[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swego mę\a wieczorem. - Przez cały dzień nie mieliśmy jednej przykrej minuty. Jest tak\e
dobrze wychowana. Nie wypytuje natrętnie o wszystko, a okazuje wdzięczność, gdy otrzyma
odpowiedz. Zwróciłeś uwagę na jej twarz w namiocie, gdzie przedstawiano "Chatę wuja
Toma"? Jak pięknie opowiadała o tej ksią\ce, gdyśmy usiedli, aby zjeść lody śmietankowe?
Sama autorka nie mogłaby lepiej osądzić swego dzieła.
Pan Cobb nie krył zadowolenia, \e \ona nie ró\ni się z nim opinią o Rebece.
- Jestem pewny, \e będzie z niej niezwykła kobieta, śpiewaczka, pisarka albo doktorka jak ta
panna Parks z Cornish.
- Doktorki są zawsze homeopatkami, nieprawda\? - zapytała pani Cobb, która była
zwolenniczką starej szkoły w medycynie.
- Ale gdzie\ tam matko! Panna Parks nie jest homeopatką! Ona jezdzi po całym kraju!
- Nie mogę sobie wyobrazić Rebeki jako doktorki - rozmyślała pani Cobb. - Mo\liwe, \e
będzie wykładać albo deklamować, jak ten mistrz wymowy z Portland.
- Ma dosyć zdolności, aby pisać swoje własne ksią\ki - odezwał się pan Cobb z
przekonaniem.
- Wielka szkoda, \e wygląda tak pospolicie - zauwa\yła pani Cobb, gasząc świecę.
- Pospolicie wygląda? - zdumiał się. - Spójrz na włosy, uśmiech i te dołeczki! Popatrz na
Alicję Robinson, którą nazywają najpiękniejszym dzieckiem nad rzeką. Porównaj je, a
zobaczysz, jak ją Rebeka przyćmiewa. Spodziewam się, \e Miranda pozwoli jej odwiedzać
nas czasami. Trochę się dziewczyna wygada, nadmiar \ycia wyładuje z siebie, to będą mieli
więcej spokoju w Czerwonym Domu. Chocia\ minęło trzydzieści lat, wiemy, co to znaczy
mieć dziecko, będziemy ją lepiej rozumieli.
Pomimo pochwalnych słów państwa Cobb, Rebeka cię\ko pracowała nad lekcjami. Panna
Dearborn zadawała przewa\nie tematy, które sama niegdyś opracowywała: "Obrazy chmur",
"Abraham Lincoln", "Przyroda", "Dobroczynność", "Niewolnictwo", "Wstrzemięzliwość",
"Radość i obowiązek", "Samotność". Z \adnym z nich Rebeka nie mogła sobie poradzić.
- Pisz tak jak mówisz, Rebeko - nalegała biedna panna Dearborn. W głębi serca zdawała sobie
sprawę, \e sama nie potrafiła nigdy napisać dobrego wypracowania.
- Proszę pani! Nie mówię nigdy o przyrodzie i niewolnictwie. Nie mogę więc o tym pisać,
chyba \e miałabym coś do powiedzenia, nieprawda\?
- Na to są właśnie wypracowania - odpowiedziała panna Dearborn niepewnie - \eby cię
nauczyły wypowiadać się na ró\ne tematy. W ostatnim ćwiczeniu o "Samotności" nie
powiedziałaś nic interesującego; napisałaś je zbyt pospolicie, aby mogło brzmieć dobrze. Za
du\o jest tam zaimków dzier\awczych i osobowych. Powinnaś od czasu do czasu u\ywać
zaimka "się", \eby zdaniu nadać styl bardziej literacki. "Otwiera się ukochaną ksią\kę";
"Rozmawia siÄ™ z ciotkÄ… albo bratem" czy coÅ› podobnego.
- Nie wiem więcej o samotności w tym tygodniu, ni\ wiedziałam o radości i obowiązku w
tamtym - mruknęła Rebeka.
- W "Radości i obowiązku" próbowałaś być dowcipną i naturalnie nie udało ci się.
- Nie wiedziałam, \e pani ka\e głośno czytać - odpowiedziała Rebeka z uśmiechem pełnym
zakłopotania.
"Radość i obowiązek" był to temat pięciominutowego wypracowania dla starszych dzieci.
Rebeka mocowała się, walczyła, pociła - wszystko na pró\no. Kiedy przyszła na nią kolej
czytania, musiała wyznać, \e nie napisała nic.
- Masz przecie\ dwie linie, Rebeko - nalegała nauczycielka. - Czytaj coś napisała - zle czy
dobrze.
Rebeka wstała i tłumiąc śmiech odczytała następującą strofkę:
Kiedy się radość z obowiązkiem zderzy,@ zmyka obowiązek, niech mi Pani wierzy.@
Głowa Dicka Cartera znikła nagle pod pulpitem, a Liwing Perkins dusił się wprost ze
śmiechu.
Panna Dearborn śmiała się tak\e. Była prawie dziewczynką i nowe pomysły budziły jej
wesołość.
- Musisz zostać po lekcji Rebeko i zrobić to na nowo - powiedziała łagodnie. - Twój wiersz
nie zawiera w sobie zbyt szczytnej idei.
- To nie była jeszcze moja idea - usprawiedliwiała się Rebeka. - Skończyłam właśnie
pierwszą linijkę, gdy minęło pięć minut. Napisałam słowo "zderzy" i nie mogłam wymyślić
nic innego jak "wierzy" albo "le\y", albo "mierzy"... Ale mogę to zmienić tak:
Kiedy się radość z obowiązkiem zderzy,@ umyka radość, niech mi Pani wierzy.@
- Tak jest lepiej - odpowiedziała panna Dearborn - chocia\ nie mogę powiedzieć, \eby słowo
"umyka" było bardzo poetycznym wyra\eniem.
Nauczywszy się u\ywać zaimka "się", nadającego elegancji wszelkim literackim wysiłkom,
Rebeka przepisała pracowicie zadanie o "Samotności", stosownie do wskazówek panny
Dearborn. Nowa forma, którą przybrało wypracowanie, nie zadowoliła ani uczennicy, ani
nauczycielki.
Samotność
Powiedziałoby się fałszywie mówiąc, \e mo\e się być zawsze samotnym, gdy się ma swoje
ukochane myśli dla pocieszenia się. Siedzi się sobie, to prawda, ale myśli się. Otwiera się
swoją ulubioną ksią\kę i czyta się swoją ukochaną bajkę. Mówi się ze swoją ciotką albo
swoim bratem, pieści się swego kota albo ogląda się swój album z fotografiami. Ma się tak\e
swoją pracę. Jak\e\ mo\e się cieszyć ten, komu zdarzy się lubić swoją pracę. Wszystkie
drobne zajęcia domowe chronią nas przed samotnością. Czy\ mo\na się czuć osamotnionym,
gdy zbiera się szczapki, aby zapalił się ogień, na którym ma się ugotować swój wieczorny
posiłek. Albo kiedy myje się swój skopek przed wydojeniem swojej krowy? Nie mo\na sobie
tego wyobrazić.
`rp
R.R.R.
`rp
- To jest straszne - westchnęła Rebeka, gdy po godzinie przeczytała głośno wypracowanie. -
Ciągłe u\ywanie słowa "się" nie daje wcale wra\enia ksią\kowego stylu, a oprócz tego
wygląda strasznie głupio.
- Mówisz o takich dziwacznych rzeczach - zauwa\yła panna Dearborn. - Dlaczego
opowiadasz o czymÅ› tak pospolitym jak zbieranie szczapek?
- W poprzednim zdaniu mówiłam o "zajęciach domowych", a to jest właśnie jedno z nich. Nie
uwa\a pani, \e nazwanie kolacji "wieczornym posiłkiem" jest piękne, a wyraz "osamotniony"
jest prześlicznym słowem?
- Tak, ta część zadania jest bardzo dobra. Nie lubię tylko tych kotów, szczapek i skopków.
- Dobrze - westchnęła Rebeka. - Pójdą więc precz. Czy i krowa tak\e?
- O, tak! Nie lubię krów w wypracowaniach - odpowiedziała wymagająca panna Dearborn.
Wycieczka do Milltown miała drobne, lecz przykre następstwa. Na drugi tydzień matka
Minny Smellie powiedziała Mirandzie, aby uwa\ała na Rebekę, gdy\ zaczyna "kląć i mówić
bezbo\nym językiem". Słyszano tego popołudnia, jak mówiła coś strasznego przed Emmą i
Liwingiem Perkinsem, którzy się tylko zaśmiali, ścigając ją na czworakach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]