[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyciągnął mnie do siebie. Pomału, jakby nie chciał mnie wystraszyć. Nie opierałam się mu i zbliży-
łam do niego, omijając, jak tylko się dało, jego wzrok. Ciągle trzymając mnie za rękę, drugą dłonią
chwycił moją brodę i przytrzymał tak, bym skierowała wzrok na niego. Popatrzyłam mu w oczy. Nie
uśmiechał się jak przed chwilą. Miał wzrok poważny, ale łagodny.
- Czy musisz za każdym razem, gdy cokolwiek jest nie tak, znajdować powód, żeby uciec ode
mnie jak najdalej? Czego ty się boisz? %7łe może ci być dobrze? %7łe może nam być dobrze? Nie uciekaj
przede mną! Daj mi szansę i nie skreślaj, gdy tylko coś się zaczyna chrzanić...
R
L
T
Słyszałam, co do mnie mówi, ale zapatrzyłam się w jego oczy. Tak bardzo to, co mówił, trafiało
w sedno tego, co czułam. Strach. Strach, że uczucie do niego całkowicie mnie pochłonie, a potem na-
gle coś się zepsuje, coś stanie nam na drodze i wszystko się posypie. %7łe ja się posypię. Ale czy może
nam stanąć na drodze coś gorszego od tych wszystkich wydarzeń, jakie już miały miejsce?
- Nie potrafię uwierzyć, że mogę być szczęśliwa. Jeśli tylko jest mi dobrze, czekam na coś, co
to rozwali. Zawsze tak jest i dlatego się boję - odpowiedziałam mu, spuszczając wzrok.
- Ale ty jesteś idiotką. Nie pozwolę ci teraz kolejny raz uciec albo odpuścić sobie naszą znajo-
mość. Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo. A wiesz, dlaczego?
- Nie wiem...
- Bo cię kocham! - powiedział, przyciskając mnie do siebie.
Czułam jego ciało przy moim ciele. Zrobiło mi się gorąco. Nie mogłam uwierzyć, że to się
dzieje naprawdę. Przyjechałam tu na rozmowę w sprawie pracy, a właśnie usłyszałam z jego strony
miłosne wyznanie. Popatrzyłam mu znowu w oczy. Uśmiechał się tak, jak lubię najbardziej. Nie czekał
na odpowiedz. Znał ją dobrze. Czuł ją.
Niewiele myśląc, zbliżyłam się do niego i zaczęłam go całować, kompletnie bez opamiętania.
Wpiłam się w niego z całej siły. Obróciliśmy się wokół własnej osi i oparł mnie o biurowy regał. Nie-
wygodny mebel wbijał mi się w plecy, ale kompletnie nie robiło to na mnie wrażenia. Ból przegrywał
z ciałem Roberta, który napierał na mnie z dużą siłą, by być jak najbliżej mojego ciała. Oderwał się od
moich ust i zaczął całować po szyi. Zbliżyłam się ustami do jego ucha i bardzo cicho, ale bez naj-
mniejszego zawahania wyszeptałam:
- Też cię kocham...
To była najcudowniejsza rozmowa kwalifikacyjna w moim życiu...
27.
Ponad rok pózniej...
Lipiec. Nastają wreszcie upragnione letnie, cudowne poranki, kiedy jeszcze nie drażni człowie-
ka upał, ale gdy po otwarciu oczu, od razu przychodzi ochota, żeby wyskoczyć z łóżka, bo wokół
wszystko wydaje się takie cudowne. No chyba, że trafi się dzień gorszej pogody, ale na szczęście dzi-
siaj tak nie było. Wstałam z łóżka, otworzyłam szeroko okno. Mieszkanie, w którym obecnie miesz-
kam, ma cudowny widok. Mnóstwo drzew i zielono dookoła. Obok kilka innych szeregowców. Aadne,
nowe i zadbane. Zupełnie inny świat niż moje stare osiedle. Biegnę do łazienki. W ciągu nocy wstaję, a
i tak rano pierwsze, co muszę, to biec zrobić siusiu. No, ale takie życie.
Prysznic. Zniadanko przy telewizorku. Najczęściej w łóżku. Leniuchuję, ile się da, póki mogę.
Jeszcze się dość nabiegam. Po śniadanku przydałby się jakiś make up. Ale że jest lato, a ja się sama
R
L
T
sobie ostatnimi czasy bardzo podobam, to co się będę maltretować malowaniem? Wkładam sukienkę,
jak najlżejszą, bo jeszcze nie ma jedenastej, a już czuję, że za chwilę będzie wielki upał. Wychodzę z
domu i wsiadam do mojego autka. Póki mogę, to jeżdżę. Dobrze, że stał w cieniu, bo chyba bym nie
wytrzymała w większej duchocie. Jadę sobie spokojnie, nigdzie się nie spiesząc...
Podjeżdżam pod moją ulubioną restauracyjkę. Parkuję w ostatnim zaciemnionym wolnym
miejscu na parkingu. Udało się. Jest szansa, że w drodze powrotnej też dam radę wytrzymać w aucie.
Wchodzę do środka. Przy głównym barze stoi młoda kelnerka, Karolina.
- Dzień dobry, pani Magdo - wita mnie ze szczerym uśmiechem.
- Cześć, Karolka! - Czy ona musi mi mówić przez pani...? Czuję się wtedy jakoś tak dziwnie
staro. - Szef u siebie? - pytam z uśmiechem.
- Chyba tak - odpowiada, również się uśmiechając.
Ruszam w stronę schodów. Przeskakuję po dwa schodki. Idzie mi to coraz ciężej, ale póki dam
radę, to właśnie w ten sposób mam ochotę sobie wskakiwać. Otwieram drzwi i wchodzę do gabinetu.
Aadnie urządzone biuro. Bardzo fajne i stabilne regały. Wiem o tym dobrze, bo nie raz ten regał testo-
wałam...
- Dzień dobry, szefie!
Robert podnosi głowę znad komputera i uśmiecha się na mój widok.
- Cześć, napaleńcu. Nie potrafisz wysiedzieć trochę w domu i odpocząć?
- Ale ja od świtu już dosyć wypoczęłam...
- Mówisz o tym świcie, kiedy mnie bestialsko wybudziłaś i nie dałaś spać?
- Dokładnie o tym świcie mówię... - uśmiechnęłam się z dumą. - Tyle tylko, że ja się jeszcze
zdrzemnęłam...
- No i to jest problem, bo ktoś musiał jechać do pracy.
- Oj tam, nie udawaj, że się gniewasz za taką pobudkę! - Podeszłam do niego. Obrócił się na
krześle w moją stronę. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował mój dosyć już widoczny
pod sukienkÄ… brzuszek.
- Ta mama cię zamęczy! - powiedział, podnosząc wzrok w kierunku mojej twarzy. Po chwili
popatrzył na mnie, wstał z krzesła i pocałował mnie tak, że poczułam się, jakbym znowu była w naszej
sypialni i zaraz miała go dopaść. Chwyciłam obiema rękami jego dżinsy na wysokości pośladków i
mocno zacisnęłam na nich palce, jednocześnie przyciągając go bardziej do siebie. Zauważył, że zbyt-
nio zaczyna mi się to wszystko podobać i odsunął się ode mnie.
- Zapomnij. Wykończysz mnie tak jak rano, a kto będzie pracował? We mnie nie buzują z wiel-
ką siłą hormony tak jak w tobie.
- No dobra, szefie. Ale jeśli obiecam być grzeczna, to ty w zamian za to obiecasz, że wieczo-
rem...
R
L
T
- Obiecam, obiecam... I nie zapominaj, że nie jestem twoim szefem. Odrzuciłaś moją propozy-
cjÄ™.
- Czepiasz się szczegółów. Odrzuciłam propozycję, ale mówienie do ciebie szefie" strasznie
mnie kręci, gdy jestem w twoim biurze.
- Teraz nie ma rzeczy, która by cię nie kręciła, kochanie.
- No, w sumie racja... - przytaknęłam i znów zaczęłam go całować.
Wiedziałam, że jeśli się postaram, na pewno nie będę musiała czekać do wieczora.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]