[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadowoliłoby wszystkich. On nie mo\e przyjąć propozycji Sarge a, a ona nigdy
mu tego nie wybaczy, nawet jeśli wszystkie inne sprawy się wyjaśnią.
O świcie wziął prysznic, ogolił się i ubrał. Wyszedł o szóstej trzydzieści i
ju\ o siódmej był przed biurem Armstronga. Na parkingu zobaczył zaledwie
kilka samochodów, ale budynek był otwarty i w środku kręciło się parę osób.
Wjechał windą na pierwsze piętro.
Sarge te\ ju\ był w swoim gabinecie i przywitał go przyjaznym
uśmiechem.
 Wiedziałem, \e z ciebie te\ ranny ptaszek. Wejdz, mo\emy od razu
zaczynać. Najpierw...
 Chwileczkę, zanim zaczniemy cokolwiek, chciałbym coś powiedzieć.
 Proszę bardzo. Pamiętaj, \e mo\esz rozmawiać ze mną o wszystkim,
kiedy tylko chcesz. Tam na stoliku jest kawa, jeśli masz ochotę...
 Nie, dziękuję.
 Usiądz. Cokolwiek masz mi do powiedzenia, nie musisz tak stać, jakbyś
czekał na ścięcie.
Mitch wiedział, \e to \art, ale nie potrafił się uśmiechnąć. Usiadł
posłusznie.
 Chodzi o Kim.
 O Kim?
 Dokładnie mówiąc, o Kim i o mnie.
 SÅ‚ucham.
Czy jest zaskoczony? Trudno powiedzieć. Jeśli Sarge Armstrong nie
chciał, \eby ktoś odczytał jego myśli, to nie ujawniał niczego wyrazem twarzy.
 Na pewno ju\ o tym wspominała  dodał Mitch, starając się, \eby to
zabrzmiało zdawkowo.
 O czym miała wspominać?
 Przecie\ musiałeś o tym wiedzieć. Inaczej nie windowałbyś mnie tak
wysoko.
 A więc to tak  powiedział Sarge powoli, przyglądając się Mitchowi
uwa\nie.  Jeszcze raz przemyślałeś moje postanowienie i uznałeś, \e jedynym
powodem tego niespodziewanego awansu mo\e być twoja znajomość z moją
córką. Opowiedz mi o tym, proszę. Jakiego to rodzaju znajomość?
 Sarge... przecie\ musiałeś wiedzieć.
 O czym miałem wiedzieć, do cholery? Oświeć mnie, z łaski swojej.
Mo\e te\ wyjaśnisz mi, dlaczego moja własna córka utrzymywała mnie w
nieświadomości tego, co robi.
 Jeśli o niczym nie wiedziałeś, to dlaczego przekazałeś mi prowadzenie
firmy?  wyjąkał Mitch, blady jak ściana.
 Bo na to zasługujesz!  krzyknął Sarge.  Chciałem powierzyć firmę
komuś młodemu, ambitnemu, pracowitemu. Czy wiesz, co robią po pracy inni
nie\onaci mę\czyzni? Włóczą się po barach, piją, szukają przygodnych
znajomości.
O nie, ja nie jestem abstynentem i nie mam zamiaru nikogo potępiać, ale
powiem ci, \e nikt, ani jedna osoba, oprócz ciebie, nie podnosi z własnej woli
swoich kwalifikacji.
 Dałeś mi to stanowisko z powodu tych wieczorowych zajęć?
 Dałem ci je, bo jesteś na tyle ambitny i pracowity, \eby osiągnąć więcej
ni\ inni. Ale to, co mówisz o sobie i Kim, nieco zmienia sytuację. Dlaczego, u
diabła, ona nic nie powiedziała matce ani mnie?
 Bo... bo ja ją o to prosiłem.
 Ale dlaczego?
Wargi miał wyschnięte, a \ołądek ściśnięty boleśnie.
 Nie chciałem być faworyzowany  odparł.
 Myślałeś, \e będę cię faworyzował z powodu Kim? Jesteś beznadziejnie
głupi.
To prawda, pomyślał Mitch. Jestem beznadziejnie głupi.
 Wyjaśnijmy sobie coś jeszcze  ciągnął Sarge.  Czy powa\nie myślisz
o Kim?
 SÅ‚ucham? O, tak... bardzo.
 Pewnie poprosiłeś, \eby za ciebie wyszła?
 Nn... nie.
 I to nazywasz powa\nym myśleniem?  Na twarzy Sarge a malował się
niesmak.  Powiem ci coś: idz do domu i przemyśl to wszystko, o czym teraz
rozmawialiśmy. Jeśli dojdziesz do wniosku, \e nie jesteś wart stanowiska, które
ci proponuję, to idz do diabła. Jasne?
 Tak, całkowicie.
Mitch zerwał się z krzesła Oto popełnił najgorszy błąd w swoim \yciu.
yle ocenił zarówno Kim, jak i Sarge a, a na dodatek samego siebie. Osiągnął
wszystko, o czym marzył, a potem jednym posunięciem to zniszczył  związek z
Kim, perspektywę pracy, zaufanie Sarge a. Stracił zaufanie Kim!
 Czy masz cos przeciwko temu, \ebym widywał Kim po tym wszystkim?
 spytał zdrętwiałymi wargami.
 Ona jest ju\ dorosła  burknął Sarge.  Widuje się z tym, z kim chce. 
Przerwał i uniósł brwi.  Pytasz mnie o zgodę?
 Tak.
 To coś nowego. Czy w dzisiejszych czasach pyta się ojców o zgodę? A
przedtem pytałeś mnie o nią? Od kiedy się widujecie?
 Od tamtego spotkania u ciebie w domu, kiedy zaprosiłeś mnie na
kolacjÄ™.
 To ju\ trwa tak długo? Dlaczego mi o niczym nie powiedzieliście?
 Wiem, \e powinienem był to zrobić  odparł Mitch. Nerwowo
przestępując z nogi na nogę.  Przepraszam.
 Dobrze, idz ju\, do cholery. Mam du\o pracy.
Mitch ruszył do wyjścia, ale zatrzymał się jeszcze na moment.
 Sarge, czy twoja propozycja jeszcze jest aktualna?
 Przyjdz jutro  odparł Sarge, patrząc na niego cię\kim wzrokiem. 
Wtedy porozmawiamy.
Mitch wyszedł, czując się gorzej ni\ kiedykolwiek. Jak mógł być takim
idiotą? Zakochał się w Kim od pierwszego wejrzenia, Sarge dał mu wspaniałą
propozycję, a on w podziękowaniu cisnął mu ją w twarz. Podeptał wszystko.
Spojrzał na zegarek i zdziwił się. Dopiero wpół do ósmej, a jemu
wydawało się, \e ta rozmowa trwała wieki. Kim jeszcze jest w domu. Musi ją
zobaczyć, wytłumaczyć jej, przeprosić, błagać o wybaczenie. Bo\e, a jak nie
będzie chciała go wysłuchać? Co wtedy?
Pośpiesznie wsiadł do samochodu i ruszył, ciskając po drodze
przekleństwa na poranne korki. Ludzie jezdzili jak głupcy, on te\ jest głupcem,
największym głupcem na świecie. Nie mo\na będzie mieć za złe Sarge owi, jeśli
teraz go zwolni.
Perspektywa szukania nowej pracy przyprawiała go o mdłości. A przecie\
mogło być inaczej i to właśnie Kim próbowała mu wytłumaczyć od samego
poczÄ…tku.
Zatrzymał się pod domem Kim i chwiejnym krokiem podszedł do drzwi.
Słyszał echo dzwonka, rozlegające się w mieszkaniu, ale drzwi pozostały
zamknięte.
 Nie chcę cię widzieć  rozległ się zza nich głos Kim.
 Kim... proszÄ™. Tylko o minutÄ™ rozmowy.
Dzwonek wyrwał ją ze snu. Oczy miała zapuchnięte po nie przespanej
nocy.
 Odejdz!
 Nigdzie nie odejdę!  Zaczął walić pięścią w drzwi.  Muszę się z tobą
zobaczyć!
 Nic nie musisz. Wczoraj powiedziałeś, co miałeś do powiedzenia, i nie
chcę więcej z tobą rozmawiać.
 Kim, proszę. Właśnie wracam od Sarge a. Proszę... ja nie miałem racji.
Pozwól mi wejść.
Nie chciała, \eby zaalarmował sąsiadów, a poza tym obawiała się tego, co
mógł powiedzieć ojcu. Czy sprawił mu przykrość? Czy ona bardzo zraniła go, o
niczym mu nie mówiąc? Gwałtownie otworzyła drzwi.
 Idz do pokoju. Zaraz tam przyjdÄ™.
Poszedł posłusznie, ale po chwili nie mógł wytrzymać napięcia i wpadł do
jej sypialni. Właśnie wychodziła z łazienki, gdy\ musiała przemyć zapuchniętą
twarz i oczy.
 Prosiłam, \ebyś tam zaczekał  odezwała się wyniośle.
 Kim, nie zachowuj się w ten sposób. Jeśli jesteś zła, to powiedz. Krzycz
na mnie, ale nie bądz taka nieprzystępna.
 Nie mam zamiaru krzyczeć. A jeśli ty przyszedłeś się kłócić, to mo\esz
od razu się wynosić. Ja mam ju\ ciebie dość.
 Jestem ci winien przeprosiny  zaczaj.  Tobie i Sarge owi.
 Mo\e być za pózno na przeprosiny.
 Jeśli ludzie się kochają, to nigdy na nic nie jest za pózno. Miałaś rację
we wszystkim, a ja byłem głupi. Byłem głupi od samego początku, \e nie
powiedziałem ci, jak...
 Nie musiałeś  przerwała mu.  Taka łatwa kobieta jak ja...
 Byłaś taka, bo zakochałaś się we mnie bez pamięci.
 Co za skromność  zadrwiła.
 Czy to kłamstwo?  spytał, podchodząc bli\ej.  Sama tak powiedziałaś.
Nie mówiłaś, \e...
 Och, przestań! Nie przytaczaj mi tu wszystkich głupstw, które ci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl