[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czyś całkiem postradał rozum, Fulrachu? - warknął Wilk tak cicho, by nie słyszał go
nikt prócz władcy. - Dlaczego postanowiłeś mi przeszkadzać, i to właśnie teraz? I co cię
opętało, że kazałeś mi nosić to absurdalne odzienie? - Z niesmakiem szarpnął swą białą szatę.
- Chcesz ogłosić moja obecność wszystkim Murgom stąd aż po przylądek Arendii?
Król przybrał urażony wyraz twarzy.
- Obawiałem się, że tak właśnie to potraktujesz - powiedział równie cicho. - Wyjaśnię
wszystko, gdy zdołamy porozmawiać chwilę na osobności.
Zwrócił się do cioci Pol tak szybko, jakby chciał zachować przynajmniej pozory
godności.
- Tak dawno już cię nie widzieliśmy, pani. Layla i dzieci bardzo za tobą tęskniły, a i
mnie dokuczała twa nieobecność.
- Wasza królewska mość jest nadto uprzejmy - odparła zimno.
Król skrzywił się.
- Błagam cię, pani, byś nie osądzała mnie pochopnie. Miałem nie cierpiące zwłoki
powody. Mam też nadzieję, że wezwanie, jakie przekazał wam baron Brendig, nie
spowodowało zbyt wielu niedogodności.
- Baron Brendig był uosobieniem grzeczności - ton głosu cioci Pol nie zmienił się ani
trochę. Rzuciła okiem na Brendiga, który zbladł wyraznie.
- I ty, lordzie Barak - król mówił szybko, jakby szukał najlepszego wyjścia z
kłopotliwej sytuacji. - Jakże się miewa twój kuzyn, nasz królewski brat Anheg z Chereku?
- Był zdrów, gdy widziałem go ostatnio, wasza wysokość - odparł z chłodną
uprzejmością Barak. - Trochę pijany, ale u Anhega to rzecz normalna.
Król zachichotał nerwowo.
- Książę Kheldar z królewskiego rodu Drasni - powiedział, patrząc na Silka. -
Jesteśmy zdumieni, że tak znamienici goście odwiedzili nasze dziedziny. I bardziej niż
odrobinę urażeni, że nie chcieli nas spotkać, byśmy mogli ich powitać. Czy król Sendarów tak
jest niegodny uwagi, że nie warto poświęcić mu choćby chwili?
- Nie chcieliśmy okazać lekceważenia, najjaśniejszy panie - Silk skłonił się nisko. -
Lecz cel nasz był sprawą tak pilną, że brakło czasu na zwykłe uprzejmości.
Król mrugnął ostrzegawczo i niespodziewanie poruszył palcami w ledwie widocznych
gestach drasańskiej tajnej mowy. Nie tutaj. Zbyt wiele uszu. Potem spojrzał z zaciekawieniem
na Durnika i Gariona. Ciocia Pol wystąpiła do przodu.
- To Mistrz Durnik z okręgu Erat, wasza wysokość - powiedziała. - Dzielny i uczciwy
człowiek.
- Witaj. Mistrzu Durniku - rzekł król. - Mogę tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia i
mnie nazwą dzielnym i uczciwym człowiekiem.
Durnik skłonił się niezręcznie, a jego twarz wyrażała całkowite oszołomienie.
- Jestem tylko prostym kowalem, wasza miłość - oświadczył. - Wszyscy jednak
wiedzą, że jestem najbardziej lojalnym i oddanym sługą waszej wysokości.
- Dobrze powiedziane, Mistrzu Durniku - król spojrzał na Gariona.
Ciocia Pol podążyła za jego wzrokiem.
- Ten chłopiec, wasza wysokość, zowie się Garion - wyjaśniła dość obojętnie. Kilka
lat temu oddano mi go pod opiekę. Towarzyszy nam, gdyż nie wiedziałam, co właściwie z
nim począć.
Uderzenie straszliwego chłodu trafiło Gariona prosto w brzuch. Pewność, że te
obojętne słowa są w istocie szczerą prawdą, spadła na niego niby cios. Ciocia Pol nie
próbowała nawet złagodzić wstrząsu. Niedbałość, z jaką zrujnowała mu życie, bolała bardziej
nawet niż samo zniszczenie.
- Witamy cię także. Garionie. Jak na kogoś tak młodego, podróżujesz w niezwykłej
kompanii.
- Nie wiedziałem, kim oni są, wasza królewska mość - wyjaśnił żałośnie Garion. -
Nikt mi nic nie mówi.
Król zaśmiał się ze zrozumieniem.
- Kiedy będziesz starszy. Garionie, przekonasz się, że taka niewinność to
najpiękniejszy okres życia. Ostatnio powiedziano mi o wielu sprawach, o których wolałbym
nie wiedzieć.
- Czy teraz, Fulrachu. możemy porozmawiać na osobności? - spytał wciąż
poirytowany pan Wilk.
- Przyjdzie na to właściwa pora, stary przyjacielu - odparł król. - Poleciłem
przygotować bankiet na waszą cześć. Chodzmy więc i posilmy się. Layla i dzieci już na nas
czekają. Potem będzie czas, by omówić pewne kwestie.
Wstał i zstąpił z podwyższenia.
Pogrążony w rozpaczy Garion ruszył za Silkiem.
- Książe Kheldar? - zapytał, desperacko usiłując odwrócić myśli od wstrząsającej
prawdy, którą właśnie poznał.
- Pech urodzenia, Garionie - Silk wzruszył ramionami. - Coś, czego nie mogłem
kontrolować. Na szczęście jestem tylko siostrzeńcem króla Drasni, daleko w kolejce do
sukcesji tronu. Nie grozi mi szybkie objęcie władzy.
- A Barak jest...?
- Kuzynem Anhega, króla Chereku - Silk obejrzał się przez ramię. - Jaki dokładnie
masz tytuł, Baraku?
- Jarl Trellheim - burknÄ…Å‚ Barak. - Czemu pytasz?
- Chłopiec był ciekawy.
- To wszystko bzdury - wyjaśnił Barak. - Ale kiedy Anheg został królem, ktoś musiał
objąć funkcję Wodza Klanu. W Chereku nie można być jednym i drugim. To przynosi
nieszczęście. Tak mówią ludzie, zwłaszcza wodzowie innych klanów.
- Mogę zrozumieć, dlaczego w ten sposób podchodzą do tej kwestii - roześmiał się
Silk.
- To zresztą pusty tytuł - dodał Barak. - Od trzech tysięcy lat nie mieliśmy w Chereku
wojny klanowej. Pozwoliłem swojemu młodszemu bratu pełnić tę funkcję. To prostoduszny
chłopak i nietrudno go przekonać. Poza tym, irytuje to moją żonę.
- Jesteś żonaty? - zdumiał się Garion.
- Można to tak określić - odparł kwaśno Barak.
Silk szturchnął Gariona ostrzegawczo, dając do zrozumienia, że to drażliwy temat.
- Ale czemu nic nie mówiliście? - spytał chłopiec oskarżycielskim tonem. - To znaczy,
o waszych tytułach.
- A czy coś by to zmieniło?
- No... chyba nie - przyznał Garion. - Ale... Przerwał, nie potrafiąc ująć w słowa
swych uczuć.
- Nic z tego nie rozumiem - dokończył niepewnie.
- Z czasem wszystko się wyjaśni - pocieszył go Silk. wkraczając do sali bankietowej.
Pomieszczenie było niemal tak obszerne jak sala tronowa. Stały tu długie stoły okryte
cienkimi, białymi obrusami, a na nich mnóstwo świec. Za każdym krzesłem czekał służący, a
wszystkiego pilnowała niewysoka, pulchna kobieta z promienną twarzą i maleńką koroną,
spoczywającą niezbyt pewnie na czubku głowy. Zbliżyła się szybko, gdy tylko stanęli w
drzwiach.
- Pol, kochanie - zawołała. - Wyglądasz cudownie. Uścisnęła serdecznie ciocię Pol i
obie pogrążyły się w rozmowie.
- To królowa Layla - rzucił krótko Silk. - Nazywają ją Matką Sendarii. Ta czwórka
dzieciaków to jej. Ma jeszcze czworo czy pięcioro innych, starszych. Wyjechały pewnie w
sprawach państwowych, ponieważ Fulrach nalega, by zarabiały na swoje utrzymanie. Wśród
królów powtarza się żarcik, że królowa Layla jest w ciąży od czternastego roku życia, pewnie
dlatego, że po każdym porodzie posyłają jej prezenty. Ale to dobra kobieta i chroni Fulracha
przed popełnianiem zbyt wielu błędów.
- Zna ciocię Pol - zauważył Garion. Nie wiadomo dlaczego, ten fakt bardzo go
zaniepokoił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl