[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tonem, że zupełnie się zgubiła.
- Jak to skąd? Wszyscy o tym wiedzieli. Bob bez przerwy opowiadał o
rynnie, dachu, cieknÄ…cych oknach i drzwiach od piwnicy. Wszyscy przed nim
uciekali... Na pewno coś słyszałeś.
- 49 -
S
R
Dominik spojrzał na nią lodowato.
- Nie, nie słyszałem. - Potem nagle wyraz jego twarzy złagodniał, jakby
burza minęła. - I bardzo cię przepraszam za całą tę rozmowę. Zdałem sobie
sprawę, że nie tylko o tobie nic nie wiem. Nie wiem nic o ludziach, z którymi
pracujÄ™.
Wyglądał na przygnębionego i Beth postanowiła coś zrobić.
- Nie musisz. JesteÅ› dyrektorem, wcale nie musisz...
- ...interesować się ludzmi.
- Tego nie powiedziałam. Po prostu masz zbyt dużo spraw na głowie,
żeby słuchać opowieści o domowych kłopotach swoich pracowników.
Pokręcił z powątpiewaniem głową.
- Może tak, a może nie. Może to ludzie nie chcą ze mną rozmawiać, może
wolą trzymać się na dystans... Ty też chcesz utrzymać dystans między nami,
Beth?
Otworzyła lekko usta, ale nie wydobył się z nich żaden dzwięk. Gdy
oblizała wargi, patrzył na nią zafascynowany.
- Odpowiedz. Zależy ci na dystansie między nami?
Ujął jej dłoń. Beth chciała mu powiedzieć, że nie, wcale nie zależy jej na
żadnym dystansie, wręcz przeciwnie... i nagle oprzytomniała. Nie wyrwała
jednak ręki.
- Ależ skąd - odparła opanowanym, uprzejmym głosem - przecież razem
pracujemy. Ludzie, którzy współpracują, muszą mieć dobry kontakt, tak jest
łatwiej. To chyba oczywiste. Zawsze tak było i nic nie wskazuje na to, żeby
cokolwiek miało się zmienić.
Zawiedziony puścił jej rękę i natychmiast zapragnęła, żeby ujął ją znowu.
Dla większej pewności, by ukryć drżenie, zaczęła bawić się serwetką.
Na szczęście całkowicie zmienił ton i stał się znowu dawnym doktorem
Farquharem, którego tak dobrze znała. Z obojętną, nieco ironiczną miną zaczął
przemawiać w sposób, który całkowicie ją uspokoił.
- 50 -
S
R
Po chwili sądziła już nawet, że poprzednia scena tylko jej się przyśniła
albo przywidziała. Przez krótki czas miała przecież wrażenie, że Dominik z nią
flirtuje, uwodzi ją, próbuje poderwać... Jak coś podobnego mogło jej przyjść do
głowy? Jest przecież otoczony pięknymi, błyskotliwymi kobietami, z którymi
ona nie może się równać! Zdobywa je z łatwością i z łatwością porzuca. Beth
doskonale je rozumiała; teraz, kiedy poznała jego możliwości, wiedziała już,
dlaczego żadna nie może mu się oprzeć. Powinna uważać i zachować czujność.
To, że całkowicie zmieniła swój wygląd, to nie wszystko. W środku
pozostała dawną Beth, zwyczajną doktor Anderson, która nie wierzy we własne
siły. Motyl nie wyfrunął z poczwarki, przesłonił ją tylko. Postanowiła mieć się
na baczności; Dominik jest jej szefem i tak powinna go traktować.
Słuchała jego głosu, nie bardzo rozumiejąc słowa, zadowolona i
uspokojona tym, że wszystko wróciło do normy i nie grozi jej żadne
niebezpieczeństwo.
Dlatego wydało jej się zupełnie naturalne, że odprowadził ją pod same
drzwi i wyjął jej z ręki klucze. Wszedł za nią do środka i zamknął za sobą drzwi.
Dopiero gdy poczuła jego ręce na swoich ramionach, kiedy pomagał jej zdjąć
płaszcz, zrozumiała, że ją przechytrzył. Znalazł się w jej mieszkaniu bez py-
tania, bez zaproszenia, po prostu postawił na swoim. Uśpił jej czujność i
wyprowadził w pole.
Przerażenie w jej oczach musiało być chyba widoczne, bo uśmiechnął się
do niej uspokajajÄ…co, po przyjacielsku.
- Poczęstujesz mnie kawą? Bądz dobrą dziewczynką.
Poszedł prosto do salonu i usłyszała, że nastawia płytę.
Kiedy wróciła, zobaczyła, że siedzi na kanapie w rozluznionym krawacie
i rozpiętej pod szyją koszuli. Zupełnie jak u siebie w domu...
Postawiła filiżanki na małym stoliczku.
- Dobra dziewczynka.
Nie znosiła tego rodzaju określeń.
- 51 -
S
R
- Nie jestem dziewczynkÄ….
- Tak ci się tylko wydaje - powiedział i uśmiechnął się pobłażliwie. -
Przecież jesteś ode mnie młodsza.
- Bardzo niewiele - poprawiła go chłodno.
- Wyglądasz dziś wieczór cudownie.
- Nawet jeśli to prawda, jakie to ma znaczenie?
- Dlaczego mówisz do mnie takim tonem? Chcesz się kłócić? Dlaczego?
W jego zachowaniu była taka pewność siebie, tak całkowicie kontrolował
sytuację, że poczuła do niego niechęć. To jest jej dom i to ona powinna czuć się
pewna na swoim własnym gruncie, a tymczasem... denerwowała się, bo nie
miała pojęcia, jak się zachować. Roześmiała się z przymusem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl