[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ocieplić.
Rachel rzuciła okiem na Talę.
- A mama tam będzie? - zapytała, nagle czymś zaniepokojona.
- Nie sądzę, w weekendy ma wolne. Ale mógłbym sam zabrać
was oboje z Codym zaraz po mszy, jeśli oczywiście mama się zgodzi.
- Myślę, że... - zaczęła Tala i przerwała, widząc bezsens swoich
słów.
Cody złożył błagalnie dłonie.
- Mamo! Mamo! Zgódz się! Tala głęboko westchnęła.
- Jeśli myślisz, że to nie sprawi wam zbyt wiele kłopotu, Mace...
Cody podskoczył na krześle.
- Fantastycznie! Jedziemy do rezerwatu!
Tala złowiła przerażone spojrzenie Pete'a, który patrzył na Rachel
i Cody'ego z prawdziwym niesmakiem. Niech go licho, pomyślała. To
dobre dzieciaki, a jak on nie potrafi żyć normalnie jak inni ludzie,
trudno, jego problem.
- Czy ja też mógłbym się przyłączyć? - nieoczekiwanie zapytał
Oxley. - Nigdy nie widziałem słonia, to znaczy tylko w zoo i w cyrku.
- Publiczność nie ma wstępu do rezerwatu - twardo oświadczył
Pete, nie spuszczajÄ…c oczu z ojca. - Takie sÄ… zasady.
- Naprawdę nie sprawiłbym kłopotu - nie ustępował Oxley.
Tala postanowiła interweniować. Nie pozwoli, żeby ten sztywniak
zepsuł dzieciom wycieczkę do rezerwatu.
- Miałam nadzieję - wtrąciła szybko - że zechce mi pan pokazać
te nowe domy. Myślałam właśnie, żeby się w przyszłości
przeprowadzić do miasta.
W jego oczach dostrzegła nadzieję - na dobry interes albo na coś
jeszcze. Wszystko jedno. Niech sobie myśli, co chce, trzeba ratować
dzieciaki.
Oxley na sekundę położył rękę na jej dłoni.
- Oczywiście, z przyjemnością. Mam coś zupełnie idealnego dla
pani i dzieci.
- Mamo, naprawdę? - W oczach Rachel zapaliły się światełka
nadziei.
Chyba się zagalopowała. Trzeba jak najszybciej wyjaśnić sprawę.
- Rachel, kiedyś w przyszłości na pewno do tego dojdzie.
Gdy to mówiła, zorientowała się, że Pete z jakiegoś powodu jest
wściekły. Na nią? Na ojca? Na dzieci? Na Oxleya? Na cały
wszechświat ze specjalnym uwzględnieniem ich galaktyki?
Postanowiła natychmiast zmienić temat rozmowy.
- Skąd sprowadziłeś słonie do rezerwatu, Pete? - spytała z
udanym zaciekawieniem.
Pete przez chwilę milczał.
- Nie sądzę, żeby państwo chcieli właśnie teraz to usłyszeć -
odparł w końcu.
- Tak, tak, chcemy! - Cody niecierpliwie kręcił się na krześle.
- W takim razie... chociaż uprzedzam, że to nie będzie zabawne. -
Pete obrzucił wzrokiem obecnych. - Sweetie była w pewnym małym
cyrku. Po śmierci właściciela zdechłaby z głodu, gdyby ktoś nie
znalazł w Internecie naszego adresu i nas nie zawiadomił. Kiedy ją
sprowadziłem, to była sama skóra i kości.
Irene znacząco spojrzała na Mace'a, ruchem głowy wskazując
dzieci.
- Może byśmy jednak... - chrząknęła znacząco.
- Nie, babciu - przerwała jej Rachel - pozwól mu dokończyć.
Pete mówił teraz wprost do niej:
- Sophie została sprzedana do parku rozrywki na Florydzie jako
malutkie słoniątko. Kiedy właściciel zbankrutował, po prostu uciekł i
zostawił zwierzęta na łasce losu. Sąsiedzi do nas zadzwonili. Była tak
odwodniona, że z trudem udało nam się ją uratować.
- Biedactwo... - westchnęła ze współczuciem dziewczynka.
- Belle służyła w cyrku przez dwadzieścia lat - ciągnął Pete. -
Nieraz miała trzy występy w ciągu dnia. Nie wytrzymała i
poturbowała swojego właściciela. O ile wiem, dobrze sobie na to
zasłużył.
- Zraniła człowieka? - z niepokojem spytała Irene. - Trzyma pan
tutaj takie niebezpieczne zwierzęta, doktorze? Tak blisko miasta?
Mace zwrócił się ku niej, gotów zażegnać niebezpieczeństwo.
- Ona jest bardzo łagodna, jeśli się ją dobrze traktuje, a w
rezerwacie tak właśnie jest - wyjaśnił.
Irene nie od razu się uspokoiła.
- Ale przecież Tala... dzieci. Boże, gdybym wcześniej wiedziała.
- Proszę się nie przejmować, to niczym nie grozi - próbował
przekonać ją Pete.
- Ona jest grzeczna i bardzo kochana - dodała Tala. Lecz ona też
nie wiedziała, że Belle ma na sumieniu taki wyczyn. Zaatakowała
człowieka? Zraniła go? Może śmiertelnie?
- Coś mi się wydaje, że wybiorę się tam razem z wami w
niedzielę - oświadczyła Irene głosem nie znoszącym sprzeciwu. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl