[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Idz do diabła! - rzuciła.
121
- Zapominasz; nie w wierzÄ™ w niego.
Joao obudził werbel deszczu i stwierdził, że ciemność powoli odpełza ustępując
miejsca szaremu świtu. Zwiatło narastało i w końcu ujrzał mgłę stalowych kresek deszczu,
skośnie padających na bladozieloną dżunglę po lewej. Drugi brzeg był odległy i szary. Deszcz
bębnił o szyby kabiny z monotonną siłą i wybijał w rzece niezliczone, drobne kratery.
- Obudziłeś się? - zapytała Rhin.
Joao usiadł, stwierdzając, że czuje się odświeżony i ma osobliwie lekką głowę.
- Jak długo już tak pada?
- Od północy.
Chen-Lhu kaszlnÄ…Å‚ i pochylii siÄ™ nad Joao.
- Od całych godzin nie widzę śladu naszych przyjaciół. Czyżby nie lubili deszczu?
- Ja go nie lubię - powiedział Joao.
- Co masz na myśli? - zapytała Rhin.
- Ta rzeka wkrótce stanie się wodnym piekłem. Joao spojrzał w lewo na chmury
wiszÄ…ce nisko nad drzewami.
- I jeżeli ktokolwiek miał nas szukać, to jest pewne jak cholera, że teraz nas nie
wypatrzy.
Rhin zwilżyła wargi językiem. Poczuła się nagle opróżniona z uczuć. Uświadomiła
sobie, jak bardzo liczyła na to, że ktoś ich odnajdzie.
- Jak... jak długo trwają deszcze? zapytała.
- Cztery, pięć miesięcy - odparł Joao.
Wir obrócił kapsułą. Linia brzegu skręciła przed oczami Joao: Zieleń nabrała w ulewie
pastelowego odcienia.
- Ktoś wychodził? - zapytał.
- Ja - rzekł Chen-Lhu.
Joao odwrócił się, zobaczył na polowym mundurze MOE plamy wilgoci.
- Nie ma nic oprócz deszczu - oznajmił Chen-Lhu. Joao zaczęła swędzieć lewa noga.
Sięgnął w dół. Zaskoczyło go to, że autokroplówka zniknęła.
- Zacząłeś mieć w nocy skurcze - powiedziała Rhin - Zdjęłam ją.
- Naprawdę musiałem spać głęboko - dotknął jej ręki. - Dziękuję, siostro.
Wyrwała mu swoją dłoń.
Joao podniósł spojrzenie, zaskoczony, ale ona odwróciła się do okna.
- Wychodzę na zewnątrz... - rzekł Joao.
122
- Czujesz się dość silny? - zapytała. - Byłeś zupełnie słaby.
- CzujÄ™ siÄ™ dobrze.
Wstał, podszedł do włazu i wylazł na pływak. Deszcz na jego twarzy był ciepły i
świeży. Stał na końcu pływaka, zachwycając się tą świeżością.
W kabinie Chen-Lhu powiedział:
- Dlaczego nie wyjdziesz i potrzymasz go za rÄ…czkÄ™, Rhin?
-7esteś plugawym bękartem, Travis - odparła.
- Kochasz go trochę? Odwróciła się, wpatrzyła się w niego.
- Czego ode mnie chcesz?
- Twojej współpracy, moja droga.
- W czym?
- Co sądzisz o posiadaniu na wyłączną własność całej kopalni diamentów? Albo
szmaragdów? Większego bogactwa niż prawdopodobnie jesteś w stanie sobie
wyobrazić?
- Jako zapłatę za co?
- Kiedy nadejdzie stosowna chwila, będziesz wiedziała, co robić, Rhin. A na razie rób
z naszego bandeirante kawał potulnego palanta.
Stłumiła wybuch gniewu, odwróciła się gwałtownie i pomyślała:  Zdradzają nas nasze
ciała. Chen-Lhu owie tego świata wtrącają się, naciskają guziki, gną nas i łamią... Nie zrobię
tego! Nie zrobiÄ™! Ten Joao jest zbyt porzÄ…dny. Ale dlaczego nosi ten pistolet w kieszeni?
 Mógłbym ją teraz zabić i zepchnąć Joao z pływaka - pomyślał Chen-Lhu.  Ale z
tym aparatem ciężko sobie poradzić, a ja niestety nie mam w tym doświadczenia .
Rhin zwróciła na niego zmiękłe spojrzenie.
 Być może poradzę sobie z nią - stwierdził Chen-Lhu.  Znam jej słabości,
oczywiście, ale muszę być pewny .
Joao wrócił i wślizgnął się w swój fotel. Wniósł do kabiny świeży zapach wilgoci, ale
trwający tu odór pleśni był wyraznie silniejszy.
Gdy upłynął ranek, deszcz zelżał. Powietrze w kabinie przenikało ciepło i wilgoć.
Chmury jak z waty ocierały się o szczyty wzgórz nad rzeką. Na każdym drzewie zawisła
paciorkowata draperia kropli deszczu.
Kapsuła podskakiwała i lawirowała w szybkim, błotnisto-brązowym nurcie.
Towarzyszyło jej coraz więcej niesionych przez wodę przedmiotów: drzew, krzewów oraz
całych kęp trawy i trzcin.
123
Joao drzemał, zastanawiając się nad zmianą, która zaszła w Rhin. Do tej pory żył w
świecie przypadkowych związków. Powinien więc jedynie wzruszyć ramionami i wtrącić
jakąś dowcipną uwagę. Ale nie czuł przypad- kowości, ani braku powagi w swoim stosunku
do Rhin. Dotykała w nim jakiejś struny, której nigdy przedtem nie dosięgły przyjemności
ciała.
 Miłość? - zastanawiał się.
Ale z jego świata wypadło pojęcie romantycznej miłości. Liczyły się; w nim tylko
rodzina, honor i wszystko to, co łączyło się z czynieniem właściwych rzeczy. Oznaczało to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl