawdzięczają poprzednim dziewczętom z
Gallagher, ale nie mogłam. Czasem szpiedzy muszą tylko przytakiwać i mówić:
- Serio?
- Co? - spytał Dillon. - %7łe niby ty tam nie chodzisz? - Zaśmiał się tak głośno, że
wszyscy goście restauracji spojrzeli na niego. Przyglądałam się Dillonowi, zastanawiając się,
ile czasu zajęłoby mi włamanie się do danych urzędu podatkowego. Podejrzewam, że do
grudnia skarb państwa mógłby przejąć wszystko, co miała jego rodzina.
- Uczę się w domu - powiedziałam, recytując w myślach: I mam kotkę Suzie, mój tata
jest inżynierem i uwielbiam lody miętowo - czekoladowe.
- A tak - mruknął Dillon - zapomniałem. To trochę dziwaczne, co? Zanim jednak
zdążyłam zaprotestować, odezwała się DeeDee:
- A ja myślę, że to fajne. Tym samym sprawiła, że znacznie trudniej będzie mi ją teraz
nienawidzić.
- No to jak? - spytał Dillon, zwracając się ponownie do Josha. Prawie trajkotał, a
trajkotanie nie jest określeniem zbyt dobrze pasującym do chłopaka.
- Idziemy zbadać teren?
Josh nie odpowiedział i tylko wypychał DeeDee z boksu, jednocześnie wyjmując
pieniądze z portfela. Rzucił banknoty na stół i wyciągnął do mnie rękę:
- Ty też chcesz już iść, prawda? - zapytał.
Tak! - miałam ochotę zawołać. Z jego twarzy wyczytałam, co czuł, i czułam dokładnie
to samo. Chwyciłam go za rękę i poczułam się tak, jakby prowadził mnie do innego świata, a
nie tylko wyciągał z czerwonego winylowego boksu. Na stole za nami zostały dwa niemal
nietknięte hamburgery, ale nic mnie to nie obchodziło.
Dillon podniósł się, żeby mnie przepuścić, ale Josh nadal trzymał moją rękę.
Trzymaliśmy się za ręce!
Ciągnął mnie w stronę drzwi, ale dziewczynie trudno jest tak po prostu zapomnieć o
trzech latach nauki dobrych manier, więc odwróciłam się do Dillona i DeeDee i
wymamrotałam:
- Cześć. Miło było was poznać.
Absolutne kłamstwo, ale takie, którego nawet nie - szpiedzy używają w kulturalnych
kręgach, więc zapewne wcale się nie liczy. Dillon zawołał:
- Ech, nie wiesz, co tracisz, braciak. Powkurzamy trochÄ™ nadziane laski! Jasne, D'Man,
pomyślałam, kiedy Josh otwierał drzwi. Idz, spróbuj szczęścia!
Nie jestem wielką fanką trzymania się za ręce, ale zwykle tak jest w filmach, kiedy
bohater ucieka z bohaterką przed bardzo złymi ludzmi i biegną, trzymając się za ręce, co tak
naprawdę jest bez sensu. Nikt nie potrafi szybko biec, trzymając kogoś innego za rękę.
(Sprawdziłam to kiedyś na samoobronie).
Tylko że Josh i ja nie biegliśmy. Nie, nie, szliśmy sobie. Nasze złączone dłonie bujały
się w przód i w tył.
Po dłuższej chwili odezwał się, patrząc na chodnik:
- Przepraszam.
- Ale za co? - Naprawdę nie zrobił nic złego. Nic. Ruchem głowy wskazał restaurację:
- Za Dillona. On w sumie nie jest taki zły. Gada ciągle to samo, i tak od przedszkola.
Jest mocny w gębie, ale w działaniu to już nie za bardzo.
- Czyli nie musimy przed nim przestrzegać Akademii Gallagher? - droczyłam się.
- Nie. - Uśmiechnął się. - Myślę, że jest bezpieczna.
- Na pewno - odparłam. Pomyślałam o naszych murach, o naszym świecie.
- A DeeDee? - spytałam, wstrzymując oddech. - Wydaje się miła. To niestety nie było
kłamstwo.
- I jest, ale... - zacisnął rękę nieco mocniej - ...nie chcę teraz rozmawiać o DeeDee
Może to przez te migoczące światełka altanki albo przez Josha trzymającego mnie za
rękę, albo fioletowy gaz doktora Fibsa wywołujący kichanie, którego nawdychałam się tego
dnia, ale kiedy się zatrzymaliśmy, wszystko zaczęło nagle wirować. Jakby cały świat stał się
jedną wielką karuzelą, a ja i Josh staliśmy pośrodku. Musiało działać chyba mnóstwo sił
dośrodkowych, bo zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej i bardziej i zanim się
zorientowałam, już działo się coś, o czym marzyłam przez całe życie. Nie napiszę o tym tutaj,
bo przecież będzie to czytać moja mama! Poza tym ten mój raport pewnie zamówią różnego
rodzaju VIP - y, a oni to już naprawdę nie muszą czytać o moim pierwszym pocałunku.
(Niech to szlag! Miałam tego nie mówić...) No, dobra, pocałował mnie. Niektórzy chcieliby
pewnie więcej szczegółów - na przykład jak miękkie miał usta i jak wdychał powietrze, które
wydychałam, i odwrotnie, co sprawiało, że byliśmy tak jakby na stałe połączonymi duszami
czy coÅ› takiego... Ale nic wam z tego nie powiem. Mowy nie ma! To sprawy osobiste.
Ale zdradzę, że pocałunek był taki, jak trzeba: ciepły, słodki i był początkiem... yyy...
po prostu poczÄ…tkiem.
Rozdział 18
Za i przeciw byciu szkolnym szpiegiem, a jednocześnie dziewczyną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl