[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umrze.
- A ty sprzymierzyłaś się ze stroną, która twoim zdaniem odniesie zwycięstwo - powiedział Ryld.
Kiwnął głową. - To chyba sensowne posunięcie.
Halisstra westchnęła, zastanawiając się, dlaczego Ryld nie potrafi tego pojąć.
- Tu nie chodzi o taktykę - powiedziała, próbując mu to wyjaśnić. - Eilistraee jest jedynym
bóstwem mogącym dać drowom jakąś nadzieję. Ponieważ Lolth zniknęła, a jej kapłanki nie są w stanie
się bronić, miasta Podmroku wkrótce upadną, jedno po drugim. Wkrótce setki, jeśli nie tysiące, a nawet
dziesiątki tysięcy drowów zaczną uchodzić z Podmroku, szukając schronienia. Kapłanki Eilistraee udzielą
go im. Pomogą wyprowadzić nasz lud na światło. Pokażą drowom, jak zająć należne im miejsce na
świecie - nie tylko jak przeżyć, ale jak rozkwitnąć. Będziemy mogli odzyskać nasze dziedzictwo. Spójrz,
ile już zrobiły Mroczne Panie Eilistraee, oczyszczając las z potworów, tak by znów nadawał się do życia.
Tworzymy nowy dom w Zwiecie Ponad, dom, w którym drowy będą mogły żyć ze sobą w harmonii.
Dom, którego będziemy bronić magią i mieczem. Czy można mieć szlachetniejszy cel?
Spoglądając znów na drzewo trofeów, Ryld mruknął coś pod nosem. Halisstrze wydawało się, że
usłyszała  tak jak oczyściliście slumsy , ale uznała, że się przesłyszała, bo nie miało to przecież sensu.
- Ryldzie - powiedziała powoli - jesteś pewien, że...
- Cicho! ostrzegł Ryld, przechodząc nagle na język migowy. Słyszę w lesie jakieś glosy. Ludzkie
glosy Zbliżają się w naszą stronę.
Halisstra, zaniepokojona, sięgnęła po róg przy pasie. Czy powinnaś ostrzec inne kapłanki? W
końcu właśnie po to wysłano ją na granicę terenów świątynnych aby stała na straży. Uluyara ostrzegła ją,
że ludzcy podróżnicy często zapuszczają się w głąb Lasu Velara - podróżnicy, którzy nie odróżniają
kapłanek Eilistraee od drowów Podmroku. Ludzie zabijali wszystkie elfy o hebanowej skórze, jakie
napotkali na swojej drodze.
Ale jeśli zadmie w róg, równocześnie ostrzeże ludzi, a byli już blisko. Lepiej ocenić sytuację z
ukrycia i zająć się nimi samej, jeśli będzie to możliwe. Ryld pomoże jej i wprowadzi dodatkowo element
zaskoczenia.
- Ukryj się, pokazała na migi. Wyjdę im na spotkanie. Ty czekaj.
Ryld kiwnął głową i wysunął z pochwy wielki miecz, jednocześnie narzucając na głowę kaptur
piwafwi. Cofnął się pomiędzy gałęzie i stanął zupełnie nieruchomo, stając się jeszcze jednym cieniem.
Tymczasem Halisstra wyśpiewała cicho zaklęcie, które uczyniło ją niewidzialną. Potem zaczekała z
muzycznym mieczem w ręku.
Ludzie byli albo bardzo śmiali, albo bardzo głupi. Szli przez las ciężkimi, chrzęszczącymi w
śniegu krokami, nie dbając o ściszenie głosów, które sprawiały wrażenie napiętych. Od czasu do czasu
stękali, jak gdyby nieśli coś ciężkiego. Gdy minęli podstawę drzewa trofeów i wyszli z zarośli, Halisstra
zobaczyła, że jest ich dwóch - dwóch ludzkich mężczyzn z toporami przewieszonymi przez plecy,
96
niosących na rozpostartym między sobą płaszczu ciało.
Ciało drowki.
I to nie pierwszej lepszej drowki, ale drowki noszÄ…cej symbol Eilistraee na zawieszonym na szyi
łańcuszku i pęk miniaturowych mieczy wiszących przy pasie jak klucze.
- Kim jesteście? - zawołała Halisstra, rozpraszając zaklęcie niewidzialności. - Co się stało tej
kapłance?
Miecz Seyll trzymała w ręku - nie dlatego, że mężczyzni wyglądali groznie, ale dlatego, że gdyby
kapłanka wciąż żyła, mogła potrzebować magii uzdrawiającej, i to szybko. Podeszła bliżej i dotknęła
gardła kobiety, ale było już zbyt pózno na jakiekolwiek zaklęcia. Skóra drowki była zimna, puls ustał. Jej
zamknięte oczy nic już nie zobaczą.
Obaj mężczyzni byli chudzi i muskularni, mieli jasne włosy i skórę ciemniejszą niż większość
ludzi, co sugerowało, że mieli wśród przodków drowa. Starszy z nich pochylił przed nią głowę. Bardziej
ukłonić się nie był w stanie, bo wciąż trzymał płaszcz zapadnięty pod ciężarem kapłanki. Kiedy Halisstra
odpowiedziała skinieniem, mężczyzni ostrożnie opuścili swoje brzemię na pokrytą śniegiem ziemię.
- Jesteśmy z Velarsburga - oznajmił starszy. - Jestem drwal Rollim, a to mój syn Baeford.
Pracowaliśmy przy wyrębie w pobliżu Skowyczących Wzgórz, kiedy usłyszeliśmy kobietę wołającą o
pomoc. Poszliśmy za jej głosem spory kawałek przez las, więc musiało to być magiczne przesłanie, i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl