[ Pobierz całość w formacie PDF ]
biskupa i wizytatora stała". Królowa osobiście nadzorowała porządek nabożeństw,
wtrącała się do wewnętrznych spraw stanu duchownego. Zawsze była nabożna, teraz
popadła w klerykalizm. Jakiś wpływ na tę jej akcentowaną prawowierność wywarły
pewnie i obawy przed rozwodem. Dogmaty i prawa katolickie stały po jej stronie.
Kościół ją asekurował, tym pilniej garnęła się pod jego skrzydła. Widząc raz, że
kaznodzieja wzruszył Stefana, stwierdziła z satysfakcją: "Dawno król polski na
kazaniu płakał". Przyjmując w Ujazdowie nowego nuncjusza, Alberta Bolognetti,
najpierw poszczyciła się arrasami Zygmiunta Augusta, potem zaprowadziła gościa
do ogrodu. Nie omieszkała zwrócić jego uwagi, że wszystkie rośliny, kiedykolwiek
podarowane przez heretyków, zwiędły, katolicka zaś flora rozwija się
przepięknie. Tego rodzaju wynużeń nie słyszano na dworze npolskim w ogóle nigdy,
a nie tylko od dawna. Królowa zdecydowanie odstępowała od tradycji
jagiellońskiej, którą tak chwalebnie reprezentował jej brat. Płynęła z niedobrym
prądem. W tym samym mniej więcej czasie, w którym Albert Bolognetti wąchał pod
Warszawą prawowierne zioła, na rynku wileńskim płonęły książki. Nowy biskup
tamtejszy, Jerzy Radziwiłł, zaraz po ingresie "począł czynić rząd". Kazał palić
puzblicznie wydawnictwa heretyckie, wydrukowane przez nieboszczyka własnego
ojca, Mikołaja Czarnego. Minęło już kilkanaście lat od zamknięcia ostatniej
sesji soboru trydenckiego, kontrreformacja szła do natarcia na szerokim froncie,
zdobywała coraz to nowe pozycje. Byłoby naiwnością przypisywać jej sukcesy
wyłącznie przychylnej postawie Kościoła wobec interesów stanowych szolachty.
Prawosławie oraz wszystkie wyznania protestanckie, z wyjątkiem arianizmu, także
bez zastrzeżeń i niedomówień sprzyjały posiadaczom. Tak zwana reakcja katolicka
miała sztab w Rzymie, uprawiała mistrzowską strategię i taktykę. Jedna z
głównych wytycznych akcji nakazywała zdobywać wpływy na dworach panujących. W
początkach XVII wieku anonimowy publicysta polski, będący katolikiem, tak pisał
o postępowaniu jezuitów: "Naprzód starają się z wielką pilnością, aby się do
dworów panięcych jako najbardziej włudzić i do nich przystęp mieć. Bo to jest
gniazdo jezuitów własne, z którego potem na myśliwstwo wylatują. I wolałby
jezuita nie wiem jaką sromotę podjąć, niż od dwora ekskludowan być. Tu nogę
postawiwszy i postawkę nastroiwszy, zaraz się rządu ujmują tak, że co żywo do
nich po rozum chodzi, a nawet i biskupów samych pedagogami zostali... Bo państwa
naprzód w moc swoją, jako w pazury jakie, ujmują i nimi, jako chcą, kierują".
Królowa dewotka była skarbem dla strategów kontrreformacji. Jej główny pionier w
Polsce, Stanisław Hozjusz, zaliczał się do starych znajomych, nawet do
przyjaciół Jagiellonki. Nie chodziło zresztą o same tylko głowy koronowane.
Równie ważne było zdobywanie ludzi z ich otoczenia. Andrzej Patrycy Nidecki
uległ naciskom już wtedy, gdy należał do dworu Anny. Przez całe dziesięciolecie
opierał się ten indyferentny w gruncie rzeczy ksiądz humanista namowom Hozjusza.
Aż nareszcie w roku 1576 ukazało się w Kolonii jego dzieło apologetyczne
"Paralella Ecclesiae Catholicae cum Hereticorum Synagogis". Napisana w Krakowie
przedmowa nosi datę 1 kwietnia. Autor bawił wówczas w stolicy wraz ze swą panią,
czekał na jej koronację i wesele. Kontrreformacja zaczynała brać w swą służbę
ludzi z dworu polskiego. 21 listopada 1579 roku Stefan I przyjechał do Warszawy
opromieniony świeżą chwałą zdobywcy Połocka. Jan Kochanowski uczcił bohatera
wierszem, Nidecki zaś witał go przemową łacińską. Twierdził, że król przewyższył
herosów starożytności, gdyż walczył "ze zwierzem w postaci ludzkiej ukrytym", a
nie ze zwykłymi zwierzętami jak tamci. Straszne okrucieństwo Iwana Groznego
czyniło zeń bowiem "monstrum i dziwoląg przyrody". Wyraziwszy wdzięczność za
pokonanie wroga zewnętrznego, wezwał Nidecki monarchę do równie twardej rozprawy
z nieprzyjacielem wewnętrznym, to znaczy z herezją. Mówił o świętym obowiązku
obrony katolicyzmu "w państwie naszym, a mianowicie w tej stolicy, przytułku
naszym, a przede wszystkim siedzibie Najdostojniejszej Małżonki, Królowej
Naszej". Kazimierz Morawski, autor książki o Nideckim, przypisuje ton i treść
tej mowy wpływom Anny, zagniewanej na szkoły oraz nabożeństwa innowiercze w
Warszawie. Jagiellonka miała się w przyszłości chwalić, że u niej na Mazowszu
nie ma odszczepieństwa, który to stan rzeczy uważała za ideał. Nie była jednak w
tej mierze wyrazicielką przekonań wszystkich swych poddanych. W odpowiedzi na
mowę otrzymał Nidecki list zbiorowy pełen podobno obelg. Oburzenie było tak
wielkie, że zajadłemu oratorowi grożono śmiercią. Ksiądz Andrzej Patrycy sparzył
się dotkliwie i nauczył ostrożności. Kiedy król znowu pojawił się w Warszawie w
roli zwycięzcy i pojechał saniami pod katedrę Zw. Jana, w powitalnym
przemówieniu Nideckiego zabrakło apeli inkwizycyjnych. Społeczeństwo broniło
najlepszych zdobyczy epoki Jagiellonów, od których ostatnia przedstawicielka
dynastii odstępowała aż nazbyt pochopnie. Szczęściem, Węgier na tronie nie
pożądał laurów dyktatora sumień. Zdobywał się na tolerancję nawet wtedy, gdy
różnowiercy upierali się przy rzeczach oczywiście niesłusznych. 13 lutego 1582
[ Pobierz całość w formacie PDF ]