[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płomieniem. Wstrzymawszy oddech, Conan zastanawiał się, czy zwykłe wino nie uniemożliwi
mu zapalenia siÄ™.
W końcu po podłodze piwnicy rozprzestrzeniły się błękitne błędne ogniki. Powoli, lecz w
równym tempie posuwały się w stronę intruzów, wzbijając się coraz wyżej.
Przybysze nie czekali biernie, aż ogień ich dosięgnie. Wrzeszcząc i rozpychając się, rzucili się
do szczeliny w ścianie i wejścia do piwnicy. Conan osądził, że nie wymierzywszy ani jednego
ciosu, odebrał chęć do walki połowie napastników. Pozostali byli ulepieni z solidniejszej gliny
lub może bali się czegoś innego bardziej niż płomieni ognistego wina. Stłoczywszy się,
pobrnęli przez pożar, rozchlapując wino i dodając sobie otuchy przekleństwami.
W chwilę pózniej otoczyli Conana. Cymmerianin oparł się plecami o najbliższą ścianę i
puścił miecz w ruch. %7ładen z przeciwników nie wykazywał zbytniej zręczności w posługiwaniu
się bronią; być może wynikało to z faktu, że rzucili się hurmem do ataku. Conan
błyskawicznie uśmiercił trzech z nich, a dwóm kolejnym zadał rany, uniemożliwiające im
dalszÄ… walkÄ™.
Pięciu pozostałych wystarczyło jednak, by Cymmerianin został zmuszony do
wykorzystywania całej pełni szermierczego kunsztu. Tkał przed sobą stalową zasłonę,
dochodząc do wniosku, że być może zbyt pośpiesznie odesłał swoich towarzyszy.
Słyszał wykrzykiwane przez przeciwników bojowe okrzyki. Brzmiały:  Naprzód! Zawsze do
boju  tak jak hasło rodu Lokhri.
Dlaczego właśnie ten ród urządził przeciw Liwii zbrojną wyprawę, skoro jego potomek
starał się o rękę dziewczyny? Brakowało w tym sensu, chociaż Conan w ciągu dwudziestu
trzech lat swojego życia napatrzył się na więcej szaleństw niż wielu dwakroć starszych od
niego ludzi.
Jedynym możliwym wytłumaczeniem było, że Liwię chciano porwać. Być może tak właśnie
było. Skoro tak, Cymmerianin musiał jak najszybciej pokonać przeciwników w piwnicy lub
zamknąć ich w niej, by sprawdzić, co dzieje się gdzie indziej. Nie miał wątpliwości, że na
pewno byłby tam przydatny.
W chwilę pózniej jednak okazało się, że zamiast zwycięzcą, Conan może zostać
zwyciężonym. Przywódca napastników przypuścił gwałtowny atak, którym przyparł
Cymmerianina do ściany. Udało się mu chwycić prawą rękę Conana w dłoń w rękawicy z
żelaznych ogniw i wykręcić ją.
Cymmerianin zamachnął się. Przeciwnik poleciał w tył, przewracając jednego ze swoich
kompanów. Głowa przywódcy z głuchym łoskotem uderzyła w filar i ogłuszony intruz osunął
się po kolumnie na rozciągniętego w winie towarzysza.
Lecz atak przywódcy sprawił, że Conan na chwilę rozluznił uścisk dłoni na rękojeści miecza.
Wystarczyło to, by kolejny przeciwnik ciosem zakrzywionej szabli wytrącił mu broń z ręki.
W następnej chwili pozostali napastnicy przekonali się, że bezbronny Cymmerianin nie jest
bynajmniej bezradny. Klepką, która nawinęła się mu pod rękę, zgruchotał kolano jednemu z
nich, a dwaj pozostali podali tyły.
Conan zyskał czas na chwycenie beczki z winem. Gdyby była pełna, nawet on nie zdołałby
jej unieść, lecz czary sprawiły, że była niemal pusta. Cymmerianin dzwignął ją nad głowę i
cisnął. Okazała się wystarczająco ciężka, by powalić uciekających przeciwników na zalaną
winem posadzkę. Utonęli, nie mogąc się spod niej wydostać.
Conan uklęknął w winie, nie wypuszczając sztyletu w dłoni. Wolną ręką zdołał namacać
rękojeść miecza. Schowawszy broń, rozbił kilka następnych beczek. W dwóch było zwykłe
wino, w jednej  ogniste.
Ogniste wino podsyciło płomienie, a zwykłe  podniosło poziom, do którego była zalana
piwnica. Conan przyglądał się, jak ciecz przelewa się przez próg tajemnego przejścia i z
chlupotem stacza się na drugą stronę. W chwilę pózniej dobiegły go stamtąd chóralne
okrzyki.
Wcześniej zastanawiał się nad sposobem zamknięcia przejścia, by uniemożliwić kolejnym
napastnikom dostanie się do piwnicy, lecz wyręczyło go w tym płonące wino.
Ruszył do wyjścia. Było na tyle widno, że wyraznie widział twarz nieprzytomnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl