[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domu.
DosiÄ™gÅ‚a szczytu i zaczęła triumfalnym woÅ‚aniem obwieszczać swo­
je mÄ™stwo, gdy wtem zdaÅ‚a sobie sprawÄ™, jak wysoko siÄ™ znajduje. Ra­
dosne okrzyki zmieniły się w lament przerażenia.
Kiedy staÅ‚o siÄ™ jasne, że nikt inny nie zamierza iść na pomoc pÅ‚acz­
liwej sześciolatce, rycerski Karl Thorne zaczął powoli wspinać się na
drzewo. PrzyciÄ…gnęło to uwagÄ™ jego mÅ‚odszej siostry, Pameli, apodyk­
tycznej oÅ›mioletniej panienki. Przekazawszy niemowlÄ™ Kathy w ramio­
na cioci Evelyn, Pammy stanęła pod konarem cyprysa i zaczęła udzielać
rad bratu, który byÅ‚ już w poÅ‚owie drogi na wierzchoÅ‚ek. Ta troska spo­
tkaÅ‚a siÄ™ z oburzajÄ…cÄ… niewdziÄ™cznoÅ›ciÄ… ze strony Karla, którego soczy­
ste odpowiedzi na uwagi siostry wywoływały u jego matki, siedzącej
nieopodal, salwy śmiechu.
Wkrótce pojawiła się reszta dzieci, wykrzykując na głos rozmaite
słowa zachęty wobec szarmanckiego, choć naburmuszonego Karla.
Tylko Jenny, najstarsza z dzieci Thorne'ów i najpoważniejsza z nich,
wyglądała na niezainteresowanątym, co działo się wokół. Wyciągnąwszy
się na kocu nad brzegiem młyńskiego stawu, czytała ze zmarszczonym
212
czołem świeżo wydaną książkę wuja Bernarda Historia romansu: listy
wszystkie Avery 'ego i Lillian Thorne.
Wokół niej rozmawiali dorośli. Ciotka Evelyn, tuląc w ramionach
gaworzące niemowlę Kathy, rozwodziła się nad postępami w przepisach
prawnych regulujÄ…cych pracÄ™ dzieci, podczas gdy ciotka Polly napra­
wiała kij do rugby Karla.
Kuzyn Bernard wpatrywał się w Lily, matkę Jenny - Bernard zresztą
zawsze wpatrywał się w mamę - a ojciec próbował przekonać ciocię-
-babcię Francescę, żeby pojechała z nimi zimą do Egiptu. Jak dotąd nic
nie wskóraÅ‚, ale sÄ…dzÄ…c z twarzy cioci-babci Franny, byÅ‚ bliski zwyciÄ™­
stwa. Ojciec potrafiÅ‚ zaczarować sÅ‚oÅ„ce, by wyszÅ‚o zza chmur i zaÅ›wie­
ciło.
- Nie bądz głupia, Francesco - mówił. - Londyn w zimie to dół
kloaczny, a ty przeszÅ‚aÅ› w zeszÅ‚ym roku influencÄ™. Ucieczka to najlep­
sze wyjście. No, chyba że podobała ci się podróż do Rygi przez trzy
tygodnie bez przerwy?
- Chciałbyś po prostu, żebym pojechała w charakterze niańki do
trojga twoich łobuziaków.
Ojciec spojrzał na matkę i w jego oku pojawiło się coś, co w całej
rodzinie było znane jako  ten błysk".
- Hmm - powiedział. - Trafiłaś.
Ciotka Franny zaśmiała się.
- Może i będę niańką. Ale pod warunkiem, że od czasu do czasu
dostanÄ™ wieczorem wychodne...
Dalszy ciąg wypowiedzi umknął Jenny. Doszła właśnie do końca
roku 1891 i prychnąwszy z niesmakiem, stanowczym gestem zamknęła
książkę.
Bernard spojrzał w jej kierunku - właśnie w chwili, gdy gramoliła
się, by wstać, podwijając pod siebie nogi.
- Wybierasz się gdzieś, kotku? - spytał łagodnie, zwracając ku niej
w zamyśleniu głowę z burzą wspaniałych ciemnozłotych włosów.
- Wybieram się do stawu. Pobrodzić.
- O! Trochę się odprężyć, tak?
- Tak - odparła, usiłując go ignorować, co wcale nie jest łatwe, gdy
ma się dziesięć lat i rozmawia z greckim bogiem. A Bernard właśnie
nim był - przeklętym Apollo.
Wysoki, smukły i nieodgadniony, o umyśle równie przenikliwym
jak ojca. Dlatego tak szalenie ją rozczarował, gdy błędnie przedstawił
matkę w swojej najnowszej książce.
- Czy można spytać, co wprawiło cię w tak zły nastrój?
213
Jej opanowanie prysło.
- To z powodu tych... tych listów, które podobno mama pisała do
ojca.
- Tak? - spytał. - A o co chodzi?
- To nie sÄ… listy mamy.
- Szalenie mi przykro, że ci się sprzeciwiam, kochana Jenny, ale są.
Twoja mama byÅ‚a tak uprzejma, że pozwoliÅ‚a mi je zacytować dosÅ‚ow­
nie, w całości.
- Dlaczego dała ci wolną rękę, tego nigdy nie zrozumiem, do diabła
- powiedział ojciec, który usłyszał ich rozmowę. - Dlaczego ktokolwiek
miałby chcieć czytać cudze listy? To niczyj zakichany interes.
- Avery - Bernard rozjaśnił twarz jednym ze swoich nieczęstych
uśmiechów - przecież wy nie jesteście pierwsi lepsi. Zaloty jednego
z najsÅ‚ynniejszych angielskich podróżników i jednej z najbardziej zna­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl