[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiczyłeś walki Wschodu. Znasz ruchy. A ja mogę ubiegać się o tę drugą rolę.
- Aatwo ci mówić, Jupe. Byłeś kiedyś telewizyjną gwiazdą. A Kelly marzy o tym,
żeby zagrać w prawdziwym teatrze. Idzcie sobie na przesłuchanie, jeśli tego chcecie.
Mnie zostawcie w spokoju - Pete bronił się jak lew. - Nie mam ani praktyki, ani chęci.
A poza tym - za bardzo bym się denerwował.
- Denerwował? Widziałem cię nieraz na boisku. Obojętnie, czy grasz w kosza,
czy w piłkę, zawsze panujesz nad sobą! Nie biorą cię nawet dzikie owacje na twoją
cześć. Powiedz mi, czym to się ma różnić?
- Peterze Dunstanie Crenshaw - głos Kelly brzmiał bardzo stanowczo. - To
życiowa szansa. Wspaniałe nowe doświadczenie! Musisz zdać sobie z tego sprawę. Nie
dość, że zrobimy coś razem, to jeszcze rozwiążesz kryminalną zagadkę. Nie mówiąc o
tym, że Jupiter podzieli się z tobą swoją wiedzą o technice gry.
Pete czuł się jak zwierzę schwytane w pułapkę. Przenosił spojrzenie z Kelly na
Jupitera i z powrotem.
- Jupe, pomożesz mi? - zapytał w końcu.
Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Jupitera.
- Pete, mój chłopcze, zrobię z ciebie wielką gwiazdę!
ROZDZIAA 11
TWARZ W TWARZ Z... MUZYK
- Wypad, krok, krok, obrót! Chasse w lewo! Chasse w prawo! Biodra! Ręka!
Uwaga na rękę! A teraz podskok.
Pot zalewał Pete owi oczy. Czuł się, jakby włożył głowę pod kran. Starał się
nadążać z wykonaniem wszystkich poleceń nauczyciela tańca, ale ledwo mu się
udawało. W porównaniu z tym, co robił teraz, najbardziej skomplikowane mecze
koszykówki były niczym.
Zaledwie kilka godzin po incydencie w teatrze, Jupiter zaciągnął Pete a na kurs
tańca. Do próby sił na prawdziwej scenie pozostał tylko jeden dzień.
- Robisz to dla sprawy. Dzięki temu możesz ocalić życie George a - powtarzał
sobie raz po raz Pete, zastanawiając się równocześnie, jakim cudem Bobowi udało się
uniknąć tego wszystkiego. No, ale Bob, ten farciarz, pracował u Saxa i natychmiast
wymówił się nadmiarem obowiązków.
Jupiter natomiast pozostał na posterunku.
Właśnie w tej chwili przeciskał się między tancerzami, cudem unikając
wyrzucanych wysoko w powietrze rąk i nóg. Oparł się o drewniany drążek obiegający
ściany, żeby pomasować uda. Policzki miał krwistoczerwone z wysiłku, a włosy
kompletnie mokre od potu. Podkoszulek z podobizną Alberta Einsteina przylepił się
mu do pleców. Wydawało się, że uczony przygląda się im z ironicznym uśmiechem.
Pete przypomniał sobie słowa Jupitera: Dla ludzi, którzy ćwiczą judo, taniec
jazzowy to bułka z masłem . Ciekawe, co powiedziałby teraz. Jak na kogoś, kto całkiem
niezle radzi sobie na macie, był z niego beznadziejny tancerz. I pomyśleć, że Jupiter
miał być tym, który wprowadza Pete a w arkana sztuki!
- Dobra robota - krzyknął baletmistrz. - Teraz dla odpoczynku zrobimy kilka
ćwiczeń naciągających. Proszę na miejsca. Gotowi? Postawa. I raz, dwa, trzy, i
demiplie, plie, plie. Ciągnij w górę! Uwaga na ramiona!
Stojąc na czubkach palców Pete próbował nie myśleć o bólu łydek, który
wydawał się nie do wytrzymania. Kątem oka zauważył, że Jupiter z całych sił stara się
zachować równowagę. Przychodziło mu to z trudnością. Strumyczki potu spływały mu
po twarzy i rozpaczliwie mrugał oczami, żeby cokolwiek widzieć. Nagle zachwiał się,
desperacko zamachał rękami i ze smętnym pacnięciem wylądował na podłodze.
Pete zamknął oczy. Myślał tylko o upokorzeniu, na jakie obaj narażą się jutro.
Dlaczego dał się w to wmanewrować? Dlaczego się zgodził?
Następnego dnia Pete czuł się, jakby przejechał po nim walec. Na domiar złego
czekał właśnie na przesłuchanie, siedząc w towarzystwie kilkunastu młodych ludzi, z
których każdy bez wyjątku wyglądał na zawodowego tancerza. Wszyscy mieli na sobie
szpanerskie i kosztowne kostiumy. Pete, w spodniach od dresu i podkoszulku z
napisem U nas - najtańsze części zamienne , czuł się jak biedne dziecko stróża.
A już do końca stracił humor, kiedy ci faceci zaczęli rozgrzewkę. Jeden
podskoczył tak wysoko, że o mało nie rozbił głową lampy pod sufitem. Drugi obrócił
się co najmniej ze trzy razy w pełnym gracji piruecie. Jeszcze inny swobodnie zrobił
szpagat. Lepiej było na to nie patrzeć!
- Jupe, to nie są normalni ludzie - mruknął pod nosem do przyjaciela. - Patrz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]