[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zmieszała się izarumieniła, ale pozwoliła miwejśćdo przedpokoju, może z
obawy,
żektoś usłyszy nasząrozmowę.
- W pierwszejchwili pomyślałam,że na pewno pomyliłam adres, że chodzio
kogoÅ›
innego, ale to jednak pani, prawda?
-Nie mam obowiązku odpowiadać na żadne pytania - powiedziała oschłym
tonem.
- Oczywiście, to tylko moja prośba.
Ankieta jestanonimowa.
Odwiedzam ludzi, którzy coś w życiuosiągnęli,zdobyli, mimo ciążącejna nich
przeszłości.
- I czego się pani dowiedziała?
- kontynuowałarozmowę agresywnym tonem, który drażniłuszy.
- Wielu rzeczy, szalenie ciekawych.
Poznałam ludziw różnym wieku i z tak różnym bagażem przeżyć,że trudnoby było
znalezć
jakąśnić wzajemnego poączenia.
A jednakona istnieje.
To głód miłości, ciągeniezaspokojony.
Walczyłaze sobą, nie wiedziała, czy pozwolićmisostać.
W końcu usłyszałam:- Proszę usiąść.
Wzięła do ręki druk ankiety.
- I ten głód miłości to, zdaniem pani, takie wielde odkrycie, że trzeba aż
pisać o nim doktorat?
Robiła wszystko, by zniechęcić mnie dodalszej roz; mowy, ale im bardziej się
starała, tym bardziej byłamuparta.
Czułam, że i ona chce mówić, chociaż się broni jak przed dotykaniem bolącego
miejsca.
- No więc, czego jeszcze się pani dowiedziała?
-, zadałapytanie tonem,do którego zaczynałam się przyzwyczajać.
63
- Dowiedziałam się, że ludzie starsi albo już zupełnie dzisiaj starzy jakoś
Å‚atwiej godzili siÄ™ z losem.
Zwłaszcza gdy szli do domu dziecka zbiedy, z głodu.
Stefan naprzykład miał dwalata, kiedy matka gooddała.
Była praczką, ale z prania niemogła wyżywićdwójki dzieci.
Mąż umarł, została sama.
"Onanas oddała z miłości - tłumaczył- bo chciała, żebyśmy żyli.
Nie umiałem jejwybaczyć, kiedy byłemdzieckiem, ale potemzrozumiałem,że
niemiałainnej
możliwości.
Niezrobiła tego dla własnej wygody.
Dlatego jejwybaczyłem, chociaż w moim sercu na zawsze została rana, cośnie do
końca
zagojonego.
I czasami siÄ™ odzywa.
Ale w moim wieku już się tak nieczuje tegobólu, bo inne, nowe, fizyczne
cierpieniagotłumią.
Jednak on wciąż jest, nie zginął - tłumaczył.
Sierocińceprzed wojną byłyzorganizowane niczym wojskowe koszary, równie
biedne
jak domy,z których nas zabierano.
Ale nie brakowało w nichchleba i jaglanej kaszy.
Nikt nie umierał z głodu, aleinie najadałdo syta.
Do przykrycia pocerowane koce i prześcieradła.
Wszystko w najgorszym gatunku, chociaż czyste.
Taka posprzÄ…tana bieda.
Najbardziej brakowało zapachów domu ikoloru, bo ścianybyły sine, z
popielatÄ…lamperiÄ…
olejnej farby.
Ani jednegoobrazka, tylkoświatło gołej żarówki,które wcześnie gasło, by nie wypalać
za
dużo prądu".
- Może niepotrzebnieopowiadam pani tę historię?
-spytałam.
- Nie, proszę dalej - powiedziała oschle.
-Wtedydzieciom nie okazywało się miłości.
To niebyło w modzie, szczególnie w takich domach.
Dlate
go Stefan postanowił sobie, że własne dzieci nauczykochać.
Da im to, czego nigdy nie miał.
Daim miłość.
- To niemożliwe - powiedziała - nie można dawać,skoro się nigdy nie
otrzymało.
Można tylko o miłośćzabiegać, skamleć, prosić, wymuszać,szantażem albosiłą.
Po chwili przeraziła się swoich słów i emocji, z jakimi je wypowiadała.
Znowu wrócił dawny ton.
- No ijak sięskończyło?
- patrzyła wyczekującow moją stronę.
- Udało mu się.
Przeżył swoje dorosłe życie tak,jak chciał.
Znalazłkobietę, którąobdarzył bezwarunkowym uczuciem, dobrą i prawą.
Ma synów, którychnauczył kochać, a oni odwzajemniają to uczucie.
Stworzył wspaniałą rodzinę i dom, jakiego pragnął.
Udałosię, ale tylko jemu.
Wiktora ciągleprześladował lęk przed głodem.
Kiedy siadał do stołu, jadł jak zwierzę, rozglądającsię,czy ktoś nie zabierze mu z
talerza kawałka mięsa lubziemniaka.
"Nie mogłem się pozbyć tego lękui nigdy, do końca życia się go nie pozbędę" -
mówiło swoichdoświadczeniach.
Do dzisiajw kieszeniach garnituru nosi kawałki suchegochleba.
Byłwojennym sierotą.
Nie znał matki ani ojca.
Człowiek znikąd.
Nie miał nawet nazwiska.
W sierocińcu zapisano najpierw N.
N., w końcu Wiktor Wiktorowski,bo trzeba było stworzyć jakieś dokumenty.
Do dzisiaj nie wie, kim jest.
Osiągnął sukces, zrobiłkarierę, pisał książki o wychowaniu dzieci, uczył innych
miłości, chociaż nie wiedział, co to naprawdęznaczy.
64
Potem zostawił własne dzieci, nie umiał być ojcem.
Szukał miłościu kobiet, ale też jej nieznalazł.
Co zbudował, burzył jak wieżę z klocków.
"Miałem taką ulubioną zabawę -wspominał.
- Jakiś dzieciak sięstarał,ostrożnie dostawiał ostatni klocek i jak już wszystko było
gotowe, podchodziłem i kopałem.
Moje życie było jak budowla z klocków.
W każdejchwiliktośmógł podejść, kopnąć i je porozrzucać.
Niewierzyłem, że możnazbudować coś, conie ma trwałego fundamentu.
Bez fundamentu nie ma domu, niema rodziny.
Nicnie ma, a jeżeli nawet, to na krótko.
I nie należy się przyzwyczajać, bo wtedy bolibardziej".
Tak mówił Wiktor, człowiek sukcesu, który przeczytał setki książek, starając
się znalezć w nich odpowiedz.
Ale nie znalazł.
"Zawsze będę naznaczony, inny, N.
N., Piotruś Panalbo ktokolwiek" - tłumaczył.
Słuchała.
Przestała walczyć.
Teraz była tylko ciekawa.
Nie patrzyła na zegarek ani w stronę drzwi.
Kazimiera postanowiła udowodnić, że pogrzebieprzeszłość dzięki intelektowi
ipracowitości.
Z pięciusióstr oddanych do domudziecka tylko ona podjęławalkę.
Postanowiła być najlepsza.
W szkole same piątki, aktywna, przedsiębiorcza.
"Najgorsze ciuchy, alenajwięcejw głowie - mówiła.
- Taki miałam plan.
Jeśli nie możesz zmienić tego,czego się zmienić nie da, zmień to, co potrafisz" -
tohasłowymyśliła na własnyużytek i konsekwentnie jerealizowała.
Konkursy,olimpiady - prymus z domudziecka.
Idę kochać!
65
W szkole siadali z nią chętnie, chociaż była zleubrana iciąglebez pieniędzy.
Pozwalała odpisywaćnaklasówkach i podpowiadała.
Wiedziała, że czymśsię musi wkupić, ponieść ofiarę.
I udało się, chociażnigdy nikt jej nie zapraszał do domu z obawy, że może coś
ukradnie,
albo z zupełnie innego powodu.
Nierozstrzygała tego, chociaż bolało.
Siostry nie mogły zrozumieć, czemu jesttaka zacięta.
Dlaczego stara się być kimśinnym niż one.
Odrzuciły ją, jak matka i ojciec.
Nie miała koleżanek, bo zaczęsto ją chwalono.
Była na pokaz, niczym choinka na Wigilię.
Kiedy przychodziła wizytacja,jakieś panie z kuratorium, prowadzono je do pokoju
Kazimiery i dodyrektorskiego gabinetu, gdzie wisiały jej dyplomy z olimpiad.
Gratulowano, głaskano po głowie, a ona odpowiadała grzecznie, całym zdaniem,
żepo
podstawówce oczywiścieogólniak, potem studia, jeżeli otrzyma stypendium.
I tak się stało.
Siostry prędko powychodziły za mąż i zostały matkami.
Nie dbały o dzieci, lubiłyalkohol, pracowały byle gdzie.
Wstydziłasię ich, zerwała kontakty.
Zamknęła tenrozdział raz na zawsze.
Gotowa do walki zeświatem, podjęła wyzwanie.
Zaczęłarobić karierę, przyszły sukcesy.
Ciągle byłanajlepsza, ale zmęczenie przypłaciła załamaniemnerwowym.
I w takim właśnie momencie poznała mężczyznę swojego życia.
Byłzdolny, inteligentny i utalentowany, ale okazał się alkoholikiem, jak jejojciec.
To, przed czym uciekała,dopadło ją, bo -jak twierdzi teraz - musiało.
Taki los.
Chciała zająćsię kimśpięknym isłabym.
Uwierzyła, że potrafi poradzić sobie.
66 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl