[ Pobierz całość w formacie PDF ]

od razu ją zauważył, stojącą jak słup i gapiącą się na niego, bo w kieszeni dżinsów szukał
kluczyków do samochodu.
A wtedy, kiedy Scott i ja przystanęliśmy, żeby wszystko zobaczyć, Trina zrobiła coś
zupełnie niespodziewanego. No wiecie, biorąc pod uwagę, że zerwali ze Steve'em, a ona
dopiero co mówiła, jak morderczo była na niego wściekła, że ją rzucił, i to zaledwie na kilka
dni przed wielkim szkolnym balem. Tyle że, oczywiście, przez to całe zerwanie zorientowała
się, że Steve jest jej prawdziwą bratnią duszą i że nikogo już nie pokocha tak, jak jego. Nawet
Luke'a Strikera. A mianowicie, Trina zawołała: - Steve! Tylko tyle.
Ale ten głos niósł się po całym parkingu. Bo Trina każdego wieczoru w domu
ćwiczyła sobie emisję głosu.
Steve podniósł oczy i znieruchomiał, zaszokowany. Trina była najwyrazniej ostatnią
osobą, którą spodziewał się tam zobaczyć.
I nie był też wcale za szczęśliwy na jej widok.
- Och, to ty - powiedział donośnie, bo też dysponuje nie byle jaką siłą płuc.
No cóż, musi być spora, jeśli Steve ma partnerować Trinie w głównych rolach. Klub
dramatyczny Liceum Clayton nie może sobie pozwolić na system nagłośnienia z
mikrofonami.
- Steve.,. - powtórzyła Trina.
Ale on nie pozwolił jej mówić dalej.
- O, nie. - Podniósł rękę, żeby ją powstrzymać, kiedy zrobiła krok w jego stronę. -
Wybij to sobie z głowy. Czy ty masz pojęcie, przez co ja przeszedłem przez ostatnie dziesięć
godzin? Musiałem wsiąść do tego autobusu o szóstej rano. O szóstej rano, Trina. Z bandą
sopranów śpiewających Dziewięćdziesiąt dziewięć flaszek piwa na ścianie. W harmonii na
dwa głosy. O świcie.
Scott i ja obserwowaliśmy, zafascynowani, jak Steve dziabnął palcem powietrze,
wskazując na Trinę. Musiałam przyznać, że to było niezłe. Jeszcze nie widziałam, żeby
grdyka Steve'a tak podskakiwała.
- I czemuż to? - zagrzmiał Steve, pozornie nie zwracając się do nikogo w
szczególności. A może zwracał się do nas wszystkich. - Bo moja była dziewczyna błagała,
żebym dołączył do tego jej głupiego chóru. Więc dołączyłem. A potem się przekonałem,
niestety dopiero w tym cholernym autobusie, że moja była dziewczyna nie raczyła się w ogóle
pojawić. Więc musiałem męczyć się w autobusie przez trzy godziny, żeby wyjść na scenę,
stanąć tam w wypożyczonym smokingu, jak totalny idiota, i śpiewać o swoich  bucikach z
klamerkami na oczach Miss Kentucky. Która uznała, że jesteśmy beznadziejni, tak przy
okazji. Więc, wiesz co, Trina? Rzucam to.
I żeby podkreślić swoje słowa, Steve cisnął torbę na asfalt. Potem ją podeptał.
- Rzucam to! - wrzasnął.
Wielu innych Bardów wyszło już zza autobusu i stanęło, gapiąc się na Steve'a i Trinę,
zupełnie tak samo jak my. Widziałam Kwanga z palm pilotem i Jake'a Manciniego z tubą, i
Karen Sue Walters, która wyglądała na oszołomioną tym przedstawieniem. W ręku trzymała
wieszak ze smętnie zwisającą sukienką z cekinami.
Pan Hall też tam był. Z niekłamanym przerażeniem obserwował, jak jego najlepszy
baryton znęca się nad wypożyczonym smokingiem.
- Odchodzę! - wrzeszczał Steve. - Koniec ze sztukami. Z musicalami. Z chórem
rewiowym! Dość już, Trina. Mam powyżej uszu śpiewania tych bzdur tylko po to, żeby cię
uszczęśliwić. Zamierzam robić to, na co sam mam ochotę. - Przestał deptać smoking i
spiorunował ją wzrokiem, a pierś mu gwałtownie falowała. - W przyszłym roku zapisuję się
do drużyny koszykówki.
Wszyscy na parkingu obrócili się w stronę Triny, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Ja też.
Reakcja Triny nikogo nie rozczarowała. Nie na darmo Trina była partnerką Steve'a we
wszystkich głównych rolach. Odrzuciła swoje długie, jedwabiste włosy, potem wyciągnęła
ramiona w jego stronę i powiedziała:
- Wszystko, co zechcesz, najdroższy. Kocham cię.
A Steve ze zduszonym okrzykiem, pełnym chyba w równych proporcjach frustracji i
uwielbienia, porwał ją w objęcia i pocałował w usta...
...ku wielkiej satysfakcji całej widowni...
Może z wyjątkiem pana Halla, który obrócił się na pięcie i ruszył zamaszyście w
stronę swojej jetty, nie odzywając się do nikogo ani słowem.
Z tego wszystkiego bardzo wyraznie wynikało, że Trina nie zamierza jechać do domu
ze mną i Scottem. No i dobrze. Trochę mnie oszołomiła burzliwa demonstracja uczuć, której
byłam przed chwilą świadkiem. Nie widziałam takich pocałunków od... No cóż, nigdy.
Jak przypuszczam, Scott nie był tak samo zaszokowany. No wiecie, biorąc pod uwagę
te wszystkie serduszka w kalendarzu Geri Lynn. Bo przynajmniej mógł wydobyć z siebie
głos.
- A więc, Jen - powiedział, kiedy skręcaliśmy w moją ulicę - co do ciebie i Luke'a...
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - Tyle przynajmniej mogłam powiedzieć. No bo miałam
już w tym sporo praktyki.
- Tak - odezwał się po chwili Scott. - Wiem. To znaczy, tak mówisz mediom. Ale...
Teraz to ja pytam.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi - powtórzyłam. Ale tym razem obróciłam głowę, żeby
na niego spojrzeć. I widziałam, że to nie było tylko takie grzecznościowe pytanie. Scott
naprawdę chciał wiedzieć.
- Jasne, jasne - wymamrotał Scott. Minę miał... Sama nie wiem. Przez chwilę
myślałam, że jest... rozzłoszczony.
Tylko, dlaczego Scott miałby się na mnie złościć? Co ja takiego zrobiłam?
- Ale... to prawda - powiedziałam, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- Tak - mruknął znów Scott tym zmienionym głosem. - Wiem.
W tym momencie zatrzymaliśmy się przed moim domem. I jak zwykle stadko
reporterów obstąpiło samochód Scotta, podtykając mikrofony pod okno pasażera... Pod moje
okno.
- Panno Greenley? Panno Greenley, czy to prawda, że będzie pani grała jako partnerka
Luke'a Strikera w jego następnym filmie?
- Scott - powiedziałam znów, zmartwiona. Co się z nim działo?
Ale może sobie tylko ubzdurałam, że się na mnie wścieka. Bo chwilę pózniej
uśmiechnął się i powiedział:
- Lepiej biegnij, póki jest ich tam tylko ze trzydziestu czy czterdziestu.
Roześmiałam się z tego żartu. Trochę niepewnie.
- Okay - powiedziałam. - Hm. Na razie.
- Do zobaczenia w poniedziałek.
No tak. W poniedziałek. Bo jutro wieczorem idę przecież z Lukiem na Wiosenne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl