[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trudniacie sobie fraszkami sposób nabycia doskona³oSci; zbyt dufacie rozumowi w³asnemu;
ten rozum wielorakim przeSwiadczeniem ska¿ony jest; niestatecznoSæ i p³ochoSæ kieruje wami
i rz¹dzi; ambicja, a wcale nies³uszna, oSlepi³a was wszystkich, na koniec, tak dalece, i¿ zbyt
dobrze o sobie trzymaj¹c, z jednej strony rozumiecie, i¿ wam co do wewnêtrznej doskona³o-
Sci na niczym nie schodzi, zaS co do zewnêtrznej szczêSliwoSci wszystkiego brakuje.
Os¹dziwszy siê sami za najdoskonalszych, chcielibyScie to mieæ, czegoScie godni, godni zaS
jesteScie wedle waszego przeSwiadczenia najwyborniejszych darów natury St¹d pochodzi, i¿
kraj wasz niewart takich, jakimi jesteScie, obywatelów. Jêzyk zbyt pod³y, ¿eby górne mySli
wasze abj³ i wyrazi³. Urodzenie, ¿e nie najjaSniejsze, nieprzyzwoite. Zgo³a, im siê wy¿ej ce-
nicie, tym jesteScie nieszczêSliwsi. Je¿eli wiêc to, czym wy jesteScie, doskona³oSci¹ jest i po-
lorem, to czym my, dzikoSci¹, prostot¹ i grubiañstwem -mnie siê zdaje, ¿e lepiej byæ dzikim
po naszemu.
56
ROZDZIA£ SIÓDMY
Namieni³em wy¿ej, i¿ os¹dzony za dzikiego, oddany by³em gospodarzowi mojemu na naukê.
Nimem mia³ satysfakcj¹ s³yszeæ jego maksymy, przez czas doSæ d³ugi odbywa³em wszystkie
powinnoSci parobka bardziej, ni¿ ucznia. W tej szkole nauczy³em siê pierwej ¿¹æ i kosiæ ni¿
regu³, wed³ug których siaæ, ¿¹æ i kosiæ trzeba. Widz¹c lud gospodarny pyta³em siê raz wSród
roboty mistrza mojego, czyli te¿ oni spekulizuj¹ nad agronomi¹ i maj¹ swoje efemerydy.
Wspojxrza³ siê na mnie z zadziwieniem i strz¹sn¹wszy g³ow¹, ¿¹³ jak w najlepsz¹.
GdySmy oko³o po³udnia w cieniu drzew jedli, pyta³ mnie siê, co to ja rozumia³em przez agro-
nomi¹. Odpowiedzia³em, i¿ to jest nauka arcypotrzebna, przez któr¹ kunszt siê rolnictwa do-
skonali, bogactwa przymna¿aj¹, zgo³a cokolwiek do uszczêSliwienia w powszechnoSci kraju,
w szczególnoSci obywatelów nale¿y, wszystko to ta nauka w sobie zawiera.
- Szkoda - rzek³em dalej - i¿ ten skarb by³ dot¹d zakopany; zapewne nie by³oby tyle na Swie-
cie nieszczêSæ i rewolucyj, ile nam historie nasze opowiedaj¹.
- Któ¿ ten kunszt rolnictwa wydoskonali³? - rzecze Xaoo. - Zapewne jaki pracowity rolnik,
który d³ugim nauczony doSwiadczeniem, pozna³ niektóre w tek mierze, innym jeszcze wspó³-
rolnikom niewiadome tajemnice.
- Mylisz siê - rzek³em - te rzeczy s¹ opisane w ksiêgach, a nasi rolnicy pisaæ nie umiej¹. Ci,
którzy nam te tajemnice odkryli, po wiêkszej czêSci mo¿e i nie widzieli, jak siê grunt upra-
wia, i z tej samej przyczyny tym wiêkszego uwielbienia godni, ¿e samym umys³u swojego
natê¿eniem dociekli tego, czego ich przodków ustawiczna praca dokazaæ nie mog³a.
Rmiech jego przerwa³ mój dyskurs. Rozgniewa³em siê na takie wytwornych wieku naszego wy-
nalazków nieuszanowanie; pomySliwszy jednak sobie, ¿e trzeba mieæ kompasj¹ nad prostot¹, nie
chcia³em go zawstydzaæ i upokarzaæ niezwyciê¿onymi argumentami. PoszliSmy zatem do snop-
ków, które on, prosty starzec, lubo niewiadomy agronomii, przecie¿ lepiej i prêdzej ,wi¹za³ ni¿ ja.
¯e do rolnictwa doskona³ego wykwintnych spekulizacji nie potrzeba, nauczy³ mnie przyk³ad
Nipuanów. Mieli oni proste swoje, ale doSwiadczone obserwacje. By³y zaS wszystkie do po-
jêcia ³atwe, w sposobach niekosztowne, w wykonaniu nietrudne. Skutek usprawiedliwia³ do-
bry ich sposób gospodarowania: nie by³o tam s³ychaæ o g³odzie. Je¿eli zaS rok który nie by³
urodzajny, nie da³ siê uczuæ niedostatek zapaSnym w przesz³oroczne krescencje.
Zabawa rolnictwa jak po¿¹dane za sob¹ prowadzi skutki, uczu³em w³asnym doSwiadczeniem.
Praca, która z pocz¹tku zdawa³a mi siê nieznoSna, sta³a siê z czasem zabaw¹ przyjemn¹. Spa-
zmy, wapory, rumatyzmy, z których mnie nie mog³y wyprowadziæ wody salcerskie i karls-
badzkie, ust¹pi³y dobrowolnie z rzêsistym potem. Apetyt, który soczystymi bulionami musia³
wzbudzaæ i krzepiæ z pocz¹tku mój kucharz, Chrystian, Niemiec, dalej jegomoSæ pan Sosan-
court, Francuz - sam siê powróci³; a rzepa po pracy lepiej smakowa³a ni¿ przedtem podlaskie
kuropatwy.
57
Praca i mySl wolna wzmocni³y s³aby niegdyS mój temperament. W niedostatku zwierSciad³a
gdym siê w wodzie przeziera³, postrzeg³em p³eæ moj¹, prawda, przyczerniona ale twarz pe³n¹
i rumieniec ¿ywy. Sen smaczny a nieprzerwany orzexwia³ strudzone dzienn¹ robot¹ cz³onki,
a czerstwoSæ sam¹ siê prac¹ pomna¿a³a.
58
ROZDZIA£ ÓSMY
Przechodz¹c siê raz po sadzie z nauczycielem, postrze g³em ów do³ek, w którym mój nó¿ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl