[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spytał Eduarda o prezent ślubny, który zamierzał ofiarować pannie młodej.
- Dam jej czek - odparł Eduardo.
- Na jaką kwotę? - indagował Charley.
- Pięć tysięcy.
- Tylko nie dawaj go już dzisiaj - poradził Charley. -Poślij jutro z oficjalnymi życzeniami. Lepiej, żebyście
utrzymywali pewien dystans, żeby nie wprawić w zakłopotanie pana młodego.
- Drogi przyjacielu, to najzupełniej oczywiste, że nie dam jej czeku już dziś.
Claire Coolidge wyglądała na tak szczęśliwą, że Eduardo musiał przyznać w duchu, iż warto było
zrezygnować z niej dla takiego widoku. Charley podał jej bukiet kwiatów, który czekał na przednim
siedzeniu limuzyny. Przez całą drogę tancerka nie przestawała mówić.
- Nie chciałabym, żebyście -jako dwa zatwardziałe amerykańskie białasy - byli zaskoczeni widokiem
Josepha - powiedziała w pewnej chwili. -Jest z pochodzenia Włochem. To jeden z tych śniadych,
romantycznych, śródziemnomorskich przystojniaków. Poza tym uwielbia balet.
- Nie mam nic przeciwko Włochom - odparł uprzejmie Eduardo.
- Ja też nie - przytaknął lojalnie Charley. - Sam znam paru bardzo miłych Włochów.
- Jeśli chodzi o ścisłość, ja też jestem Włoszką - ciągnęła Claire. - To znaczy moi rodzice pochodzą z
Włoch.
- Naprawdę? - zdziwił się Charley. - Nigdy bym nie powiedział, że Coolidge to włoskie nazwisko.
- Kiedyś nazywałam się Cuchiari - wyjaśniła Claire.
- Jesteś z Bostonu? - spytał Charley.
- Owszem. Skąd wiesz?
- Robiłem kiedyś interesy z ludźmi nazwiskiem Cuchiari. To było w Bostonie, parę lat temu.
Joseph, przyszły mąż Claire, czekał już pod Urzędem Stanu Cywilnego. Na jego widok Eduardo stanął jak
wryty. Claire, która właśnie obejmowała czule oblubieńca, nie miała pojęcia o konsternacji, która
odmalowała się na twarzach trzech mężczyzn. Panem młodym bowiem był Beppi Sestero, syn Rocca.
Wszyscy trzej skamienieli na moment, ale Charley opamiętał się wreszcie i uścisnął ramię Eduarda. Po
chwili, z doskonałym opanowaniem, które zawsze przejawiali w towarzystwie niewtajemniczonych,
umiejętnie wytworzyli iluzję, jakoby widzieli pana młodego po raz pierwszy.
Claire dokonała oficjalnej prezentacji.
- Edwardzie, pozwól, że przedstawię ci mężczyznę, który za kilka minut zostanie moim mężem. Oto Joseph
Sestero -powiedziała, obdarzając młodzieńca promiennym uśmiechem. - Josephie, to jest przesławny
Edward S. Price, a to -dodała, chwytając Charleya pod ramię - nie mniej znany i szanowany Charles Macy
Barton. - Mężczyźni sztywno podali sobie ręce. Charley w kółko powtarzał „cóż za szczęśliwa chwila", a
Eduardo zapytał o toaletę i przeprosiwszy wszystkich, oddalił się na moment. Panna młoda nie prze-
stawała przytulać i całować swego narzeczonego, który z każdą chwilą był coraz bardziej zielony na twarzy.
Kiedy wrócił Eduardo, urzędnik wezwał młodych. Rozpoczęła się ceremonia pod każdym względem
wyjątkowa w dziejach nowojorskiego ratusza. Mężczyzna, który wydawał za mąż pannę młodą, osobiście
zamordował ojca pana młodego, pan młody zaś strzelał do ojca drużby, choć żaden z synów nie miał o tym
pojęcia. W pewnym sensie był to więc Dzień Ojca.
* * *
Pięćdziesiąt minut później Eduardo i Charley złożyli młodej parze życzenia wszelkiej pomyślności przed
wejściem do luksusowego hotelu opodal Central Parku. Nowożeńcy nie wybierali się w długą podróż
poślubną, w poniedziałek rano bowiem panna młoda miała zgłosić się na próbie, a jej mąż, jak się okazało,
dość niechętnie zgodził się zostać jej menedżerem. Powróciwszy z Eduardem do limuzyny, Charley polecił
kierowcy przejechać przez Park.
- Wiedziałeś o tym? - spytał Eduardo, gdy wóz ruszył w stronę wjazdu przy Szóstej Alei.
- Stałem tam, patrzyłem na niego i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. W Nowym Jorku mieszka pięć
milionów mężczyzn, a ona musiała wybrać akurat syna twojego siostrzeńca.
- I co zrobimy z tym fantem?
- Powiem ci, Eduardo, co zrobisz. Teraz, w tej chwili, w tym samochodzie, wypiszesz czek dla panny
młodej na pięćdziesiąt tysięcy dolarów. To będzie twój nowy, poprawiony prezent ślubny.
- Czyś ty oszalał, Charley?
- Zrób to.
- Nie mam zamiaru.
- A chcesz być prokuratorem generalnym? Mogę ci to
załatwić, Eduardo. Zrobię to dla ciebie, bo jest to rozwiązanie korzystne dla naszych interesów, ale tak
naprawdę powinienem zdzielić cię teraz w łeb i wrzucić do betoniarki -wycedził lodowato Charley,
porażając Price'a strachem. Eduardo nie krył zaniepokojenia.
- Charley, o co ci chodzi? Co ja takiego zrobiłem?
- Obaj wiemy, co zrobiłeś. Porwałeś moje dzieciaki dla trzydziestu milionów dolarów w obligacjach.
- Charley! To niedorzeczne!
- Upuściłeś jedno z bliźniąt, przez co już nigdy nie będzie zupełnie zdrowe.
- Upuściłem? Ależ Charley! Obchodziłem się z nimi jak z własnymi synami! Przecież byli tacy maleńcy!
Tacy delikatni! Uważałem jak nigdy w życiu! Jeżeli coś się stało, to zawinił Rocco.
-
Nie zamierzam zmuszać cię, żebyś za to zapłacił, Eduardo. Zamiast tego sprawię, żebyś dla mnie
pracował. Rozmawiamy bardzo poważnie, Ed.
- Charley, zrozum wreszcie, że... - Eduardo zamarł, sparaliżowany wzrokiem Charleya.
-
Rocco Sestero pracował dla mnie. Był jednym z moich regimes. Znałem go dobrze. Był bardzo
doświadczonym człowiekiem; kiedy brał się do jakiejś roboty, zawsze dostarczał towar, za który mu
zapłacono, i obchodził się z nim w odpowiedni sposób. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl