[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siÄ™ przy mnie.
 Słuchaj, Beniaminie  rzekł brat z powściągniętą, ale widoczną
niecierpliwością  mnie dalibóg żadne alpejskie zimno nie szkodziło;
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
52
spałem kilka razy pod śniegiem, byłem na górach, gdzie mi oddech w
ustach marznął, i wróciłem stamtąd zawsze zdrowy, rzezwiejszy; lecz
jednego dnia, gdym się rozgniewał,
zaraz mi krew nosem i ustami buchnęła  przestrzegam cię o tej
ułomności mojej, braciszku, nie gniewaj mnie. Bo to widzisz, mój dro-
gi  ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej, jakby zgadujÄ…c niespokojne zadziwienie moje  sÄ…
chwile życia, których nie trzeba na drobniuteczkie wrażenia roztrwa-
niać:   A to się zaziębisz  a to wez co ciepłego  a to jedz  a to pij 
a to tak  a to owak . Cierpieć nie mogę całej tej trzygroszowej tro-
skliwości  jeśli na nią będziesz uczuciem szafował, to kiedyś w wiel-
kim przesileniu i serca ci zabraknie. Mnie, jak o życie, chodzi o przy-
wołanie twego sennego widziadła, mnie w głowie przyszłość, sława... a
ty kaszel przypominasz i gdybym pozwolił tylko, byłbyś bzowymi
ziółkami zaczął mię częstować. Czyś ty Niemka rozkochana, czy sio-
stra szpitalna? Toć to wytrzymać trudno!
 No już nic, już nic nie powiem  lepiej ty mów, czego chcesz?
 Chcę wiedzieć, o czym ci się śniło?...
 A to dziwny człowiek! Chyba z natchnienia naprędce sen jaki
ułożę.
 I owszem, proszę, układaj...
 Otóż, słuchaj  śniło mi się, że z drżącą lampką w ręku spuszcza-
łem się do głębokiej pieczary  w pieczarze były skarby tak wielkie...
 Kłamiesz, Beniaminie, ja ci mogę lepiej twój własny sen przy-
pomnieć  zastanów się tylko, czyś nie roił, że byłeś Grekiem w pięk-
nych młodej Grecji latach.
 Oh! nie, za to ci ręczyć mogę, we wszystkich snach przeszłego i
przyszłego życia jestem zawsze tatrzańskim górnikiem, synem ojców
moich.
 Alboż ty wiesz, Beniaminie? może ci się też śniło, że byłeś poetą,
lecz zrozumiejmy się dobrze  nie takim poetą z piórem w ręku, z pal-
cami w atramencie uwalanymi, nad drewnianym stolikiem, a do tego
jeszcze w szlafroku i pantoflach  oh! nie, może ci się śniło, że byłeś
poetą w dawnych wiekach i na młodszej ziemi, że miałeś siedmiostruną
lutnię w dłoni, a nad sobą tylko niebo, a dokoła siebie, zamiast czterech
ścian wilgotnego muru, przestrzeń bez końca i mur życiem bijących
piersi. I wtedy śpiewałeś sobie pieśń wielką, głośną, śmiałą, a lud słu-
chał  czuł  wierzył  i śmiał się, i płakał, i w żelazne miecze dzwonił
według tego, jak pieśń brzmiała. A pieśń twoja, Beniaminie, i wieniec
olimpijski twój, bo dla tłumu wielu śpiewało, lecz ty sam zwyciężyłeś,
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
53
tobie tłum ludu padł pod nogi i bracia-mistrze się ukorzyli. No, cóż
myślisz? snem takim czyżby śnić nie warto  chociażby potem zanie-
mieć na wieki...
 Prawdę rzekłeś, bracie, ty lepiej ode mnie moje własne sny pa-
miętasz  snem poety ja nieraz marzyłem, ale bez wieńca olimpijskie-
go, bez ukorzonych współzawodników, bez tłumów u nóg moich  ma-
rzyłem tylko, że wszystkie serca tętnem krwi mojej biły, a w moim
uczuciu spromieniło się każde w świat Boży rzucone uczucie, że byłem
ze wszystkimi i wszyscy byli ze mną  nie niżej, nie dalej, tylko tuż
pod bratniej ręki dotknięciem, tuż w samym dzwięku mej pieśni.
 Dobrze, dobrze, Beniaminie, ale dzwięk pieśni to jeszcze nie
wszystkość życia twojego. Młody jesteś, młodość sama przez siebie
władzą i zdolnością  użyć jej musisz koniecznie, nadmiar siły trzeba ci
przelać choćby w pustotę; potrzebie gwałtownych ruchów trzeba stwo-
rzyć odpowiednie choćby i szaleństwo, bo przecież wszystkie arterie
wzbierają czerwieńszym sokiem, niby lawą gorętszą; jeśli zbytku two-
jego nie ciśniesz na świata uciechy, to się natura wstecz cofnie i głębię
ducha zatruje. Trzeba szaleć, Beniaminie  czy snu takiego nie miałeś?
Może też kiedy widziałeś sam siebie w wozie złocistym, jak dzielnym
rumakom cugli popuściwszy, biegłeś do mety z najsławniejszymi go-
nitw bohaterami  ty, taki młody, taki niewprawny  daj pokój lepiej,
bo tysiące patrzą na ciebie: tam rzędem kobiety, tu starce, które cię
poważnie za nieroztropność zgromią, tam młodzi towarzysze, którzy
próżność niewczesną wyśmieją  daj pokój  tobie w gyneceum jeszcze
piosnkami się nańczyć albo według koloru na krosnach nitki rozsnuwać
 daj pokój  ty dziecko, ty słaby, ty śmieszny, w głowie ci się zakręci,
ręce ci zemdleją  daj pokój  ha, może ci tak mówiono? Ale słuchać
nie chciałeś  od zamętu, od hałasu mózg ci w głowie zakipiał, ręce
drżą od cugli, oczy widzów magnetyzują cię prawie  im ich więcej,
tym lepiej. Siadłeś na wóz i pędzisz  konie pianą parskają, obłok ku-
rzu cię okrył, nieba nie widzisz, z samą przestrzenią się gonisz  czy jej
uciekniesz  czy ją wyścigniesz  a słyszysz, jak to się śmieją  oh!
szyderstwo pospólstwa to harpia, co serce wygryza; obelga śmiechu to
rozpalone pod czaszką żelazo! Zpiesz się, śpiesz się, bo cię uprzedzi
tamten wóz purpurą ozdobny, którego białe konie wyciągnięte strzałą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl