[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pierwsi niewolnicy, skuci i połączeni łańcuchem za kostki, wyszli chwiejnie na trap,
po czym od razu skierowali się po wodę. Sporo się wylało przy akompaniamencie ci-
283
chych przekleństw nosiwody. Calvin użył przenikacza, by przyjrzeć się wszystkiemu
z bliska. Rzeczywiście, każdy z niewolników oddawał jakiś niewielki przedmiot wyko-
nany ze ścinków materiału, drewienek i kawałków żelaza.
Jego szukamy oświadczył Calvin. Ale skąd ci przyszło do głowy, że oddają
lalki?
Mogłem się dobrze przyjrzeć tylko jednej, większej od innych. To była lalka.
Inne nie.
CzymÅ› jednak sÄ…, prawda?
Oczywiście, są czymś, to jasne. Chciałbym ich zapytać, co to jest. Jak przelewają
moc w coÅ› takiego.
Ale co to jest, jeśli nie lalki?
Nic. Powiązane strzępy materiału, sznurki, nici, żelazo, drewno, różne śmieci.
Nie znajdziesz dwóch takich samych.
Ach, gdyby tak mieć talent żony twojego brata. . . westchnÄ…Å‚ Honoré.
Dowiemy się niedługo.
284
Ale czy to nie ironiczne, że przez cały dzień czekamy tu i obserwujemy, a teraz,
kiedy już znalezliśmy tego człowieka, dalej nie mamy pojęcia, co on właściwie robi?
A ona już wie.
Dlaczego sądzisz, że wie cokolwiek? zdziwił się Calvin.
Bo potrafi zajrzeć w czyjś płomień serca. Pilnowała nas przez cały dzień, a kiedy
tylko go zobaczyliśmy, mogła przeskoczyć, zajrzeć w niego i wszystkiego się dowie-
dzieć.
Do licha! Calvin spojrzał na przyjaciela z irytacją. Nie powiesz chyba, że
czujesz, kiedy na ciebie patrzy?
Niczego nie muszÄ™ czuć wyjaÅ›niÅ‚ Honoré. Wiem, że patrzyÅ‚a, bo jest cieka-
wa. Zobaczyła w płomieniach naszych serc, że chcemy odszukać tego człowieka, więc
nas obserwowała. To oczywiste.
Dla ciebie.
Tak, dla mnie. Jestem światowej klasy autorytetem w dziedzinie ludzkich zacho-
wań.
We własnej opinii.
285
Ale widzisz, jestem takim człowiekiem, który zawsze uważa się za najlepszego
na świecie we wszystkim, czym się zajmuje. Ty zresztą też. To jedyne, w czym jesteśmy
podobni.
Calvin uśmiechnął się.
Prawda jak diabli.
Różnica między nami polega na tym, że ja nie mylę się w tej opinii.
Calvin znów zmrużył oczy.
Pewnego dnia przestanę udawać, że biorę te twoje słowa za żart.
I co zrobisz, żeby mnie ukarać? Sprawisz, że obudzę się pod krzakiem z potwor-
nym bólem głowy i w ubraniu zmoczonym uryną?
Teraz trapem schodziły kobiety, nagie do pasa i powiązane, nie skute, choć sznury
obtarły im kostki i przeguby do krwi.
%7łona twojego brata zna już imię tego nosiciela wody, wie, gdzie mieszka i co jadł
na Å›niadanie stwierdziÅ‚ Honoré.
Może i tak. Ale my też wkrótce się dowiemy.
Myślisz, że nie zauważy, jak idą za nim dwaj Biali?
286
Już mówiłem rzekł Calvin ze złośliwym grymasem potrafię zrobić wszyst-
ko, co potrzebne. Mogę go śledzić tak, że nas nie zauważy ani nie będzie wiedział, że
jest śledzony.
Używając twojego przetykacza?
Przenikacza.
Przecież nie znasz wszystkich ukrytych mocy, jakie może posiadać ten Czarny
zauważyÅ‚ Honoré. SkÄ…d wiesz, że nie zÅ‚apie twojego przenikacza i nie zatrzyma
w niewoli?
Calvin chciał już wyśmiać ten pomysł, ale nagle spoważniał.
Wiesz, byłbym durniem, uważając, że nie jest niebezpieczny, tylko dlatego że
przy tym dokerze udawał durnia.
Uczysz się podejrzliwości! Jestem z ciebie dumny!
Ale mój przenikacz nie musi przecież podróżować w tym człowieku ani nic ta-
kiego.
To dobrze uznaÅ‚ Honoré. WidziaÅ‚ jednak, że Calvin jest niespokojny.
287
Każdy z niewolników, bez wyjątku, miał coś, co oddawał nosicielowi wody. Kobiety
okazały się bardziej nieufne od mężczyzn nie trzymały tych przedmiotów w rękach
ani nie ukrywały w skąpej odzieży wypluwały je z ust do chochli.
Niektóre mają po dwie zauważył Calvin. Dwie takie magorzeczy.
Kiedy coś trafiło do chochli, nosiwoda zawsze wrzucał to do prawego wiadra. Zebrał
tam już pewnie sporą kolekcję.
Ostatnie w kolejce było kilkanaście dość już dużych dzieci. Wyglądały na bardziej
przerażone i słabsze od dorosłych. %7ładne z nich nic nie miało dla nosiwody.
Kobiety dawaÅ‚y po dwie przypomniaÅ‚ sobie Honoré.
Rzeczywiście zgodził się Calvin. Za dzieci. Obsługując je, nosiwoda nie-
zgrabnie zahaczył i przewrócił prawe wiadro, wylewając wodę na rozgrzane deski na-
brzeża. Pozostałym dzieciom dał wodę z drugiego wiadra. Po chwili okazało się, czemu
przewrócił to ważniejsze: jeden z marynarzy chwycił kubeł, w którym zostało jeszcze
trochę wody, i chlusnął na plecy ostatniego dziecka. Wzbudził tym głośny rechot bia-
łych dokerów. Tymczasem nosiwoda przyklęknął, wybrał wszystko z prawego wiadra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]