[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skÄ…d pochodzi, kim byli jej rodzice. Tylko...
I nagle uświadomiła sobie, że jest jedna osoba, której się zwierzyła.
Znowu zrobiło jej się niedobrze. Jedynym człowiekiem, który poznał prawdę
o jej smutnej przeszłości, jest ojciec Jake a, a przecież nie ma z nim kontaktu
od miesięcy. Zniknął z jej życia, gdy tylko dowiedział się o ciąży.
Szukała go wtedy i okazało się, że taki człowiek po prostu nie istnieje.
Wszystko, co o sobie mówił, okazało się kłamstwem.
Boże mój, co za idiotka. Była taka młoda i naiwna. Przyjechała z
małego miasteczka, wysiadła na dworcu autobusowym z głęboką wiarą, że
podbije Nowy Jork.
Potem dostała pracę w domu aukcyjnym Waverly s i czuła się tak, jakby
jej plany zaczęły się spełniać. Była przekonana, że jest kobietą sukcesu, a
tymczasem zachowywała się jak zwykła prowincjonalna gąska. Zachłysnęła
się wielkim światem, który był jeszcze bardziej fascynujący, niż sobie
wyobrażała.
Wynajęła małe mieszkanko na Queensie. Codziennie rano dojeżdżała
metrem na Manhattan. Stała się częścią niezwykłego miasta, które nigdy nie
zasypia. Była doskonałą ofiarą dla wytrawnego podrywacza, który z
łatwością zawrócił jej w głowie słodkimi słówkami.
Jeszcze teraz z biciem serca wspominała pierwszy okres ich znajomości.
Upuściła telefon, a wysoki przystojny mężczyzna podniósł go i podał.
Wystarczyło jedno spojrzenie uśmiechniętych brązowych oczu, a zapomniała
34
R
L
T
o wszystkich mądrych zasadach, które babcia latami wbijała jej do głowy.
 Nawet nie musiał się starać  szepnęła z żalem.
Była taka spragniona komplementów i uwagi, że wierzyła mu bez
zastrzeżeń. Po paru tygodniach poszła z nim do łóżka, przekonana, że to ten
jedyny, a ich miłość będzie trwała do grobowej deski. Miała skrzydła u
ramion. Wierzyła, że zakochał się w niej utalentowany młody architekt,
Blaine Andersen. Opowiadał, że to jego pradziadek zaprojektował kamienicę
Waverly s. Był czarujący, zabierał ją na randki, odwiedzał w pracy, przy-
nosząc kwiaty i czekoladki. Charlie uważała go za księcia z bajki i wierzyła w
każde jego słowo.
Wszystko się skończyło, gdy mu powiedziała o ciąży. Próbowała go
znalezć w firmie architektonicznej, w której rzekomo pracował, ale tam nikt
nie słyszał o Blainie
Andersenie. Architekt, który pracował dla Waverlych sto pięćdziesiąt
lat temu, rzeczywiście nazywał się Andersen, ale nie miał dzieci. Na każdym
kroku odkrywała kłamstwa, którymi karmił ją ukochany. To żałosne.
Odkrycie tożsamości autora listu poruszyło ją, ale i rozgniewało. To
musi być Blaine, nikt inny. Jemu jednemu opowiedziała o swojej przeszłości.
 Nie wystrychniesz mnie na dudka po raz drugi  mruknęła i z furią
wystukała odpowiedz. Kim jesteś?
Kolejny list przyszedł od razu, widać on także siedział przy komputerze.
Nieistotne. Znam cię. Mogę ci odebrać dziecko.
Te słowa budziły instynktowny lęk. Serce jej się ściskało, a w żołądku
miała kulę ołowiu. Do listu dołączony był załącznik. Nacisnęła na niego, choć
mogła się spodziewać, co tam znajdzie.
Na ekranie pojawił się stary artykuł z lokalnej gazety. Opisywał ze
szczegółami, co zrobił jej ojciec i jak umarł. Zamknęła załącznik szybko,
35
R
L
T
jakby mógł się przykleić do ekranu.
Nerwowo zaciskała i prostowała palce. Nie miała pojęcia, co zrobić.
Jeśli ojciec Jake'a pozwie ją do sądu, przegra z nim. Nie stać jej na
zatrudnienie adwokata, a  Blaine z pewnością będzie miał najlepszego.
Przeczołga ją przed sądem i zrobi z niej puszczalską. Przecież nawet nie zna
prawdziwego nazwiska mężczyzny, z którym zaszła w ciążę. Sąd z pewnością
będzie sprawdzał jej pochodzenie...
 O mój Boże.
 JakiÅ› problem?
Omal nie spadła z krzesła. Vance stał w drzwiach. Jak długo tak stoi?
Czy zauważył, że jego asystentka ma winę wypisaną na twarzy? Co usłyszał?
Czego się domyśla?
Wkroczył do sekretariatu i patrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
 Nie  wykrztusiła.  Nie mam żadnych problemów.
Kłamstwo przyszło jej łatwo, ale zostawiło w ustach gorzki posmak. Nie
chciała kłamać, lecz nie widziała wyjścia.
 Dokumentacja do kolekcji porcelany Ming jest już gotowa?
 Tak, zaraz przyniosÄ™.
 Na pewno nic się nie stało?  upewnił się, przyglądając się jej
uważnie.
Wez się w garść, pomyślała. Przecież nie przyzna się szefowi, że ktoś ją
szantażuje i próbuje zmusić do działania na szkodę firmy. Najpierw trzeba
znalezć sposób na wydostanie się z tego bagna. Potrzebuje trochę czasu, a na
pewno coś wymyśli.
 Zaraz przyniosę dokumentację  potwierdziła.
Kiedy Vance zniknął w gabinecie, uleciała z niej cała brawura. Miała
36
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl