X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozytywne rezultaty: nie tylko poszerzyły
mój intelektualny horyzont, ale też
sprawiły, iż znacznie staranniej zaczęłam
posługiwać się językiem ojczystym, opartym
w dużym stopniu na muzyczności frazy i
poetyckości. Bardzo mi się to potem
przydało, kiedy studiując na uniwersytecie
w Sajgonie, weszłam w skład redakcji
studenckiego miesięcznika.
Miałam to szczęście, że literatury
francuskiej uczyła mnie siostra Maria
Rafaela, która posiadała - pośród wielu
innych -dar wykładania tak, iż słuchało się
jej z zapartym tchem. Wydaje mi się, że
pochodziła z Bretanii, gdzieś z okolic
Saint-Malo - czy to właśnie owa
geograficzna bliskość była powodem jej
admiracji dla autora Geniuszu
chrześcijaństwa? Proszę sobie wyobrazić,
jak mocno przeżywała, gdy któraś z uczennic
zwróciła jej uwagę, że Indianka Atala nie
mogła mieć cery bladej i nieomal
przezroczystej, w jaką wyposażył ją
Chateaubriand, a po nim kilku malarzy
romantycznych.
Siostra Maria Rafaela uczyła również
geografii i historii -przedmiotów, które
dzięki jej talentom przemieniały się w pa-
133
sjonujące podróże w czasie i przestrzeni
(co nie znaczy, że lekceważyła wymagany
program). Nie kryła monarchistycznych
przekonań i niechęci do Napoleona - drobny
grzeszek, wybaczony przez słuchaczki tym
chętniej, iż zdołała wszystkie przekonać do
swej sprawy.
W czasie przerwy w lekcjach jej
przygnieciona wiekiem sylwetka prostowała
się nagle i siostra przemieniała się
znienacka w postawnego sędziego koszykówki.
Za tą zadziwiającą metamorfozą krył się w
gruncie rzeczy ten sam dar: umiejętność
mobilizacji młodych ludzi, niezależnie od
tego, czy szło o naukę, czy o sport.
Poznałam pózniej jej bratanka, pana Herv�
de Laubier, uderzająco podobnego do ciotki.
Dowiedziałam się od niego, że w archiwum
rodzinnym znajduje się niemało rękopisów
pióra siostry Marii Rafaeli. Nie zdziwiłam
się zbytnio, bo w Klasztorze Ptaków często
proszono ją o dopisanie zwrotki do takiej
czy innej piosenki albo przygotowanie mowy
pochwalnej pod adresem kolejnej goszczącej
u nas osobistości, o czym wiedziałam
znakomicie, nieraz bowiem wybierano mnie,
bym odczytała laudację zredagowaną jej
ręką. Pan de Laubier opowiedział mi też,
jak wyglądał wyjazd jego krewnej do
Wietnamu, tuż przed wybuchem II wojny
światowej. Kiedy liniowiec misjonarek
podniósł w Marsylii kotwicę, z nieba dał
się słyszeć warkot samolotu, który wykonał
ponad statkiem szereg ewolucji, po czym
zawrócił do bazy. Pilotował go ojciec
siostry Marii Rafaeli, lotnik, który
zaginął pózniej podczas walki powietrznej
na samym początku wojny.
W ostatnich klasach nauczanie religii
(siostry wolały ten termin od katechizmu)
prowadziła siostra Katarzyna, która przed
laty z tak dobrym skutkiem wprowadziła mnie
i moją siostrę w tajniki języka
francuskiego.
Jeśli wierzyć krążącym po internacie
pogłoskom, siostra Katarzyna -
protestantka, która przeszła na katolicyzm
- do-
134
znała inspiracji (mam na końcu języka słowo
iluminacja...), czytając jedną z powieści
Edouarda Estaunie. Chodzić miało o opisaną
tam rozmowę dwóch alpinistów na temat
śnieżyczki napotkanej na alpejskim
szczycie. Jeden z nich zadaje pytanie,
dlaczego piękno kwiatka zostało ukryte
przed ludzkimi oczami, a drugi odpowiada,
że wystarczy, kiedy rozkwitnie pod okiem
Boga. I ten właśnie dialog zadecydować miał
o tym, że siostra Katarzyna została
katolicką zakonnicą. W przeciwieństwie do
swych współtowarzyszek wcale nie była
skryta - jak zresztą mogłaby utrzymać pod
korcem światłość, która od niej biła?
Okoliczności jej nawrócenia tłumaczą, jak
mi się wydaje, naturę katolicyzmu, jaki
usiłowała nam przekazać. Był to katolicyzm
paschalny, wielkanocny, przepojony radością
i entuzjazmem, odbicie naprawdę głębokiej
wiary. Pewnego dnia siostra Katarzyna
podeszła do mnie i zapytała, oczekując na
moją pozytywną odpowiedz, czy - aby uczynić
zadość woli Pana Boga - nie zechciałabym
pojechać jako misjonarka do Brazylii.
Miałam także piękne marzenia, ale
wyobrażałam sobie zawsze, że ścieżka mojego
życia będzie przebiegać w przestrzeni
ograniczonej wietnamskim  bambusowym
płotem". Wiedziałam, że w moim kraju jest
bardzo niewielu katolików i że nakłada to
na mnie ogromne zadania. Nigdy, przenigdy
nie wpadło mi do głowy, aby realizować swe
zamiary za oceanem! Tak więc, na
perspektywę, którą roztoczyła przede mną
siostra Katarzyna, odparłam porywczo:
 Nie!". Pierwsza zdziwiłam się stanowczym
tonem swej odpowiedzi, która w jednej
sekundzie zniweczyła w oczach mojej
nauczycielki jej wyobrażenie o mnie jako o
grzecznej uczennicy, mówiącej cichym,
łagodnym głosikiem. Gdy zobaczyłam jej
zmieszaną minę, zrobiło mi się żal, że
popsułam jej lekcję.
W tym samym mniej więcej czasie
przeczytałam kilka ważnych książek, w tym
Le Seigneur Romano Guardiniego oraz L'homme
passe l'homme Maurice'a Zundela,
teologiczne dzieło, które bardzo przypadło
mi do gustu. Trzydzieści lat pózniej, kiedy
135
przyszło mi przełożyć na francuski Znak
sprzeciwu Karola Woj-tyły21, odnalazłam
podobny ton i klimat jak u szwajcarskiego
teologa.
W szkole brałam udział we wszystkich
możliwych akcjach związanych z głoszeniem
wiary, poza jedną - nie wiem dlaczego, ale
coś mnie powstrzymało, by zgłosić swój
akces do małej grupki, która miała nauczać
religii tutejszych górali Moi.
Natura poskąpiła im dobrej pamięci, musieli
więc powtarzać zdanie po zdaniu to, co
nauczyciel z ich plemienia tłumaczył z
francuskiego, którym posługiwała się
katechetka. Czy ich mentor znał
rzeczywiście dobrze język Racine'a? Mocno w
to wątpię. Za to zarówno nauczyciel, jak i
katechetki wraz z nadzorującym naukę
duszpasterzem, a przede wszystkim
uczniowie, mówili lub przynajmniej
rozumieli po wietnamsku. Mniej ryzykowne
teologicznie i znacznie prostsze z punktu
widzenia dydaktyki byłoby posługiwanie się
językiem zrozumiałym dla absolutnej
większości, ale kierownik katechezy, który
spełniał funkcję kapelana w Klasztorze
Ptaków, nie zgodził się na takie
rozwiązanie. Rezultaty nie dały na siebie
długo czekać: na początku któregoś roku
szkolnego podeszła do mnie moja chrześ-
niaczka - przyjaciółka, której pomogłam
przygotować się do chrztu - i mocno
zbulwersowana zapytała:  Wiesz, kto według
Moi stworzył świat? Szatan, wyobraz sobie!
Wszystko zapomnieli przez jedno lato!".
Tymczasem moje uprzedzenia - irracjonalne,
jak się wydawało - znalazły a posteriori
usprawiedliwienie. Okazało się, że lud Moi
był stawką w grze o wpływy, jaką prowadzili
ostatni obrońcy francuskich Indochin.
Zwiadomie lub nie, kierownik katechezy
odgrywał w niej rolę, która wykraczała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.