X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O rany!
- No wiesz. Czy nie znasz czegoś mocniejszego?
Co powiesz na  do licha!"?
- W porządku. Do licha! Choć ostrzegałam cię co
do strychu - spojrzała na niego z nadzieją. - Znalazłeś
coś? Cokolwiek?
Julian potrząsnął głową, wzniecając niewielki ob�
łok kurzu. Brutus kichnął i Callie zakryła ustaj
by ukryć uśmiech. Dziwne, ze jeszcze mogła się
śmiać. Obecna sytuacja wcale nie była zabawna.
Przeciwnie, z każdą chwilą stawała się coraz bardziej
ponura.
- Chodz na górę. Porozmawiamy o tym, ale najpierw
wezmę prysznic i przebiorę się - polecił Julian. Cała
trójka podreptała na piętro. Julian zostawił ją w swym
gabinecie, po czym udał się do przylegającej sypialni
Od powrotu Juliana ani razu nie odważyła się
postawić nogi w pobliżu jego pokoju. Teraz rozejrzała
się z zainteresowaniem. Na stole poukładane były
równe stosiki papierów. Przyjrzała im się z ciekawością.
- Czy to wszystko reguły? - zawołała. - Po co ci
aż tyle?
- Do mojej książki o organizacji czasu pracy,
Przejrzyj je. Może jedna czy dwie ci się przydadzą.
Skrzywiła się na widok okropnej reguły numer
jeden:  Nigdy nie uzależniaj się od czegoś do tego
stopnia, że oddałbyś wszystko, byle tylko to za�
chować". Jakby ktoś napisał to specjalnie dla niej,
przewidując kłopoty z Willow's End.
Czytała dalej i nagle zaczęła chichotać. Z pewnością
nie on to napisał - a przynajmniej nienaumyślnie.
Julian wsunął głowę do pokoju. W jego włosach
połyskiwały kropelki wody.
- Co tu znalazłeś takiego zabawnego? Moje reguły
nie są wcale śmieszne, wiesz?
Brutus wycofał się do kąta, a Callie przybrała
poważną minę.
- Chodzi o regułę numer siedem.
- Tak? I co?  Twoje miejsce pracy, podobnie jak
i Ty, winno odznaczać się następującymi cechami:
celowością, harmonią, akuratnością, organizacją
i stabilnością". Co w tym śmiesznego?
- Och, zgadzam się z tym! - oznajmiła pośpiesznie.
Jej wzrok padł na kroplę wody, ściekającą po jego
opalonej szyi. Oblizała wargi. - To znaczy... Nie
chodzi mi o jego treść. To...
- No dalej, kochanie. Wyduś to z siebie.
- To chaos.
- Uważasz, że jest chaotyczne? - powtórzył. Nie
wyglądał na zadowolonego.
- Słucham? - przeniosła wzrok na jego twarz.
Zmarszczył brwi.
- Ta reguła jest najmniej chaotyczna ze wszystkich.
Szczerze mówiąc, żadna z moich zasad nie jest
chaotyczna. Ani jedna.
- Nie o to chodzi. Może nie powinnam była
poruszać tego tematu. Tu jest napisane  chaos". No
wiesz, akronim. Wszystkie te słowa tworzą akronim,
który brzmi: chaos.
Odebrał jej spis reguł i przyjrzał mu się.
- Cholera. Masz rację. Tylko ktoś taki jak ty,
mógł to zauważyć.
- Robię, co mogę. - Skromnie spuściła oczy.
- Wiesz, nadal co chwila mnie zadziwiasz - rzucił
kartkę na biurko.
- Nie jest tak zle - pocieszyła go Callie.  Wystarczy
tylko zmienić kolejność słów. O, proszę. Hocas. Nie,
to nie najlepsze. Może casho?
Jego mina była bardzo wymowna, ale powiedział
tylko:
- Dzięki za radę. A myślałem, że po strychu nic
nie będzie mnie już w stanie zaskoczyć. To tylko
dowodzi, jak bardzo można się pomylić.
- Aż tak zle? - spytała współczująco.
- Byłaś tam ostatnio? Są tam pajęczyny wielkości
Cincinnati.
- Ostrzegałam cię przecież - rozejrzała się po
pokoju. Jej krytyczne spojrzenie padło na zabytkową
szyfonierę przysuniętą do ściany. Nie tylko na strychu
były pajęczyny. Od pierwszego rzutu oka widać, że
w tym pokoju nikt nie sprzątał od tygodni, trzeba
będzie coś z tym zrobić. I to szybko.
- A na tych pajęczynach siedzą pająki. Wielkie
włochate bestie...
Nadal wpatrywała się w komodę z orzecha.
- Julianie, co tu robi różana waza Maudie?
- Słucham?
- Jej waza na róże. Zawsze trzymała ją w bibliotece.
Skąd się tu wzięła? - Wskazała palcem dużą, pękatą
wazę, przycupniętą na szczycie szyfoniery.
Brutus zaskomlił żałośnie, podbiegł do Callie i złapał
w zęby skraj jej koszuli, ciągnąc w stronę wyjścia.
Callie odepchnęła go.
- Myślisz, że to tam? - Julian podążył za nią.
Dlaczego?
- Bo ta szczególna waza nie powinna tu być.
Należy do biblioteki. Maudie zawsze ją tam trzymała,
i zawsze, ale to zawsze, napełniała kwiatami. Najczęś-
ciej różami, stąd też jej nazwa - odczekała, by w pełni
pojął doniosłość tego faktu. - Pamiętasz tamten list?
Ten znaleziony w bibliotece? W którym prosiła nas,
byśmy zasadzili dla niej kwiaty?
Julian zaczął się uśmiechać. Wyciągnął rękę i pod�
niósł naczynie, zaglądając do jego przepastnego
wnętrza. Z okrzykiem tryumfu sięgnął do środka
i wydobył różową perfumowaną kopertę.
- Sprytnie, Callie. Bardzo sprytnie. Nieco naciągane,
ale i tak znakomicie.
Z mocno bijącym sercem Callie rozcięła kopertę
i wyjęła z niej pojedynczą kartkę papieru. Zaczęła
czytać na głos:
Kochani!
Bardzo, bardzo dobrze, moi drodzy. Znalezliście mój
ostatni list. Teraz musicie odszukać testament. Nie
mam zresztą zamiaru ułatwiać wam tego zadania.
Zawsze mawiałam, że coś, zdobyte łatwo, nie jest
w ogóle warte starań...
- Kiedy mówiła coś takiego? - spytał gwałtownie
Julian. - Nigdy nie słyszałem nic takiego.  Lepsze jest
wrogiem dobrego" mawiała. Albo:  Jeśli nie umiesz
zrobić czegoś dobrze, to lepiej w ogóle tego nie rób".
Ani razu nie powiedziała tego  zbyt łatwo". Ani razu.
- Wydaje mi się, że kiedyś to słyszałam - przyznała
Callie. Na widok zmarszczonych brwi Juliana, dodała
szybko. - Ale tylko raz, jestem pewna. Może skończę
czytać?
..Nie jest w ogóle warte starań (choć jeśli Julian,
który tak kocha klasyczną literaturę, nie domyśli się,
o co mi chodzi, będę bardzo zawiedziona).
O czym ona do licha mówi? - jęknął Julian - ja
nienawidzę klasycznej literatury!
- Znowu mi przerywasz. Czy mógłbyś się przy�
mknąć i pozwolić mi skończyć? - Callie zaszeleściła
kartką i czytała dalej.
...będę bardzo zawiedziona. Gotowi? Oto wskazówka:
 Ty też?" Masz? Oczywiście, że tak, spryciarzu.
Wiedziałam, że uwielbiasz klasykę.
- Julianie, ciii...
Kocham was oboje. Maudie
- To wszystko? Tylko tyle napisała?
P.S. Czy znowu jesteście przyjaciółmi? Szczerze mówiąc,
mam nadzieję, że do tego czasu zostaliście jut czymś
więcej. Czy mój plan pomógł wam w tym?
Julian niecierpliwie przeczesał dłonią włosy.
- Musieliśmy przejść przez to wszystko, bo Maudie
zachciało się zabawić w swatkę? - wykrzywił się
okropnie, po czym przyznał niechętnie. - Cóż, nie
dyskutuje się ze zwycięzcami.
- Prawda, jakie to z jej strony słodkie? Jest jeszcze
jedno postscriptum:
P.P.S. Nie pozwólcie, aby Jonathan położył łapę na
Willow's End. Sprzeda je natychmiast na jedną ze
swoich zwariowanych wypraw.
- Oczywiście, że Jonathan je sprzeda - warknął
Julian. - Do diabła! Maudie. Jeśli nie życzyłeś sobie,
żeby to zrobił, to czemu nie powiedziałaś nam po
prostu, gdzie jest testament, zamiast odgrywać Kupi-
dyna?
- Julianie, zachowujesz się bardzo dziwnie. Poza
tym, mówisz do niej tak, jakby mogła cię słyszeć.
Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, jakie to dziwaczne?
- I to mówi kobieta, która rozmawia z pudlami
i tulipanami?
- Bernardynami i żonkilami.
- Znakomity przykład. Rozumiesz chyba, że mu�
simy spalić ten list? To jedyne wyjście. Jeżeli mój
ojciec kiedykolwiek go przeczyta, z łatwością uzyska
orzeczenie, że Maudie oszalała. Nikt normalny nie
uwierzyłby, że osoba, która to napisała, była zdrowa
na ciele i umyśle.
- Nie zgadzam się! Mówisz o mojej ciotce Maudie!
- Moj ej ciotce Maudie. Nie zgadzaj się, ile tylko
chcesz, kochanie. Faktów i tak nie zmienisz- pstryknął
palcami. - Mam! Chodz ze mną - wybiegł z pokoju,
a Callie ruszyła za nim.
- Wiesz co to znaczy? Rozwiązałeś zagadkę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl