[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z degeneratką jest to, że nie ma kiedy odpocząć od alkoho-
lu. Człowiek ma słabą wolę i ulega pokusom. Trudno im
się oprzeć, nawet gdy się jest samemu, a co dopiero gdy
żyje się z drugim pijakiem. To piekło. W dodatku raz już
przez nie przeszedłem. Ale widać taki mój los. Wchodząc
porzuć wszelką nadzieję, Lasciate ogni speranza* powi-
nienem napisać sobie na drzwiach. A, jak wiadomo, na-
dzieja matką głupich. A głupich nie sieją. A ja najwyraz-
niej nie uczę się na błędach.
Paliliśmy do póznej nocy haszysz. Oczy Disordera wy-
glądały tak, jakby miał zeza. Kołysał się spokojnie na środ-
ku pokoju, z dobrotliwym uśmiechem na twarzy. Haszysz
łagodzi obyczaje. Ale też upodla bardziej niż alkohol. Za-
ległem bez sił na podłodze. Ona padła wcześniej, ostatnio
szybko się upijała, co bynajmniej mi nie przeszkadzało.
Gdybym był tylko narąbany, zasnąłbym zapewne, a tak
wiłem się i tarzałem, wypowiadając bełkotliwe, nie po-
wiązane ze sobą monosylaby. Rzeczywistość odpływa-
ła gdzieś daleko, daleko i nawet byłem szczęśliwy na tej
podłodze, chociaż podnieść się nie mogłem, kręgosłup stał
się zbyt miękki.
Obudziłem się o świcie ze ścierpniętym udem. Leże-
liśmy wśród pustych zgniecionych puszek, ja z głową pod
stolikiem, ona na mnie. Delikatnie ją odsunąłem i wstałem
* Boska komedia , Dante Alighieri.
171
1304493
1304493
rozprostować kości. Za oknem jeszcze szaro, ale z podwór-
ka już dobiegają okrzyki meneli. Od rana piją w bramie.
Sklepik na rogu ma obrót przez 24 godziny. Wybór w nim
niewielki pieczywo, masło, serek topiony, ser żółty, mle-
ko, kefir, pasztetowa, salceson, kiełbasa zwyczajna, kiełbasa
śląska, oranżada, cola, sprite, woda gazowana, woda niega-
zowana, trochę słodyczy, lody, ze trzydzieści rodzajów pa-
pierosów, prezerwatywy, zapałki i zapalniczki, poza tym
dziewięć gatunków piwa, w tym cztery rodzaje piw moc-
nych, wino musujące za 6,90, wino proste za 4 złote, so-
fia za 9 złotych, bycza krew za 14. Są też nalewka babuni
i z dziesięć odmian wódki plus spirytus. Na najwyższej pół-
ce kurzy się Johnny Walker, ta sama butelka stoi tu od mie-
sięcy, bo nikt tego nie kupuje, największym powodzeniem
cieszy się czysta za 11,99 pół litra. Zawsze ktoś stoi pod
sklepem i opróżnia flaszkę, nigdy nie zatrzymuje się tu po-
licja ani straż miejska, są ciekawsze miejsca dla psiarskich,
tych meneli nawet nie ma jak karać, bo przecież groszem
nie śmierdzą, stałego meldunku nie mają, a i dokumentów
zazwyczaj też nie. Słyszę jak matka tłucze swoje dziecko,
musi jakoś odreagować, wyglądam, to ta chuda zdzira, któ-
rą widuję czasem wieczorami jak na przystanku wdzięczy
się o kilka złotych na bełta. Nie ma z przodu trzech zębów,
pozostałe przegniłe, zlepione brudem tlenione włosy, ale na
tej ulicy dominują mężczyzni, więc chuda zdzira zawsze
może liczyć na darmowe picie, jest tu jakąś atrakcją. Po ha-
szu mam pustkę w głowie, zasuwam roletę, próbuję zebrać
myśli, z kimś się miałem rano spotkać, ale z kim, gdzie?,
nieważne, najwyżej ktoś sobie poczeka, a potem znudzi się
i zadzwoni, a ja i tak nie odbiorę, bo od dawna nie włą-
czam telefonu, nie potrzebuję niczego od świata, więc niech
172
1304493
1304493
świat nie chce niczego ode mnie. Wracam na podłogę, gdzie
wciąż śpi %7łyletka, obejmuje mnie i czka cicho przez sen, ca-
łuję jej spocone czoło, strasznie się we śnie poci, ja zresztą
też. Wypacamy z siebie toksyny. Pośpię jeszcze trzy, czte-
ry godziny, to może w głowie mi się rozjaśni i może nawet
przypomnę sobie, z kim i gdzie miałem się dzisiaj spotkać.
Zpij, piękna, śpij szepczę, bo niespokojnie zaczyna od-
dychać. Do południa mamy jeszcze dużo czasu, a wcze-
śniej wstawać nie warto. Zpij.
1304493
1304493
Festiwal Win Prostych
Umówiliśmy się na degustację tanich win. Pomysł pojawił
się już dawno, ale jakoś brakowało woli realizacji, poza tym
czekaliśmy na ciepłą wiosenną noc. Festiwal Win Prostych,
w skrócie FWP, zupełnie jak Front Wyzwolenia Palesty-
ny. Niby nic, a radość wielka. Spotkaliśmy się w czwórkę
pod sklepem. Ja, %7łyletka, Włochacz i Disorder, czwórka or-
ganizatorów i zarazem jedynych uczestników, festiwalowe
gwiazdy, tak, to my.
Spytałem panią w sklepiku na rogu, a była to ta zdecy-
dowanie brzydsza pani, o najtańsze wina. Popatrzyła dziw-
nie, bo zna mnie przecież nie od dziś, wie, że zawsze za-
glądam po szlugi, bolsa i piwo żywiec, no czasem też po se-
rek topiony. Ale nigdy dotąd nie kupowałem tu jaboli, choć
przecież bez przerwy ktoś o nie pyta, nie brakuje klientów
spragnionych prostych wrażeń, takich jak choćby nie
przymierzając klasyk naszych imprez, ostatnio rzadko
widywany, Karolek.
Mamy dziś Festiwal Win Prostych wytłumaczy-
łem, widząc minę pani ekspedientki.
To może wino mazowieckie? Po 4,50, smakosze twier-
dzą, że podchodzi pod sophię wyjaśniła mi pani, wyjmując
ze skrzynki zatkaną plastikowym korkiem butelkę.
174
1304493
1304493
Biorę. Są jeszcze jakieś?
Są, po 2,70, ale te są gorsze.
Tym lepiej, niech będzie gorsze.
Białe czy czerwone?
Och, to można wybierać! Biorę zatem białe i czer-
wone.
Ale mazowieckie też?
Też. I paczkę Chesterfieldów na dokładkę.
Nie woli pan mocnych na ten festiwal? spytała ze
złośliwym uśmiechem.
To byłby nadmiar radości, jak na pierwszą edycję im-
prezy odpowiedziałem, a Włochacz zapłacił za wszystko.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Tam też jest sklep.
Jakie ma pani wina proste?
Sophię.
A inne?
Chodzi o coś prostszego?
Zdecydowanie prostszego.
A to w sklepie naprzeciwko uśmiechnęła się sar-
kastycznie, zołza. Wyszliśmy ze smutnym przeświadcze-
niem, że to będzie krótki festiwal. Cztery mordy i tylko
trzy wina proste. Ech, życie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]