[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Moralnej! - wtrącił dyrektor gimnazjum - moralnej i etycznej.
- Co?... W związku mówię... z zatruciem atmosfery i z powodu
niedostatecznego obrybienia przylegających zbiorników wodnych... zarazę
zlikwidować i zorganizować w odległym miejscu. Tak będzie dobrze?
- Niech\e cię ucałuję - powiedział policmajster.
- Zuch - powiedział burmistrz. - Masz łeb. Toijacię...
- Drobnostka - powiedział Roscheper. - Dlamnie to głupstwo... Zaśpiewamy?
Nie, nie mam ochoty. Chodzmy, wypijemy jeszcze po kielonku.
- SÅ‚usznie. Po kielonku - i do domu.
Znowu zaszeleściły krzaki, Roscheper powiedział ju\ gdzieś daleko  Ej,
gimnazjum zapomniałeś sobie zapiąć!" i pod oknem zapadła cisza. Wiktor znowu
zadrzemał, obejrzał jakiś nieznaczący sen, a potem zadzwonił dzwonek telefonu.
- Tak - powiedziała ochrypłe Diana. - Tak, to ja... - odkaszlnęła. - To nic, nic,
słucham... Wszystko dobrze, moim zdaniem był zadowolony... Co?
Rozmawiała le\ąc w poprzek klatki piersiowej Wiktora i nagle poczuł jak
stę\ało jej ciało.
- Dziwne - powiedziała. - Dobrze, zaraz zobaczę... Tak... Dobrze, powiem
mu. Odło\yła słuchawkę, przelazła przez Wiktora i zapaliła nocną lampkę.
- Co się stało? - sennie zapytał Wiktor.
- Nic. Zpij, ja zaraz wrócę.
Przez przymru\one powieki patrzył, jak zbiera rozrzuconą bieliznę i jej twarz
była taka powa\na, \e się zaniepokoił. Szybko ubrała się i wyszła, po drodze ju\
obciągając sukienkę. Roscheper zasłabł, pomyślał nasłuchując. Zachlał się, stary
baran. W ogromnym budynku było cicho i Wiktor wyraznie słyszał kroki Diany na
korytarzu, ale poszła nie na prawo jak oczekiwał, tylko na lewo. Potem skrzypnęły
drzwi i kroki ucichły. Odwrócił się na bok i spróbował z powrotem zasnąć, ale sen nie
przychodził. Zrozumiał, \e czeka na Dianę i nie zaśnie, póki ona nie wróci. Usiadł i
zapalił. Guz na karku znowu zaczął pulsować i Wiktor się skrzywił. Diana nie
wracała. Nie wiadomo dlaczego przypomniał sobie tancerza z orlim profilem. A ten
co maz tym wspólnego? - pomyślał Wiktor. Artysta, który gra innego artystę, który
gra trzeciego. Aha, więc to o to chodzi, tamten wyszedł właśnie z lewej strony,
stamtąd dokąd poszła Diana. Doszedł do podestu i przeistoczył się w chłystka.
Najpierw grał lwa salonowego, a potem zaczął grać nonszalanckiego dandysa...
Wiktor znowu zaczął nadsłuchiwać. Zdumiewająco cicho, wszyscy śpią... ktoś
chrapie... Potem znowu skrzypnęły drzwi i zaczęły zbli\ać się kroki. Weszła Diana i
twarz miała nadal bardzo powa\ną. Nic się nie skończyło, przeciwnie. Diana podeszła
do telefonu i wykręciła numer.
- Nie ma go - powiedziała. - Nie, nie, wyszedł... Ja te\... - Nic nie szkodzi, co
te\ pan. Dobrej nocy.
Odło\yła słuchawkę, chwilę stała patrząc w ciemność za oknem a potem
usiadła na łó\ku obok Wiktora. W ręku trzymała okrągłą latarkę. Wiktor zapalił
papierosa i podał jej. Paliła w milczeniu myśląc o czymś ze skupieniem, a potem
zapytała.
- Kiedy zasnÄ…Å‚eÅ›?
- Nie wiem, trudno powiedzieć.
- Ale ju\ pomnie?
- Tak.
Odwróciła się do niego.
- Nic nie słyszałeś? Jakiejś awantury, bójki?
- Nie - powiedział Wiktor. - Moim zdaniem wszystko było bardzo spokojnie.
Najpierw śpiewali, potem Roscheper z kumplami odlewał się pod naszym oknem, a
potem zasnąłem. Zresztą zamierzali ju\ jechać do domów.
Diana wyrzuciła papierosa za okno i wstała.
- Ubieraj się - powiedziała.
Wiktor uśmiechnął się i wyciągnął rękę po slipy. Słucham i jestem posłuszny,
pomyślał. To świetna rzecz - posłuszeństwo. Tylko nie trzeba o nic pytać. Zapytał:
- Pojedziemy, czy pójdziemy?
- Co... Najpierw pójdziemy, a potem się zobaczy.
- KtoÅ› zginÄ…Å‚?
- Zdaje siÄ™.
- Roscheper?
Nagle poczuł na sobie jej spojrzenie. Patrzyła na niego z powątpiewaniem.
Trochę ju\ \ałowała, \e zabiera go ze sobą. Pytała siebie - a kto to właściwie taki,
\eby go ze sobą zabierać?
- Jestem gotów - powiedział Wiktor.
Ciągle jeszcze nie była pewna; w zadumie bawiła się latarką.
- No dobra... w takim razie chodzmy - powiedziała, nie ruszając się z miejsca.
- Mo\e oderwać nogę od krzesła? - zaproponował Wiktor - albo powiedzmy
od łó\ka... Diana ocknęła się.
- .Nie. Noga jest do niczego. - Wysunęła szufladę biurka i wyjęła ogromny,
czarny pistolet. - Masz - powiedziała. .
Wiktor w pierwszej chwili przeraził się, ale okazało się, \e to małokalibrowy
sportowy pistolet i do tego bez magazynka.
- Daj mi naboje - powiedział.
Popatrzyła na niego nic nie rozumiejąc, potem spojrzała na pistolet i
powiedziała.
- Nie. Naboje nie będą ci potrzebne. Idziemy.
Wiktor wzruszył ramionami i wsunął pistolet do kieszeni. Zeszli do westybulu
i wyszli przed dom. Mgła zrzedła, siąpił wątły deszczyk. Samochodów przed domem
nie było. Diana skręciła w alejkę między krzakami i zaświeciła latarką. Idiotyczna
sytuacja, pomyślał Wiktor. Okropnie chciałbym zapytać, o co chodzi, a zapytać nie
wolno. Dobrze byłoby wymyśleć jak zapytać. Jakoś tak podchwytliwie. Nie zapytać -
tylko ot tak sobie rzucić uwagę z pytaniem w podtekście. Mo\e trzeba będzie się bić?
Nie chce mi się. Dzisiaj mi się nie chce. Walnę kolbą. Od razu między oczy... a jak
tam mój guz? Guz był na miejscu i pobolewał. Dziwne jednak\e są obowiązki siostry
miłosierdzia w tym sanatorium... A przecie\ zawsze uwa\ałem, \e Diana to kobieta
tajemnicza. Od pierwszego spojrzenia i przez wszystkie pięć dni... Co za wilgoć,
trzeba było sobie golnąć przed wyjściem. Jak tylko wrócę, zaraz sobie golnę.. Dobry
jestem, pomyślał. śadnych pytań. Słucham i jestem posłuszny.
Obeszli skrzydło budynku, przedarli się przez krzaki bzu i znalezli się przed
ogrodzeniem. Diana poświeciła. Jednego \elaznego pręta w ogrodzeniu brakowało.
- Wiktor - powiedziała niegłośno Diana. - Teraz pójdziemy ście\ką. Ty
będziesz szedł z tyłu. Patrz pod nogi i ani kroku na bok. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem - pokornie powiedział Wiktor. - Krok w lewo, krok w prawo -
strzelam.
Diana przelazła pierwsza i poświeciła Wiktorowi. Potem bardzo wolno szli
pod górę. To było wschodnie zbocze wzgórza, na którym stało sanatorium. Wokół
szumiały pod deszczem niewidzialne drzewa. Raz Diana się poślizgnęła i Wiktor
ledwie zdą\ył złapać ją za ramiona. Niecierpliwie wyrwała się i szła dalej. Co chwila [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl