[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wło\ył do kieszeni i odwrócił się do kobiety.
4
Stał naprzeciwko wielkich brązowych oczu a za plecami słyszał
dochodzące z wnętrza szafy uderzenia, hałas i krzyk, na tyle
stłumiony przez wiszące tam ubrania, \e słowa w grzmocie uderzeń
pozostawały niezrozumiałe.
Usiadł obok tych wielkich oczu, objął ręką ramię kobiety i
dopiero teraz, kiedy poczuł w dłoni jej nagą skórę, uświadomił
sobie, \e kobieta ma na sobie tylko lekką halkę, pod którą unoszą
się nagie piersi, miękkie i jędrne.
Aomot w szafie rozlegał się nadal a Ksawery obiema rękami
trzymał kobietę za ramiona i starał się dostrzec wyrazistość jej
rysów, która gubiła się wcią\ w rozwodnieniu jej oczu. Mówił, \eby
się nie bała, pokazywał jej klucz na dowód tego, \e szafa jest
dobrze zamknięta, przypominał jej, \e więzienie mę\a jest dębowe i
\e więzień nie mo\e go otworzyć ani rozsadzić. A w końcu zaczął ją
całować (rękoma dotykał ciągle jej miękkich nagich ramion, tak
szalenie słodkich, \e bał się posunąć ręce ni\ej i dotknąć piersi,
jak gdyby nie był dość odporny na ich upojność) i znów mu się
wydawało, \e przytykając wargi do jej twarzy zanurzy się w
bezkresnych wodach.
- Co zrobimy? - usłyszał jej głos.
Głaskałją po ramieniu i mówił, \eby się o to nie martwiła,
\ejest im tu teraz dobrze, \e jest szczęśliwy jak nigdy dotąd i \e
walenie w szafie interesuje go mniej więcej tak samo, jak odgłosy
burzy puszczone z płyty gramofonowej, albo jak szczekanie psa
przywiązanego do budy na drugim końcu miasta.
Aby pokazać, \e panuje nad sytuacją, wstał i rozejrzał się po
pokoju.
Potem roześmiał się, poniewa\ zobaczył na stole odło\oną czarną
pałkę. Chwycił ją, podszedł do szafy i w odpowiedzi na uderzenia
dochodzące z wewnątrz, kilkakrotnie uderzył pałką w drzwi szafy.
- Co zrobimy? - spytała ponownie kobieta, a on odpowiedział:
- Odejdziemy.
- A co z nim? - zapytała, a Ksawery odrzekł:
Strona 31
Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej
- Człowiek wytrzyma bez jedzenia dwa, trzy dni. Kiedy tu za
rok wrócimy, zastaniemy w szafie szkielet ubrany w mundur i buty z
cholewami.
I znowu podszedł do hałasującej szafy i uderzył w nią pałką,
śmiał się i spojrzeniem zachęcał kobietę, by śmiała się razem z
nim.
Ale kobieta się nie śmiała, pytała tylko:
- Dokąd pójdziemy?
Ksawery opowiadał jej, dokąd pójdą. Oponowała, mówiąc, \e tu
w tym pokoju jest u siebie w domu, natomiast tam, dokÄ…d Ksawery
chce ją zaprowadzić, nie będzie miała ani swojej bielizniarki, ani
ptaka w klatce. Ksawery odpowiedział, \e dom to nie bielizniarka
ani ptak w klatce, ale obecność człowieka, którego kochamy. A potem
mówił jej, \e on sam nie ma domu, albo - mówiąc inaczej - \e jego
domem są jego kroki, jego marsz, jego podró\e. śe jego dom jest
tam, gdzie otwierają się nieznane horyzonty. śe mo\e \yć tylko
przechodzÄ…c zjednego snu do drugiego, zjednego krajobrazu w inny i
\e gdyby został dłu\ej w jednej dekoracji, umarłby, tak jak umrze
jej mą\, jeśli zostanie dłu\ej ni\ czternaście dni w szafie.
Przy tych słowach naraz oboje zauwa\yli, \e szafa ucichła. Ta
cisza była tak uderzająca, \e przebudziła ich oboje. Było to jakby
w chwilę po burzy; kanarek w klatce rozśpiewał się, a w oknie widać
było \ółte zachodzące słońce. Było to pięknejak wezwanie do drogi.
Było to piękne jak boskie zmiłowanie. Było to piękne jak śmierć
policjanta. Kobieta pogłaskała teraz Ksawerego po twarzy; po raz
pierwszy go dotknęła; i po raz pierwszy tak\e Ksawery zobaczył ją
nie rozmazaną, w jej wyraznych konturach. Powiedziała do niego:
- Tak. Pójdziemy. Pójdziemy dokąd zechcesz. Poczekaj chwilkę,
wezmÄ™ tylko parÄ™ rzeczy na drogÄ™.
Jeszcze raz go pogłaskała, uśmiechnęła się do niego i odeszła
w stronę drzwi. Patrzył na nią oczyma pełnymi nagłego spokoju;
widziałjej krok, sprę\ysty i płynny, niczym krok wody, która
zmieniła się w ciało. Poło\ył się na łó\ku i czuł się wspaniale.
Szafa była cicha, jakby mę\czyzna w niej usnął albo się powiesił.
Ta cisza była wypełniona przestrzenią, która wchodziła tu przez
okno razem z szumem Wełtawy i dalekim krzykiem miasta, krzykiem tak
dalekim, \e przypominał odgłosy lasu.
Ksawery czuł, \e znów jest pełen podró\y. A nie ma nic
piękniejszego ni\ chwile przed podró\ą, chwile, gdy jutrzejszy
horyzont przychodzi nas odwiedzić i dać nam swoje obietnice.
Ksawery le\ał na zmiętoszonych kołdrach i wszystko zlewało mu się
we wspaniałą jedność: miękkie łó\ko podobne do kobiety, kobieta
podobna do wody, woda, którą wyobra\ał sobie pod oknami podobną do
płynącego ło\a.
Potem zobaczył jeszcze, jak otworzyły się drzwi i weszła
kobieta. Miała na sobie niebieską sukienkę. Niebieską jak woda,
niebieskÄ… jak horyzonty, w jakie siÄ™ jutro zanurzy, niebieskÄ… jak
sen, w który powoli, lecz niepowstrzymanie zapadał.
Tak. Ksawery zasnÄ…Å‚.
5
Ksawery śpi nie po to, aby nabrać sił do czuwania. Nie, to
monotonne wahadło senczuwanie, które w ciągu roku kiwnie trzysta
sześćdziesiąt pięć razy, jest mu nie znane.
Sen nie jest dla niego przeciwieństwem \ycia; sen jest dla
niego \yciem a \ycie snem. Przechodzi ze snu do snujakby
przechodził zjednego \ycia do drugiego.
Jest ciemność, jest czarna ciemność, ale z góry opadają powoli
kręgi światła. Są to światła wysyłane przez latarnie; w tych
kręgach wykrojonych z ciemności widać gęsto padające płatki.
Wbiegł do drzwi niskiego budynku, prędko przebiegł przez halę
i wszedł na peron, gdzie stał gotowy do odjazdu pociąg z
oświetlonymi oknami; obok niego spacerował staruszek z latarnią i
zamykał drzwi wagonów. Ksawery wskoczył szybko do pociągu i w tym
momencie staruszek podniósł latarnię, z innego końca peronu rozległ
się przeciągły odgłos trąbki i pociąg ruszył.
Strona 32
Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej
6
Przystanął na platformie wagonu i głęboko oddychał, by
uspokoić przyspieszony oddech. Przyszedł znowu w ostatniej chwili, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl