[ Pobierz całość w formacie PDF ]

choinką i błagam los, żeby on przyszedł. I nic. Haruje
w szpitalu. To moja wina. Gdyby mnie tu nie było,
spędzałby ten wieczór na swój sposób. Chciał być sam,
a ja mu w tym przeszkodziłam.
 I dobrze zrobiłaś, moja droga. Jesteś stworzona
dla niego  rzekła z mocą Alice.  Musisz jeszcze
trochę poczekać.
Louisa potrząsnęła głową z rezygnacją. Nie miała
już sił walczyć z Makiem. Rozpłakała się jak dziecko.
 To zupełnie jak pieczenie ciasta bez przepisu.
 Ocierała łzy.  Miałam wszystkie potrzebne składniki,
146 SARAH MORGAN
ale nie znałam proporcji. Alice, on mnie nie chce. On
nikogo nie chce i chyba już nikogo nie zechce.
 Skarbie...  Alice przysunęła się i mocno ją ob-
jęła.  Wypłacz się, kochana...
Przez chwilę Louisa walczyła z pokusą, lecz otrzez-
wił ją zapach indyka.
 Nie mogę.  Pociągnęła nosem.  Muszę pokroić
indyka, a nie potrafiÄ™.
 Pomogę ci  zaproponowała Alice.
 Wypiłaś już trzy sherry.  Louisa głośno wytarła
nos.  Zrobisz to gorzej ode mnie i wylÄ…dujesz w szpi-
talu z obciętym palcem.
 Przynajmniej spotkamy tam Maca.  Alice za-
chichotała przebiegle.
 Nie za tę cenę, Alice. Rozbawiłaś mnie.
 Ty też przywracasz mi humor. Zresztą wszyst-
kim dodajesz otuchy i Mac nie może tego nie do-
strzegać. Chyba że zmienił się nie do poznania.  Alice
uściskała Louisę.  Ale teraz zajmij się sosem. Czuję,
że się przypala.
 O Boże!  Louisa zdjęła rondel i przelała sos do
sosjerki.  Nie ma co dłużej zwlekać. Zaczynam kroić.
 Przełożyła indyka na deskę.
 DostanÄ™ jeszcze kropelkÄ™ sherry?  Alice goto-
wała się do pomocy.
 Pózniej.  Louisa podeszła do stołu z nożem
w ręku.  Teraz musisz być trzezwa. Jakie mięso
wolisz, jasne czy ciemne? Pytam dla zasady, bo i tak
nic nie wyjdzie z tego mojego krojenia.
 Zaczynaj  powiedziała Alice, za jej plecami
sięgając po butelkę.  Jestem z tobą.
BRYLANT POD CHOINK 147
Mac wszedł do domu i z lekkim uśmiechem za-
trzymał się na progu. Z kuchni dolatywał go smakowi-
ty zapach i wesoły śmiech. Poczuł, że dobrze jest
znalezć się w domu tak pełnym życia.
Jednocześnie uświadomił sobie, że jego dom nie
tylko jest pełen życia. Wyczuwało się w nim także
obecność Louisy. Zapragnął być z nią sam na sam, lecz
wiedział, jak bardzo w tym szczególnym dniu zależy
jej na większym towarzystwie. Jej gościnność i ser-
deczność urzekały go nie od dzisiaj.
Teraz wiedział już na pewno, że ją kocha.
Z uśmiechem na ustach przeszedł po cichu obok
nakrytego stołu w jadalni. Pięć minut pózniej stanął
w drzwiach kuchni. Alice tańczyła z Rickiem pod
czujnym okiem Hannah, a Poppy goniła psa, grożąc
mu gałązką jemioły.
 Promyczku, pocałuj mnie, pocałuj!  wołała
dziewczynka.
 Siad!  Mac chwycił psa za obrożę.  Jeśli dama
żąda pocałunku, lepiej się jej nie sprzeciwiaj.
 Mac!  wykrzyknęła Louisa i z wrażenia upuściła
garnek z brukselkÄ….
Widok Maca sprawił jej nieopisaną radość.
Wyraz jej twarzy powiedział mu więcej, niż marzył.
 Bardzo dobrze  stwierdziła Poppy, spoglądając
na podłogę.  Nienawidzę brukselki.
 Ale moja brukselka smakuje inaczej  zaprote-
stowała Louisa, sięgając po ścierkę.  Zostaw!
 krzyknęła na psa.  Nie jedz tego, bo cię brzuch
rozboli!
 A moja karta kredytowa nie wytrzyma kolejnego
honorarium dla weterynarza.  Mac już był przy niej
148 SARAH MORGAN
i pomagał jej wstać.  Zostaw tę brukselkę. Za chwilkę
tu posprzÄ…tam.
Chciał pocałować ją przy wszystkich, ale powstrzy-
mał się, widząc, że jest już wystarczająco zakłopotana.
 Co tu robisz?  Wytarła ręce o spodnie.  Myś-
lałam, że nie przyjdziesz.
 Dowiedziałem się, że ktoś podaje tutaj wspania-
łego indyka.  Patrząc jej w oczy, poczuł się jak czło-
wiek, który zrzucił z ramion ogromny ciężar.  Bez
brukselki.
 Na szczęście mam w zapasie jeszcze jeden gar-
nek tego przysmaku.
 Och, nie  jęknęła Poppy, obejmując psa za szy-
ję.  Chcę być psem. Nikt nie zmusza psa do jedzenia
brukselki.
 Louiso, co się stało z indykiem?  Mac z niedo-
wierzaniem spojrzał na stół.
 No właśnie. Sam widzisz. Mówiłam ci, że dziele-
nie indyka to nie moja specjalność.
 Ty to nazywasz dzieleniem?  Z trudem po-
wstrzymywał się, by nie wybuchnąć śmiechem. 
Chcesz powiedzieć, że to jest pokrojone? Wygląda
raczej, jakby ten ptak dostał się w łopaty śmigłowca.
 Zdaje się, że słabo opanowałam anatomię indyka
 wyznała.  Ale jestem przekonana, że będzie mimo
wszystko smaczny.
 W przyszłym roku ja go pokroję.  Mac pochwy-
cił jej pełne nadziei spojrzenie.
Poczuł przemożną chęć, by objąć ją, pójść z nią
plażę i wyznać, że jest gotów kroić indyka do końca
życia. Niestety jego uwagę odwróciła Alice.
 Czy pani dobrze się czuje?  spytał.
BRYLANT POD CHOINK 149
 Wyśmienicie!  Staruszka zachwiała się z gracją,
szukając krzesła.
 Ale nogi odmawiają pani posłuszeństwa  nie
omieszkał zauważyć.
 Cicho, Mac  szepnęła Louisa.  To po prostu
efekt nadmiaru sherry wypitej na pusty żołądek. Sia-
dajmy do stołu, zanim Alice zupełnie odjedzie.
 Nie martw się o mnie, dziecinko.  Alice ostroż-
nie usiadła.
 Przejdzmy się trochę.  Podał ramię starszej pani. 
W szpitalu odwiedziłem Verę. Na jej łóżku siedziało
trzech lekarzy słuchających opowieści z czasów wojny.
 Och, jak ja im współczuję!  westchnęła Alice,
opierając się na męskim ramieniu.  Idziemy.
Louisa spojrzała na swój talerz i stwierdziła, że
w ogóle nie ma apetytu.
Dlaczego Mac wrócił do domu? I co miał na myśli,
obiecując, że od dziś, zawsze będzie kroił indyka.
Nic nie miał na myśli, więc lepiej nie wpadać w pu-
Å‚apkÄ™ pustych obietnic.
Spojrzała za okno. Zwieży śnieg pobielił krzewy
w ogrodzie, a w oddali rozciągało się ołowianoszare
morze.
Za kilka dni wróci do Londynu. Będzie znów pro-
wadzić anonimowe życie w anonimowym mieście.
Na myśl o tym ogarnęła ją rozpacz.
 Louiso...  odezwała się Alice.  Nie otworzyłaś
jeszcze swojej strzelajÄ…cej niespodzianki.
 Nie mogę jej znalezć  odrzekła Louisa z wymu-
szonym uśmiechem. Musi opanować smutek i włączyć
się w ogólną wesołość.  Gdzie ona jest?
150 SARAH MORGAN
 Tutaj.  Mac podsunÄ…Å‚ jej papierowy walec w o-
zdobnej bibułce.
 Dzięki. Kto go ze mną rozerwie?
 Na pewno nie Poppy. Ja!  odparł pospiesznie
Mac.
Louisa ukryła zdziwienie. Macowi wyraznie udzie-
lił się świąteczny nastój.
 Ostrzegam, że nie znoszę huku.  Zamknęła oczy
i pociągnęła za jeden koniec, Mac za drugi.
Nastąpił mały wybuch i coś upadło na jej talerz,
wydając metaliczny dzwięk.
Przy stole zapanowała martwa cisza.
 Co siÄ™ z wami dzieje? Dlaczego milczycie? 
Louisa w końcu otworzyła oczy.
Rozejrzała się, a potem spojrzała na swój talerz.
Leżał tam przepiękny pierścionek z brylantem, isk-
rząc się w świetle niczym choinkowa ozdoba.
Odebrało jej głos.
 Te dzisiejsze niespodzianki przechodzÄ… same sie-
bie  westchnęła zdumiona Hannah.  Przez chwilę
pomyślałam, że to prawdziwy brylant.
Louisa wzięła pierścionek w palce, jakby rzeczywi-
ście bała się, że lada chwila zniknie.
Co to oznacza? Nie śmiała mieć nadziei, że...
 Louiso, nie spojrzysz na mnie?  Głos Maca był
stanowczy, lecz ciepły zarazem.
 Mac...  zaczęła niepewnie, nie dopuszczając do
siebie tej jedynej myśli, której nie mogła się oprzeć.
Bała się, że gdy podniesie na niego wzrok, on zabije
płonącą w jej oczach nadzieję.
 Przepraszam, że nie przyszedłem w porę, żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl