[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moją matkę. Mnie nie potrafił złapad. Zawsze mu się wywijałem. Jak ja go nienawidziłem!
Tu głos uwiązł mu w gardle. Zakrztusił się od płaczu. Wziął parę głębokich oddechów i ciągnął
dalej: 164
-
Chciałem kiedyś zrobid coś takiego, za co ojciec by mnie pochwalił. Marzyłem, aby uścisnął mnie
tak mocno, aż zabolałoby w żebrach. Powiedziałby wtedy:  Jestem z ciebie dumny. Cieszę się, że
mam takiego syna." Jednak nie wiedziałem, co innego mógłbym dla niego zrobid poza tłuczeniem
innych. Mój staruszek był w tym mocny, więc go naśladowałem. Niestety, on nigdy mnie nie
pochwalił. Nawet nie zwracał na mnie uwagi. Ja nie istniałem dla niego. On tylko chlał i bluzgał na
mnie przekleostwami, a ja tak go potrzebowałem!
Teraz Skinol zaczął płakad tak przejmująco, że Dawid podbiegł do niego poruszony i zaczął klepad
go po plecach, jakby był jego starszym bratem. Tomasz nie mógł się powstrzymad od łez. Spojrzał na
stojących wokół i z zaskoczeniem stwierdził, że wielu z nich też płacze. Ci dzielni, dorośli
mężczyzni, którzy przed chwilą wycięli cały oddział Filistynów, płakali teraz jak dzieci. Rozumieli
go. Byd może kiedyś też mówili:
 Tato, spójrz, co już potrafię zrobid." Jednak ten nie miał czasu nawet spojrzed na syna, bo zawsze
miał
jakieś ważniejsze zajęcie!
-
Dla mojego starego zawsze byłem jak powietrze, ale dla was jestem ważny, bo uratowaliście mi
życie, ryzykując swoje. - wyjaśniał szlochający Skinol. - Byłem tchórzem i jestem nim nadal.
Obijałem zawsze słabszych smarków, a jak ktoś był silniejszy, rzucaliśmy się na niego w kilku. Ale
już nie chcę tak żyd, teraz chcę byd taki, jak wy. Pragnę byd wojownikiem Elohima.
Długo, bardzo długo stali w milczeniu. W koocu Dawid rzekł:
165
-
Dobrze, dziś wieczorem przyjmiemy cię do naszego oddziału. Ale najważniejsze jest to, że Elohim
stanie się twoim prawdziwym Ojcem. Wierz mi, że On jest teraz z ciebie dumny, bo uczciwie mówisz
prawdÄ™ o sobie. Chce mied takiego syna jak ty.
Tomasz zaczął się nerwowo kręcid w miejscu. Minę miał trochę niepewną. Dawid zauważył jego
zachowanie i zapytał:
-
Tomiaszu? Czy ty także chciałbyś zostad uroczyście przyłączonym do naszego grona?
Tomasz marzył, aby usłyszed kiedyś te słowa.
-
Dawidzie! - odpowiedział podekscytowany chłopak. - To byłby dla mnie wielki zaszczyt.
-
Zatem dzisiejszy wieczór będzie świętem dla was obu. Przygotujcie się!
W drodze powrotnej Elezar znów oddalił się wraz ze swymi giermkami od pozostałych. Musieli
spokojnie porozmawiad.
-
Tomiaszu, czy ty także chciałbyś oddad swoje życie pod opiekę wielkiego Elohima?
-
Ja? Ja chyba nie muszę tego robid! Przecież On już jest blisko mnie.
-
Zgadza się, ale czy całe twoje życie należy do Niego?
-
No, nie zastanawiałem się nad tym aż tak głęboko.
-
Spójrz na Skinoliasza. Wszystko, co przeżył do tej pory, zostawi za sobą i zacznie żyd od nowa,
prowadzony przez Tego, który powołał go kiedyś do istnienia. Każde zło, które wyrządził, a którego
siÄ™ wstydzi, zostanie mu zapomniane. Po prostu wszystko zacznie od nowa. Co ty na to?
166
-
Ale ja nie byłem taki zły jak Skinol. Nie mam się czego wstydzid. - bronił się Tomasz.
-
Zastanów się nad tym, to bardzo ważna sprawa. - powiedział nadzwyczaj poważny Elezar.
Póznym popołudniem wrócili do tego wspaniałego, skalistego wąwozu, do strumienia i wodospadu.
Wszyscy, oprócz wyznaczonych strażników, zrzucili z siebie zakurzone ubrania i wskoczyli do
lodowatego strumienia. Woda orzezwiała, zmywając trudy bitwy i dnia spędzonego w podróży w
palącym słoocu.
Znużenie minęło. Wesołe okrzyki i żarty wypełniły okolicę.
-
Ty, patrz jacy napakowani! - zauważył z podziwem Skinol, szturchając Tomasza.
Rzeczywiście, mięśnie wojowników mogły wzbudzid prawdziwy respekt u każdego chłopaka. Tym
bardziej, że nie były wykarmione chemią i nadmuchane na siłowni. Zostały wyrzezbione w walkach,
przez używanie ciężkich mieczy i toporów. Zmiesznie wyglądali ci mężczyzni chlapiący się teraz jak
dzieci.
Najbardziej szalał Dawid. Toczono pojedynki a nawet grupowe bitwy, próbując przewrócid i
podtopid jedni drugich. Obaj giermkowie chyba nigdy jeszcze nie śmiali się tak głośno i nie bawili
siÄ™ tak dobrze.
To był wspaniały wieczór. Po kąpieli wyszli z wody i rozłożyli się na zielonych i miękkich
skrawkach trawy, wsłuchując się w szum wodospadu. Dopiero teraz, gdy wszyscy się uspokoili,
Tomasz zauważył, że półnagie ciała wojowników noszą na sobie ślady, które można by porównad do
niezwykłych kronik bitew, które każdy z nich stoczył. Chłopak zaczął dyskretnie przyglądad się bliżej
swojemu sąsiadowi, aż w koocu wypalił:
167
-
Abiszaj, ty masz dziurÄ™ w brzuchu!
Wojownik zaśmiał się głośno, wspominając bitwę
z której na szczęście wyszedł cało.
-
Tak. - wspominał - Dostałem strzałą, ale wylizałem się z tego. Niech Elohim ma mnie nadal w
opiece. Głęboka, co? Spróbuj wsadzid tam palec, cały się zmieści. Ha, ha.
Tomasz był zszokowany, ale za namową innych kolegów spróbował i rzeczywiście, chował w
zabliznionym otworze cały palec wskazujący.
-
To ma byd dziura? - zaśmiał się Iszbaal. - Chodz, pokażę ci prawdziwą bliznę. - odwrócił się
bokiem, by ukazad nad biodrem spory otwór, mocno .już zablizniony.
-
Dostałem włócznią. Sam ją sobie wyciągnąłem i padłem nieprzytomny. Wszyscy myśleli, że nie żyję,
ale jak widzisz nie tak łatwo zabid Iszbaala Hakmonitę. Jak chcesz, możesz włożyd całą dłoo do
mojego boku, proszÄ™ bardzo.
-
Niech pies wyliże wasze drobne zadrapania, bo to ja byłem najbliższy śmierci. - podszedł do
chwalących się Szamma. - Spójrz! Dostałem mieczem po brzuchu. Gdyby tamten przejechał odrobinę
głębiej, byłoby po mnie. Rozciął mi skórę i mięśnie, aż wyszło na wierzch trochę wnętrzności. Z pola
bitwy wyniósł mnie mój brat, zabrał szybko do domu, abym jeszcze zobaczył rodzinę. Byłem prawie
cały czas przytomny. Moja żona jest akuszerką, przyjmuje porody. Wyobraz sobie, że oczyściła mi
brzuch czystą wodą, wzięła igłę, mocną nid i zaszyła mnie jak kaftan. Następnej wiosny byłem już na
polu bitwy, ha, ha, ha.
168
-
Eee tam, taka historia! Słuchajcie co mi się przydarzyło! - zawołał Asael.
-
Nie! Posłuchajcie mojej opowieści! - krzyknął ktoś inny i nagle powstał zgiełk przekrzykujących się
kilkunastu męskich głosów. Jeden darł się przez drugiego, sprzeczając się, który z nich miał
poważniejszą ranę i był bliżej śmierci.
Cisza zapanowała dopiero wtedy, gdy do obozowiska wróciło z polowania dwóch wojowników
niosących zastrzelonego z łuku dzikiego barana. Na ten widok wszyscy przypomnieli sobie o głodzie,
wołającym teraz głośniej, niż cały sprzeczający się oddział.
Po niedługim czasie mężczyzni stali już przygotowani, w wyczyszczonych, chod jeszcze trochę
mokrych ubraniach, w pełnym rynsztunku bojowym, każdy z nich z mieczem u pasa. Niektórzy
trzymali
dodatkowo włócznie, inni topory. Wyglądali imponująco. Wszyscy wyczuwali, że zaraz wydarzy się
coś ważnego i uroczystego, stanęli więc wokół ułożonego drewna na opał. Nad stosem, na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl