[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szeroko i ukazał się w nich Lysander odziany w biały podkoszulek i niebieskie
dżinsy. Spojrzał na nią bez zdziwienia, błysnął w szerokim uśmiechu
śnieżnobiałymi zębami, robiąc zapraszający gest w jej kierunku.
- Kalimera, Ianthe. Jadłaś już śniadanie? - zapytał swobodnie, jakby byli
na dzisiaj umówieni.
Poczuła, że ma zupełnie sucho w ustach.
- Nie.
Najnaturalniej w świecie Lysander chwycił ją za rękę i wprowadził do
chłodnego domu. Szli najpierw korytarzem, po czym znalezli się w kuchni. Pod
dotykiem jego dłoni Ianthe czuła każdą żyłkę, która pulsowała w jej ręce.
- A więc żadne z nas nie jadło jeszcze śniadania. Co zrobimy, żeby
zaspokoić poranny głód, hmm? - Spojrzał na nią z takim pożądaniem, że pod
Ianthe ugięły się nogi.
- Lysandrze... Nie powinnam była tu przychodzić, ale...
- Ianthe... Wczorajszej nocy żałowałem, że nie jesteś ze mną. Moja
wyobraznia tworzyła takie obrazki z tobą w roli głównej, że chyba w końcu
dostałem gorączki. Zobacz, do czego mnie doprowadzasz. - Ku jej zmieszaniu
położył jej dłoń na swoim rozpalonym czole i trzymał tak przez dłuższą chwilę.
- Widzisz? Przez ciebie siÄ™ pochorujÄ™.
Uśmiechnął się, widząc jej zmieszanie, i znowu chwycił ją za rękę, jakby
była to najnaturalniejsza pozycja podczas konwersacji.
- Przez ciebie, Ianthe, trawi mnie gorÄ…czka. Jest tylko jedna kuracja na
mojÄ… chorobÄ™.
- 45 -
S
R
Jego palce wsunęły się w jej gęste włosy. Ianthe zadrżała pod wpływem
tej delikatnej, a tak intensywnej pieszczoty. Szczupłe palce krążyły po jej
włosach, sprawiając jej niebotyczną przyjemność.
- Lysandrze... Myślałam o tym, co powiedziałeś, i...
- Nie potrzebuję wyjaśnień. Wystarcza mi, że jesteś tutaj. Modliłem się,
żebyś zmieniła zdanie, i moje prośby zostały wysłuchane. Niczego więcej do
szczęścia mi nie potrzeba.
- Ale... Nie sądzisz, że powinniśmy najpierw omówić pewne sprawy?
Lysander ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że dyskusja nie jest im
teraz potrzebna. Pochylił się i po prostu ją pocałował. Nie miał pojęcia, że ten
pocałunek będzie tak intensywny, także i z jej strony. Jakby oboje czekali na to
całymi miesiącami... Był tak spragniony jej dotyku, jej ciała, warg... To
dojmujące pragnienie drugiej osoby w połączeniu z porozumieniem
psychicznym, jakie między nimi zaistniało, było dla Lysandra kompletną
nowością.
Ianthe była tak piękna, z tym niewinnym spojrzeniem brązowych oczu,
które patrzyły na niego z zaufaniem, żywą ciekawością i pożądaniem. Tak,
wiedział, że Ianthe go pragnie. Kiedy ją pocałował, zdał sobie sprawę, że to nie
pragnienie zaspokojenia fizycznego pchało go ku niej, ale coś o wiele
głębszego. Była między nimi jakaś więz natury duchowej, wyraznie to
wyczuwał i wiedział, że i ona to czuje. Zatracił się w słodkim, ciepłym smaku
jej ust. To dziwne, ale gdy była w jego objęciach, gdy ją całował, czuł, że
postępuje właściwie, że to właśnie powinien robić.
Jednak już raz przekonał się, że kobiety świetnie potrafią udawać. Obiecał
sobie, że nie będzie ufał żadnej, która pokazuje, jak jej na nim zależy.
Choćby Marianna. Tak perfekcyjnie odegrała swoją rolę zakochanej
kobiety, kiedy zaczęli się spotykać, że Lysander wmówił sobie, że ona naprawdę
go kocha, i odsunął wątpliwości, które kazały mu podejrzewać, że ona i ojciec
są w zmowie, że oboje chcą go nakłonić do tego małżeństwa ze względu na
- 46 -
S
R
własne interesy. Na nieszczęście okazało się, że to, co podejrzewał, było praw-
dą. Ojciec uważał, że ożenek z Marianną leży w interesie syna i rodziny,
ponieważ wierzył, że arystokratyczne pochodzenie synowej oraz jej koneksje w
wielkim świecie dodadzą Rosakisom splendoru. Dla Marianny zaś to
małżeństwo było sposobem na osiągnięcie bogactwa i powszechnego szacunku.
Ich oficjalny związek służył jej jako zasłona dymna dla lubieżnej natury, która
dawała o sobie znać, gdy poznawała nowych mężczyzn.
Lysander nie zamierzał dopuścić do tego, by ten koszmar kiedykolwiek
miał się powtórzyć, niezależnie od tego, jak bardzo pragnął mieć przy sobie - we
[ Pobierz całość w formacie PDF ]