[ Pobierz całość w formacie PDF ]
falą. Płonąca złota kula, trącona
niecierpliwymi palcami, potoczyła się na podłogę i
zgasła. Tylko gwiazdy zaglądały przez
okno.
Leżąc w ramionach Amalryka na zasłanym jedwabiami łożu,
Lissa otworzyła przed nim
duszÄ™, szeptem opowiadajÄ…c o swoich marzeniach,
nadziejach i pragnieniach dziecinnych,
wzruszajÄ…cych, wstrzÄ…sajÄ…cych.
ZabiorÄ™ ciÄ™ stÄ…d mruknÄ…Å‚. Jutro. Masz racjÄ™, Gazal
to miasto umarłych.
Poszukamy sobie miejsca w świecie. Jest gwałtowny, surowy
i okrutny, lecz lepsze to niż
śmierć za życia&
W mroku rozległ się przerazliwy krzyk męki, zgrozy i
rozpaczy. Ten dzwięk sprawił, że
Amalryk oblał się zimnym potem. Próbował wstać z sofy,
lecz Lissa objęła go z całej siły.
Nie, nie! błagała gorączkowym szeptem. Nie idz!
Strona 141
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
Zostań!
Przecież kogoś mordują! wykrzyknął, szukając swego
miecza. Krzyki zdawały się
dobiegać z drugiej strony dziedzińca. Mieszały się z nimi
dziwne odgłosy, jakby szarpania i
darcia. Wrzaski przybrały na sile, wyrażając nieznośną
mękę, po czym ucichły, kończąc się
jednym przeciągłym jękiem.
Słyszałem, jak tak krzyczeli ludzie łamani kołem!
wymamrotał Amalryk, trzęsąc się
ze zgrozy. Cóż to za diabelstwo?
Lissa trzęsła się jak osika w przypływie przerażenia.
Czuł, jak gwałtownie łomocze jej
serce.
To koszmar, o którym mówiłam. Potworność mieszkająca w
Czerwonej Wieży.
Pojawiła się dawno temu; niektórzy mówią, że
zamieszkiwała tam w zamierzchłych czasach i
powróciła po wybudowaniu Gazal. Pożera ludzi. Nikt nie
wie, co to jest, bo nikt kto to
widział, nie przeżył, aby opowiedzieć. To bóstwo lub
demon. Właśnie dlatego uciekli
niewolnicy, dlatego ludzie pustyni omijajÄ… Gazal. Wielu z
nas zniknęło w jego straszliwym
brzuchu. W końcu wszyscy w nim skończą i to zostanie samo
w pustym mieście, tak jak
podobno władało ruinami, na których wzniesiono Gazal.
A czemu twój lud został tu i daje się pożerać?
Nie wiem załkała. Oni śnią&
Hipnoza mruknÄ…Å‚ Amalryk. Hipnoza i apatia.
Widziałem to w ich oczach. Ten
demon zaczarował ich. Na Mitrę, cóż za okropność!
Lissa przycisnęła twarz do jego piersi i objęła go mocno.
I co zrobimy? spytał niespokojnie.
Nic nie można zrobić szepnęła. Twój miecz byłby
bezużyteczny. Może to zostawi
nas w spokoju. Przecież złapało już dziś swoją ofiarę.
Musimy czekać, jak owce na rzez.
Niech mnie diabli, jeśli tak uczynię! wykrzyknął
Amalryk, zrywajÄ…c siÄ™ na nogi.
Nie będziemy czekać do rana. Pojedziemy jeszcze dziś.
Zapakuj jedzenie i picie. Ja pójdę po
konia i wielbłąda i przyprowadzę je tu, na dziedziniec.
Tam siÄ™ spotkamy!
Ponieważ nieznany potwór już znalazł ofiarę, Amalryk
uznał, że może spokojnie zostawić
dziewczynÄ™ samÄ… na kilka minut. Jednak idÄ…c po omacku
długim korytarzem i przez ciemne
Strona 142
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
komnaty, w których szeleściły draperie, czuł dreszcze
przebiegające po krzyżu. Znalazł
wystraszone wierzchowce na podwórzu, tam gdzie je
zostawił. Ogier parskał i trącał go
pyskiem, jakby czujÄ…c czajÄ…ce siÄ™ w mroku
niebezpieczeństwo.
Akwilończyk osiodłał wierzchowce i założywszy uzdy
poprowadził przez wąską bramę na
ulicę. Po kilku minutach znalazł się na oblanym blaskiem
gwiazd podjezdzie. W tejże chwili
usłyszał przerazliwy krzyk dobiegający z komnaty, w
której zostawił Lissę.
Odpowiedział na ten rozpaczliwy okrzyk wściekłym
wrzaskiem. Dobywszy miecza,
przebiegł przez dziedziniec i wskoczył przez okno do
środka. Złocista kula płonęła znowu,
rzucając drżące cienie w kątach komnaty. Na podłodze
leżały porozrzucane jedwabie
posłania. Marmurowe krzesło było wywrócone; w pokoju nie
było nikogo.
Ogarnięty mdlącą rozpaczą Amalryk oparł się o marmurowy
stół i pokój zakołysał mu się
przed oczyma. Pózniej wezbrała w nim szalona wściekłość.
Czerwona Wieża! Tam bestia
zaniesie swojÄ… ofiarÄ™!
Zmignął przez pokój, wypadł na ulicę i pomknął ku wieży,
jarzÄ…cej siÄ™ nieziemskÄ…
poświatą w blasku gwiazd. Ulica nie prowadziła wprost do
wieży. Akwilończyk biegł między
budynkami i przebiegał przez płace, gdzie gęste trawy
falowały w podmuchach nocnego
wiatru.
Ujrzał przed sobą rzędy ruin wznoszące się w sąsiedztwie
wieży, gdzie budowle były
bardziej zniszczone niż w innych częściach miasta.
Widocznie nikt w nich nie mieszkał.
Budynki chyliły się i pękały, tworząc jedno cmentarzysko
rozsypujÄ…cych siÄ™ kamieni, a
czerwona wieża unosiła się nad nimi jak trujący czerwony
kwiat na pogorzelisku.
Musiał przejść przez te ruiny, żeby dotrzeć do celu.
Odważnie zagłębił się w ciemny
zaułek, po omacku szukając drzwi. Znalazł jakieś i
wszedł, z mieczem gotowym do ciosu.
Ujrzał widok, jaki człowiek może zobaczyć tylko w
fantastycznym śnie.
Stał u wylotu długiego korytarza, oblanego słabą,
nieziemską poświatą. Na czarnych
Strona 143
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]